Sara po czterech latach związku ponownie została singielką. Jej przyjaciele wciąż zachęcają ją do chodzenia na randki, ale kobieta czuje się już zmęczona bezowocnymi poszukiwaniami wyjątkowego mężczyzny. Postanawia więc skupić się na pracy.
Nieoczekiwanie do mieszkania obok niej wprowadza się nowy lokator. David ma niesamowite oczy, jest dość przystojny i… bardzo wrogi względem swojej sąsiadki. Sara nie ma pojęcia, czym sobie na to zasłużyła, ale nie zamierza siedzieć cicho. Jeśli David chce wojny, to będzie ją mieć.
Tym sposobem Sara i David zaczynają bitwę, a w ich relacji iskrzy coraz mocniej. Jak zakończy się ta mała wojna? Dlaczego mężczyzna jest tak gburowaty i nieprzyjemny dla Sary? Czy ta para ma szansę na dogadanie się?
Wybuchowa, nieprzewidywalna fabuła? Jest. Motyw od wrogów do kochanków? Jest. Przyjemny styl pisania? Jak najbardziej. To właśnie te trzy rzeczy, które sprawiły, że zaangażowałam się w tę historię. Może skomplikowana ona nie jest, ale ma w sobie coś magnetycznego. A przede wszystkim intryguje swoimi bohaterami.
Przede wszystkim ujęła mnie relacja, jaką miała Sara ze swoim nowym sąsiadem. A była ona bardzo ostrożna i pełna dystansu, bo ostatecznie kobieta swoje w życiu przeszła. Sara wielokrotnie musiała leczyć złamane serce, dlatego też nie od razu pozwoliła dojść do głosu emocjom. Moim zdaniem wypadło to naturalnie, gdyż pokazało, jak przeszłość i teraźniejszość wpływają na siebie. Również postać Davida została ciekawie ukazana; z jednej strony szuka on kontaktów z kobietą, a z drugiej… Widzimy, że coś jest nie tak. Na początku jego zachowanie mnie irytowało, ale wraz z rozwojem fabuły zaczęłam go lepiej rozumieć.
Ciekawym urozmaiceniem były też SMS-y i karteczki, które Sara i David ze sobą wymieniali. Nadawały one intymności ich relacji, a także szczyptę pikanterii. W końcu czasem łatwiej coś napisać, niż powiedzieć komuś w twarz, prawda? Ich wzajemne docinki niejednokrotnie wywoływały uśmiech na mojej twarzy, jednocześnie nadając książce dynamiki. Również krótkie rozdziały oraz rozmieszczenie słów na stronie pozwoliły na szybszą lekturę, tym bardziej że większość tej powieści to dialogi i przemyślenia głównej bohaterki.
W tym momencie dochodzimy do minusów, a głównym z nich było przedstawienie przyjaciół Sary. Agnes i Martin niby starali się pomóc, ale w zasadzie byli irytujący z tymi próbami swatania kobiety z różnymi mężczyznami. Przez większość książki miałam wrażenie, że nie mają oni swojego życia i kompletnie nie słuchają przyjaciółki. I o ile rozumiem, że można się o kogoś martwić, o tyle tutaj przybrało to wyjątkowo toksyczną formę.
Nie podobało mi się też to, że autorka wykorzystała dość znane schematy. Chodzi mi mianowicie o postać przyjaciela-geja, która tak naprawdę nic nie wnosi do fabuły. I o ile nie mam nic przeciwko czyjejś orientacji, o tyle wciskanie jej tylko „po to, żeby była” jest w mojej opinii kiepskim pomysłem.
Mimo wszystko „Lokator” K.M. Serafin to dobra książka. Spędziłam z nią miło czas, a namiętność i wybuchowość pary sąsiadów skutecznie przykuwała moją uwagę. Oczywiście, nie jest to powieść pozbawiona wad, ale można na nie przymknąć oko. „Lokatora” czytało mi się szybko i lekko, ale nie sądzę, żebym długo o nim pamiętała. Dlatego też decyzję o lekturze zostawiam Wam.
Egzemplarz otrzymany z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl Bardzo za niego dziękuję :)