Inwazja porywaczy ciał recenzja

Inwazja przez kuchenne drzwi

Autor: @sehar ·5 minut
2020-08-30
Skomentuj
5 Polubień
Wydawnictwo Vesper to zdecydowanie jedno z moich najlepszych odkryć roku. Nie dość, że wydaje mało znaną w Polsce klasykę literatury grozy to wydaje ją w naprawdę dobrej jakości. Dobre książki w pięknym wydaniu? To jak spełnienie marzeń każdego czytelnika. Jednak odłożę zachwyty na bok i przejdę do rzeczy. Jednym z wypuszczonych przez Vesper na rynek klasyków jest powieść Jacka Finneya z 1954 roku pod intrygującym tytułem „Inwazja porywaczy ciał”. Czy ten tytuł także kojarzy wam się z filmami z tamtego okresu w rodzaju „Plan 9 z kosmosu” albo „Inwazja kosmitów”? Dzisiaj te produkcje bardziej śmieszą niż straszą, pomimo to wciąż mają swoich fanów, a występujące w nich potworki na stałe zagościły w ludzkiej świadomości. Ludzie twierdzący, że doświadczyli spotkania pierwszego stopnia z obcymi opisują ich jako humanoidalne istoty z dużymi głowami i oczami. Jak nic przypominają kosmitów z „Inwazji kosmitów”. Co natomiast da się powiedzieć po tylu latach o „Inwazji porywaczy ciał”?

Opowieść rozpoczyna się w małym kalifornijskim miasteczku Mill Valley. Na co dzień niewiele się w nim dzieje. Każdy zna każdego, a życie upływa na pracy i spotkaniach z przyjaciółmi. W miasteczku prowadzi też swoją lekarską praktykę główny bohater – Miles Bennell. Pewnego razu przychodzi do niego z nietypową sprawą stara znajoma oraz jak się okazuje miłość z dawnych lat o imieniu Becky. Niepokoi się z powodu zachowania kuzynki, która uważa, że jej ukochany wujek nie jest ukochany wujkiem tylko podszywającym się pod niego oszustem. Miles na prośbę kobiety decyduje się złożyć wizytę i przyjrzeć się bliżej tej sprawie. Wizyta kończy się tym, że bohater nie dostrzega w wujaszku Irze niczego podejrzanego zaś kuzynce swojej dawnej miłości proponuje wizytę u psychiatry. Biedaczka pewnie przeżywa jakiś kryzys albo załamanie, stąd te dziwaczne pomysły. Wkrótce potem Miles zaczyna zastanawiać się czy postawił trafną diagnozę bowiem w Mill Valley coraz częściej pojawiają się przypadki mieszkańców upierających się, że ich krewni już nie są ich krewnymi. Robi się coraz bardziej tajemniczo i coraz trudniej wyjaśnić w sensowny sposób następujące po sobie zdarzenia.

Miles łączy siły z miejscowym pisarzem i wraz z nim odkrywa straszną prawdę. Na Ziemię przybyli obcy z zamiarem podbicia planety. Nie zamierzają urządzić ludzkości spektakularnej inwazji jak z Wojny Światów czy jakiegoś innego Dnia Niepodległości. W naszym języku istnieje związek frazeologiczny „dostać się kuchennymi drzwiami” oznaczający załatwienie czegoś potajemnie, dostanie się gdzieś po cichu. Idealnie odzwierciedla to działania chytrych kosmitów, którzy potrafią upodobniać się do wybranych przez siebie ludzi. Poprzez tworzenie kopii i pozbywanie się oryginałów chcą stopniowo zapanować nad światem. Podbój całej planety odbywa się więc dyskretnie, bez wzbudzania niczyich podejrzeń. Jednak sytuacja nie jest tak beznadziejna jak mogłoby się wydawać, gdyż najeźdźcy nie uwzględnili w swoich planach jednej ważnej rzeczy. Podróbki ludzi mogą wyglądać identycznie jak ludzie, ale w przeciwieństwie do nich nie są zdolne do wyrażania jakikolwiek emocji. Posiadanie bogatej palety uczuć, emocji i pasji staje się zatem kluczowym dowodem człowieczeństwa. Czy wystarczy to jednak, by uporać się z obcymi?

Zamieszczona w powieści intryga z każdą następną stroną nakręca się coraz bardziej. Bohaterowie początkowo próbują znaleźć jakieś racjonalne wyjaśnienie na to co się wokół nich dzieje, a kiedy logika i racjonalność zaczyna zawodzić, czują się nieswojo. Znane im, przyjazne miasteczko okazuje się nagle nieprzyjemnym miejscem w którym rządzą niezrozumiałe dla nich zasady. Można powiedzieć, że paradoksalnie to doktor Miles i jego kompani w pewnym momencie stają się tymi „obcymi” niepasującym do nowej społeczności Mill Valley. Towarzyszy im, a przy okazji nam czytelnikom poczucie wyobcowania i niepewności co do tego komu należy ufać.

Następujące po sobie dziwne zdarzenia widzimy z perspektywy Milesa, który jest… raczej zwyczajną osobą. Nie wygląda na kogoś szalenie odważny czy szalenie błyskotliwego. Nie posiada jakiś wyjątkowych cech dzięki którym dałoby się go zapamiętać na dłużej. To szanowany lekarz, który prowadzi uporządkowane życie w rodzinnym miasteczku. W prawdzie pojawienie się starej miłości wywołuje trochę zamieszania w poukładanym świecie doktora, bo nie ukrywa przed samym sobą, że nadal coś czuje do Becky jednak nie jest skłonny do składania wobec niej poważniejszych deklaracji. Wszystko zmienia się, gdy zaczyna odkrywać co dzieje się w mieście. Dopiero wtedy postać Milesa ujawnia przed nami swoje zalety. Daje się poznać jako całkiem inteligentnym, odważnym i zdeterminowanym człowiek. Ktoś, kto w obliczu zagrożenia robi to co należy zrobić, by ocalić ludzkość. Możliwe, że wrzucenie kogoś tak normalnego jak Miles w ciąg niepojętych dla niego zdarzeń sprawia, iż cała ta historia nabiera większej wiarygodności. Jak to mówią, nikt nie rodzi się bohaterem, może się nim tylko stać.

