Uwaga, mam dziś prawdziwy hit z kategorii książki dla najmłodszych oraz książki kartonowe. Publikacja ma sympatyczny tytuł „Brum, brum, brum! Miejski szum”, a znalazłam ją w ofercie wydawnictwa Jupi Jo!. Razem z Panem Żyrafą wyjeżdżamy na ulice dużego miasta, a tam... Oj dzieje się, dzieje.
Najprościej określić tę książkę jako wyszukiwankę, jednak pracując z nią możemy ćwiczyć więcej obszarów niż spostrzegawczość. Ale po kolei. Obrazki w „Brum, brum, brum. Miejski szum” są bardzo bogate i „dynamiczne”. Ktoś gdzieś biegnie, coś kupuje, odpoczywa, bawi się i in. Mamy zaaranżowane sceny na ulicy, jak i zaglądamy do domów. Na każdej ze stron wydawca zaproponował postaci, które należy znaleźć.
Po drugie, wyobraźnia. Publikację można potraktować, jako picturebook. Opowiadać co dzieje się na obrazkach, a nawet ułożyć własną historię. Jak już wspominałam naszym przewodnikiem jest Pan Żyrafa i towarzyszymy mu w drodze – my uznaliśmy, że – do pracy. Ten jego przejazd przez miasto został w kilku zdaniach opisany. Możemy porozmawiać, o tym co go w czasie tej drogi spotkało. Śledzić można również losy innych postaci, bo na kolejnych stronach niektóre się powtarzają. Mój synek przejął się zgubionym balonikiem i na każdej ilustracji sprawdzał, gdzie on poleciał oraz czy nikt go nie złapał i nie oddał właścicielce.
Po trzecie, uczymy dziecko cyfr i kolorów. W trakcie rozwoju historii wyjeżdżają na drogę kolejne pojazdy np. dwie czarne limuzyny, trzy szkolne autobusy, cztery auta wyścigowe itp. W efekcie tworzy się ogromny korek, ale nie o tym. Są to stałe elementy. Możemy do nich wracać i dziecko widzi jak ich przybywa. Powoduje to też podniesienie poziomu trudności, bo wraz z rozwojem historyjki obiektów przybywa, są mniejsze i trudniej wyszukać zadane fragmenty obrazków. Cyfry i kolory można też wtrącić do wyszukiwania i opowiadania o ilustracji np. „żabka mieszka w niebieskim domku”, albo „czy znajdziesz trzy kurczaczki?”
Dla mnie atutem jest to, że bohaterowie to zwierzątka. Są ubrane i mają przypisane ludzkie. czynności np. piją coś, biegają, prowadzą samochody. Natomiast istotne jest to, że ułatwia to komunikację z dzieckiem. Odgłosy zwierząt to takie dźwięki, które maluch szybko podłapuje i „ko,ko”, „tu,tu”, „hau, hau” staje się standardem w jego repertuarze. Łatwo też takie postacie rozróżnić. Takiemu dwulatkowi trudno opisać cechy szczególne poszczególnych osób jak np. ciemne/jasne włosy, ale już przekazać, że małpka maluje, a kotek się buja pokaże/powie całkiem sprawnie. Zwierzęcy bohaterowie sprawili, że nawet słabo mówiący czytelnik może opowiedzieć swoją wersję historyjki.
Chyba pierwszy raz nie przyczepiam się, że książka dla dzieci ma duży format – nieco więcej niż A4 (ok. +1 cm). Jednak jej strony są wspaniale zagospodarowane, a poszczególne fragmenty ilustracji doskonale widoczne. Na okładce wydawca wspomina o otwieranych stronach. Są dwie przy okazji ostatniej sceny, kiedy aut na ulicy jest już na prawdę dużo. I tu faktycznie potrzeba było jakoś powiększyć obrazek. Na jednym ze skrzydełek mamy kilka znaków drogowych, ale nie znajdziemy ich również na ilustracji. Niemniej, jak ktoś ma pomysł może o nich dziecku opowiedzieć.
Nie jestem pewna, czy wymieniłam wszystko, o czym rozmawiamy przy pomocy „Brum, brum, brum! Miejski szum”. Ilustracje w tej książce są tak bogate, że za każdym razem odkrywamy je na nowo, a w kolejnych rundach zwracamy uwagę na coś innego. I to jest genialne, bo ta książka nie nudzi – nawet rodzica. Każde jej czytanie jest inne. Wiem, że mojego syna najbardziej „kreci” to, że na ulicach miasta z książeczki jest mnóstwo samochodów, a szczególnie wozy strażackie, ale z zainteresowaniem analizuje też, co robią jego mieszkańcy. Podsumowując, wspaniała publikacja z potencjałem, dająca szerokie możliwości do pracy z małym dzieckiem.