„Najboleśniejszą prawdą jest odkryć kłamstwo”.
Idealne życie. Ostatnio sporo kontrowersji na Instagramie wzbudził wpis jednej z celebrytek, która stwierdziła, że mamy modę na brzydotę. Gdy przeczytałam cały post, miałam mętlik w głowie. No bo jak to? Mamy udawać? Kłamać, że nasze życie jest idealne, świetne, cudowne, gdy tego nie czujemy? Mamy oszukiwać innych i siebie. Krzywdzić siebie idealnym obrazem i idealnymi obrazami życia innych ludzi? Czasami wręcz oszukujemy samych siebie, nie dostrzegamy tej ułudy, ślepo wierzymy we wszystko, co widzimy i zazdrościmy innym.
Helen – prosta, szczera dziewczyna. Po uszy zakochana w swoim mężu Danielu. Wydawałoby się, wiedzie świetne, idealne życie. Jednak kiedy każda kolejna ciąża kończy się poronieniem, Helen zaczyna się załamywać. Niczego nie ułatwia fakt, że żona jej brata wydaje się idealna. Bo wiecie, Serena zawsze była lepsza. Miała lepszy wygląd, lepszy dom, wszystko lepiej poukładane, posortowane i dopracowane. Wiodła idealne życie, idealnej żony. Kiedy Serena, Rory i Daniel wystawiają Helen, która musi sama zmierzyć się z zajęciami w szkole rodzenia, nie wiedzą, że ta decyzja na zawsze odmieni ich życia, a nowa przyjaciółka – Rachel, nie jest tym, za kogo się podaje.
Nagłówki na okładce krzyczą, że to najlepszy debiut na rynku. Pełen napięcia thriller psychologiczny, który wryje cię w ziemię. No cóż. To nie do końca tak. Thrillera było tam jak na lekarstwo. Większość to opowieść dwóch kobiet w ciąży. Jedna ciągle się boi, druga jest upita radością z powodu swojego stanu. Do tego dochodzi Katie, dziennikarka, której postać nie wiem, po co się pojawia. Właściwie wiem, ale nadal uważam, że pojawiła się trochę bez sensu.
Kochani, to co wydarzyło się w tej książce to jakieś nieporozumienie. Już dawno żadna książka mnie tak nie znudziła. Zmuszałam się, żeby do niej usiąść i ją czytać. Zachęcona wieloma pozytywnymi recenzjami, z werwą do niej usiadłam. Szybko okazało się, że to nie jest coś, czego oczekiwałam.
Moim zdaniem autorka niezbyt umiejętnie wprowadzała napięcie. Było go tam mało, prawie wcale. Wszystko opisane suchym językiem, który nijak nie oddziałuje na naszą wyobraźnię.
Dodatkowo bohaterowie mnie irytowali. Mamy nachalną Rachel (jej charakter jeszcze rozumiem), naiwną Helen, której decyzje przyprawiały mnie o białą gorączkę, nieodpowiedzialnego Daniela, który sam nie wie, co ma robić i zostawia żonę w ciąży samą, bucowatego Rory’ego, który nic sobie nie robi z tego, że ma firmę na głowie i napuszoną, roszczeniową Serenę, która wywyższa się ponad wszystkich i zależy jej tylko na kasie. Do tego nijaka Katie, nieodpowiedziany Charlie i dziwny policjant. To nie brzmi jak dobrzy bohaterowie, dobrego thrillera.
Jedyne co ratuje tę książkę przed niższą oceną, jest końcówka. Faktycznie do samego końca autorka zwodziła mnie za nos i nie wiedziałam, o co dokładnie chodzi. Ostatnie kilkadziesiąt stron przeczytałam z zaciekawieniem. Ale to tyle. Książka mnie nie zachwyciła, mimo wszystko zachęcam jednak, aby każdy przekonał się na własnej skórze, co sądzi o tej pozycji.