Chociaż mamy do czynienia z inwazją kosmitów to tempo akcji nie należy do najszybszych albo najbardziej porywających. Sporo miejsca zajmują przemyślenia oraz wewnętrzne dylematy Milesa. Spokojna narracja niekoniecznie jest słabostką tej powieści. Ludzie nie prowadzą otwartej wojny z obcymi, inwazja odbywa się po cichu, zaś spokojna narracja pomaga budować nastrój tajemnicy, niepewności i nieuniknionej konfrontacji.

Vesper po raz kolejny spisało się przy wydaniu książki. Papier wydaje się solidny, przyjemny w dotyku. Czarno – białe ilustracje autorstwa Piotra Herly są bardzo klimatyczne, dobrze wpasowują się w treść powieści. „Inwazja porywaczy ciał” podobnie jak większość wypuszczonych przez wydawnictwo książek ma ciemną okładkę, dzięki czemu ładnie prezentuje się z nimi na półce.

„Inwazja porywaczy ciał” to jak zdążyliśmy sobie powiedzieć pod każdym względem klasyk literatury science fiction a zarazem powieść napisana w stylu, który dzisiaj można nazywać „oldskulowym”. Całkiem dobrze udało mu się jednak przetrwać próbę czasu. Jeśli komuś nie przeszkadzają częste wywody głównego bohatera ani nie jest mocno wyczulony na role jakie odgrywają w książce żeńskie postacie (nie czarujmy się, Finney pisał w latach pięćdziesiątych, kiedy to bierne bohaterki były jeszcze normą) znajdzie w „Inwazji porywaczy ciał” przyzwoity kawałek literatury. Co więcej „Inwazja porywaczy ciał” doczekała się kilku filmowych wersji oraz nawiązań do siebie w innych dziełach kultury popularnej i choćby tylko z tych względów jest to powieść, którą warto poznać.

Moja ocena:

Data przeczytania: 2020-08-26
× 5 Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Inwazja porywaczy ciał
2 wydania
Inwazja porywaczy ciał
Jack Finney
7.1/10

Ostrzegam cię, że to, co zaczynasz czytać, jest pełne luźnych wątków i pytań bez odpowiedzi. To wszystko nie zostanie na samym końcu zgrabnie rozwiązane i zadowalająco wyjaśnione. W każdym razie nie p...

Komentarze
Inwazja porywaczy ciał
2 wydania
Inwazja porywaczy ciał
Jack Finney
7.1/10
Ostrzegam cię, że to, co zaczynasz czytać, jest pełne luźnych wątków i pytań bez odpowiedzi. To wszystko nie zostanie na samym końcu zgrabnie rozwiązane i zadowalająco wyjaśnione. W każdym razie nie p...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Zobacz inne recenzje

@Obrazek „Inwazja porywaczy ciał“ to klasyczna powieść science-fiction z roku 1954, czyli czasów, gdy modne było to, co teraz zahacza o kicz. Fabuła kręci się wokół doktora Milesa Bennella, który s...

@mewaczyta @mewaczyta

„Inwazja porywaczy ciał” to moja druga powieść z nowej serii Wydawnictwa Vesper zatytułowanej „Wymiary”. Wcześniej miałam przyjemność czytać znakomitą „Rozgwiazdę” i właśnie zabrałam się za „Czerwony...

@czytanie.na.platanie @czytanie.na.platanie

Pozostałe recenzje @sehar

Gracja i furia
Niby feminizm, niby romans, czyli o tym jak napisać o wszystkim i o niczym

Literatura ma to do siebie, że zmieniają się w niej co jakiś czas trendy. W szczególności dotyczy to tak zwanej bestsellerstyki. Każdy, kto obserwuje rynek wydawniczy cz...

Recenzja książki Gracja i furia
Moja przyjaciółka opętana
Ja, moja przyjaciółka i nasz(e) demon(y)

Nie mam w zwyczaju oceniać książki po okładce, jednakże okładka “Mojej przyjaciółki” przyciągnęła mój wzrok. W pozytywnym sensie. Od razu skojarzyła się mi z popularnymi...

Recenzja książki Moja przyjaciółka opętana

Nowe recenzje

Tylko dobre wiadomości
Z optymizmem patrzeć w przyszłość
@Moncia_Pocz...:

Już dość dawno nie sięgałam po książki Agnieszki Krawczyk, choć kiedyś czytywałam je systematycznie. Postanowiłam nadro...

Recenzja książki Tylko dobre wiadomości
Pomiędzy wiarą a przekleństwem
Jestem oczarowana
@stos_ksiazek:

Ależ wyciągnęłam się w tę książkę. Po prostu przepadałam! Nie spodziewałam się, że „Pomiędzy wiarą a przekleństwem” Joa...

Recenzja książki Pomiędzy wiarą a przekleństwem
Wegetarianka
Od wegetarianizmu do choroby psychicznej
@sweet_emily...:

Miałam się zachwycić, a pozostał niesmak, rozdrażnienie i ścisk w żołądku. Podjęcie decyzji, aby zostać wegetarianką w...

Recenzja książki Wegetarianka