Od momentu, w którym przyszło mi ujrzeć zapowiedź wymienionej wyżej książki, wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Nie wiem, skąd obudziło się we mnie uczucie głębokiego przekonania, że nie mam innego wyjścia, jak tylko zdobyć tę powieść, porwać ją w zniecierpliwione dłonie i zanurzyć się w lekturze. Może to ten tytuł, który stworzony jakby dla mnie, idealnie wstrzelił się w me gusta? A może to reakcja na autora? Wszak to TEN Piotr Adamczyk! TEN od Papieża! Prawda jest taka, że to wcale NIE JEST TEN Piotr Adamczyk, o którym wszyscy myślą. Ale to nic. Miałam przeczucie, które tym razem mnie nie myliło.
Pożądanie mieszka w szafie to bardzo intymny portret samotnego mężczyzny w średnim wieku, który boryka się z brzemieniem sławnego nazwiska, lekkim niepowodzeniem u kobiet i podupadającą gazetą, której jest redaktorem. Piotr w pewien sposób nauczył się swojej samotności, choć wciąż się do niej nie przyzwyczaił. Nie da się, wszak: „Samotność nie jest naturalnym stanem; wszystko wokół występuje w parach – poduszki w sypialni, palniki w kuchence, a nawet baterie w latarce. Samemu może i dobrze się mieszka, ale zasypia fatalnie”. Gdzieś w głębi wciąż rozpamiętuje swoją pierwszą, prawdziwą, acz nieszczęśliwą miłość, którą poczuł do niejakiej Marysi Jezus. Teraz kobieta czai się w każdym zakamarku życia Piotra, przypominając mu, co niegdyś stracił.
Ale Piotr nie jest bierny w swojej samotności. Nie siedzi w kącie i nie opłakuje swojej straty. Wszak ma potrzeby do zaspokojenia, ryczący zew natury, wzywający do tego, by pragnąć i pożądać kobiet. A przecież Piotr lubi przytulać się do ich miękkich ciał, lubi muskać ich delikatne usteczka, uwielbia pieścić, dotykać i całować. Z chęcią zrobiłby to i owo z byłą dziewczyną TEGO Piotra Adamczyka, chociażby po to, by wywołać mały skandal i podnieść swoje wyniki w wyszukiwarce. Bo „człowiek istnieje na tyle, na ile można go znaleźć w wyszukiwarce; jeśli nie wie o tobie wyszukiwarka, nie wie nikt”.
I tym razem moja intuicja mnie nie zawiodła. Było dobrze, naprawdę dobrze. Z wielką przyjemnością zaczytywałam się w książce Piotra Adamczyka, szczególnie, że wcześniej miałam w rękach toporny tytuł Irvinga. Pożądanie mieszka w szafie przywitało mnie dawką ciętego dowcipu, spojrzeniem krytycznego oka na rzeczywistość, garścią smutku i samotności, z odrobiną erotyzmu i podniecenia w dobrym smaku. Wyszedł z tego iście przepyszny smakołyk dla duszy czytelnika. Przynajmniej mojej. Piotr Adamczyk wessał mnie do wnętrza swojej książki, która jest niesamowicie życiowa, taka prawdziwa, o! Nie ma tu wydumanych bajeczek o księżniczkach i rycerzach na białych koniach, wyidealizowanych uczuć (choć jest nieco wyidealizowana Marysia Jezus), tylko samo życie, które potrafi dać w kość singlom w pewnym wieku.
Teraz tylko zostało mi zastanawiać się i łamać sobie głowę, ile Piotra Adamczyka z książki, jest w Piotrze Adamczyku, który pisał tę historię. Ile jest prawdy w tych niby fikcyjnych wydarzeniach, które opisuje? Wszak imię i nazwisko to samo, praca jakby też, zbieżności nie brakuje. A przecież to nie autobiografia, tylko powieść. A ja i tak się zastanawiam. Bo tak.
Jeśli jeszcze nie mieliście okazji przeczytać najnowszej książki Piotra Adamczyka-nie-tego-od-papieża, to sięgajcie śmiało. Dawno nie czytałam tak lekkiej i przyjemnej, a zarazem ciężkiej i obarczonej ciężarem refleksji, przez które trzeba przebrnąć, książki, którą z zadowoleniem postawię na półce, by do niej wrócić. Wypuście pożądanie z szafy ;)