Mimo że uwielbiam psy, to w swoim życiu poznałam niewiele psich historii zapisanych na kartach papieru. W dzieciństwie przeczytałam O psie, który jeździł koleją Romana Pisarskiego, podczas czytania którego ryczałam jak bóbr i spóźniałam się do szkoły. Parę miesięcy temu poznałam Misję na czterech łapach Camerona, która skradła moje serce. Do trzech razy sztuka, mówią, bo ostatnio trafiła do mnie kolejna książka o psich przygodach, a mianowicie Hycel, której autorem jest Tomasz Wandzel.
Hycel opowiada o przygodach pewnego owczarka niemieckiego, wyszkolonego do wyłapywania nielegalnych przemytów narkotyków, papierosów i alkoholu. Azyl znany jest ze swoich niesamowitych umiejętności niemal w całej Polsce, gdzie co rusz zostaje przypisywany do wykonywania kolejnych zadań. Ale nie wszystkim poczynania policyjnego psa działają na korzyść. Wszak ci, którzy zajmują się nielegalnymi przemytami tracą tysiące złotych, gdy Azylowi uda się zlokalizować przemycany towar. Właśnie dlatego pies zwraca na siebie uwagę niewłaściwych osób, które chcą zlikwidować zarówno jego, jak i jego pana, Tomasza Steciuka.
Azyl i jego właściciel znaleźli się w poważnych tarapatach. Gdzieś tam czają się ludzie, którzy chcą ich zabić. Po cichu, niepostrzeżenie, bez rozgłosu. Ale Azyl to nie pies, który pozwoli na skrzywdzenie siebie i Tomasza. Wszak to pies policyjny, wyszkolony nie tylko do tropienia nielegalnych przemytów, ale również do zabijania…
Kiedy wreszcie nadchodzi czas przewidywanego zamachu na Tomasza i Azyla, wywiązuje się szarpanina i strzelanina, z której nie wszyscy wychodzą cało. Po kilku godzinach wyczekiwania, okazuje się, że pies został sam. Trop jego właściciela niknął gdzieś w dali, a on nie wiedział, co ma począć dalej. Ruszył więc przed siebie, setki przebytych kilometrów, które doprowadziły go prosto w ręce tytułowego hycla. Ale Azyl nie ma w planach dać się schwytać, mimo wielkich wysiłków Adama i jego współpracowników. Azyl to pies wyszkolony, który na wolności poddał się czystemu, zwierzęcemu instynktowi, a instynkt ten mówi mu, by nie dać się złapać.
Tomasz Wandzel, autor recenzowanego przeze mnie tytułu, ma na swoim koncie jeszcze jedną powieść, a mianowicie debiutancki Dom w chmurach, opublikowany w 2011 roku oraz reportaże i krótkie formy prozatorskie. Urodzony w 1975 roku w Głuchołazach jest nie tylko pisarzem, ale również zapalonym turystą górskim. Spotkanie z Hyclem to moje pierwsze spotkanie z autorem i jego twórczością.
A jakie było to spotkanie? Przeciętne. Jak już mówiłam, jestem miłośniczką psów, choć sama żadnego nie posiadam. Fakt, że poznałam niewiele psich historii spisanych na papierze, niczego tutaj nie zmienia, bo dwie przeczytane przed Hyclem książki, były dużo, dużo lepsze. Tak, O psie, który jeździł koleją również – wtedy płakałam podczas lektury, a tutaj emocje gdzieś wyparowały.
Historia jest krótka, niezbyt rozbudowana, w głównej mierze przeznaczona Azylowi, którego nazywano również Bondem. Wątków pobocznych tyle, co kot napłakał – trochę o policjancie Tomku, jego ciężarnej żonie oraz ociupinka o hyclu Adamie, jego rodzinie i braku oporów do zdrady żony. Chyba żaden z bohaterów nie zyskał mojej sympatii, nawet sam pies, mimo mojej miłości do tych zwierzaków. A dlaczego? Bo, mimo że był piekielnie inteligentny, sprytny i świetnie grał hyclom na nosach, to wciąż był brutalny i przesadnie zwierzęcy. Jasne, nie można się spodziewać, że wszystkie psy są miłe, słodkie i przytulaśne, ale po tej książce oczekiwałam czegoś innego. Może historii prawdziwej, bezinteresownej przyjaźni, która świetnie pasuje do duetu człowiek-pies? A tutaj przyjaźni znów tyle, co kot napłakał. Azyl biegał jak pokręcony po ulicach miasta, straszył ludzi i inne psy, a Adam gonił za nim, jak przywiązany na sznurku do psiego ogona. Nie wiedział, czemu tak goni za tym groźnym zwierzem, ale wiedział, że musi go złapać, nawet kosztem odświeżenia kontaktu z byłą partnerką i zdradą żony.
Kompletnie nie przemówiła do mnie ta historia. Moje oczekiwania zderzyły się ze ścianą rzeczywistości i kraksa ta kazała mi odwrócić się od Hycla, z bólem głowy i chęcią wymazania tej historii z pamięci. Bo niby napisana jest poprawnie, wszystko jest ok, ale cóż poza tym? Żadnych emocji we mnie nie wzbudziła, prócz niechęci oczywiście. Szczególnej akcji też tutaj nie ma – bo ile można śledzić losy psa ganiającego po okolicy, za którym biega hycel? Jakoś to wszystko nie zagrało z moimi oczekiwaniami, a w rezultacie z odczuciami po lekturze.
Komu mogłabym ją polecić? Nie wiem. Miłośnikom psów, jeśli są bardzo ciekawi. Osobom, których pozornie zainteresowała fabuła i chcą się przekonać na własnej skórze, jak to z tą książką jest. Komu więcej? Nikomu. Hycel jest po prostu przeciętny, jak na mój gust i uważam, że jest wiele innych, ciekawszych lektur, po które warto sięgnąć zamiast tej.