Amerika recenzja

Karl Rossmann, czyli nowe "Niedole cnoty"

Autor: @tsantsara ·8 minut
2019-11-29
Skomentuj
2 Polubienia
Ameryka, jak w posłowiu z 1927 twierdzi Max Brod, jej ostatni redaktor i wydawca, miała stanowić pierwszą część planowanej przez Kafkę "trylogii samotności". Tematem jej miała być samotność i obcość w różnych odsłonach: sytuacja obcości dziecka, które próbuje znaleźć miejsce w społeczeństwie, spotęgowana dodatkowo oddzieleniem od rodziców i rzuceniem do obcego kulturowo, nieznanego mu kraju (Ameryka), sytuacja oskarżonego (Proces), oraz nieproszonego i obcego w danym miejscu człowieka (Zamek). Kafka zaczął pisać tę powieść w 1911 roku, w 1913 opublikował nawet pierwszy rozdział w piśmie Der jüngste Tag (pod tytułem: Der Heizer /Palacz/ - tak miała się początkowo nazywać cała powieść, w niektórych wydaniach zatytułowana Der Verlorene /Zaginiony/), lecz prace nad nią przerwał w 1914 roku, pozostawiając 6 zatytułowanych rozdziałów i luźne fragmenty. Brod, wbrew testamentowi pisarza nie spalił jego niedokończonych pism. Dodał tytuły pozostałym fragmentom (Azyl, Teatr naturalny Oklahomy) i wydał wszystko już po śmierci przyjaciela, po raz pierwszy w 1927. Moim zdaniem: niestety. Mimo, że i w tym niedokończonym dziele można podziwiać niezrównane mistrzostwo Kafki, z jakim detalicznie opisuje poruszenia uczuć i źródła motywacji swego głównego bohatera, który w jakimś stopniu jest zapewne jego własnym odbiciem, to brak zakończenia jest wielkim mankamentem: ani nie znamy rozwiązanie intrygi, ani jej przesłania. O ile autor jakieś byłby w niej zawarł, gdyby chciał powieść dokończyć.
Brod w przedmowie rozpływa się nad niewinnością bohatera Ameryki, który jakoby mimo fałszywych przyjaźni i perfidnej wrogości otoczenia stara się pozostać uczciwym człowiekiem i przez to podobno "szybko zyskuje całą naszą miłość". Otóż nie moją. Ja tego "nie kupuję". Mnie ta postać odpycha i drażni. Owszem, być wysłanym w nieznane przez własną rodzinę w wieku 16 lat za ocean, bez żadnej opieki, jest czynem dość okrutnym, ale zachowanie samego Karla, które obserwujemy w Ameryce, może po trosze wyjaśniać, dlaczego wciąż wpada w kolejne tarapaty.

Sam powód odrzucenia go przez rodzinę jest bardzo wątpliwy, drobnomieszczański i - trzeba przyznać - dość absurdalny. Sytuacja jest podobna nieco do tego, co w Moralności pani Dulskiej przedstawiła Zapolska. Tyle, że tu rodzina pozbywa się nie służącej, a syna Karla, ponieważ ten zrobił dziecko...o 20 lat starszej służącej. Stąd pada natychmiastowe podejrzenie, że to służąca uwiodła chłopaka - "dla pieniędzy". W kraju musi być naprawdę biednie, bo rodzina jest chyba żydowska i raczej niebogata, więc pokuszenie nie mogło być wielkie. Ale rodzinka wykazuje najwyraźniej wielkie przywiązanie do swej konduity i pieniędzy (czysta dulszczyzna), więc żeby nie płacić na dziecko i uniknąć skandalu, wysyła się chłopaka do Ameryki. Cóż, chyba taniej byłoby już jej zapłacić? Bilety tanie nie były a wysyłać chłopaka na zatracenie też honoru nie przynosi. Tym bardziej, że podejrzenia o pazerność służącej są chyba chybione i nieprawdziwe, ponieważ to ta służąca (a nie rodzice!), kierująca się troską o ojca swego dziecka, pisze list do jego wuja w Ameryce, Karla, by ten mu pomógł... No cóż, powieści Kafki rządzą się własną logiką, tyle że mniej mylące byłoby dla czytelnika, gdyby autor bardziej pofolgował fantazji, zamiast kurczowo trzymać się wątpliwych realiów i szczegółów.
Palacz
Od samego początku Karl, chłopak po 4 klasach reálki (gimnazjum z profilem nauk stosowanych, czyli na poziomie ukończenia 8 klasy) uważa się wobec zwykłego robotnika za coś lepszego: wydaje mu się, że może występować w jego obronie jako adwokat i mediator. Aż dziwne, że wszyscy - włącznie z kapitanem statku - chcą go słuchać. Najwyraźniej jest kimś takim jak Jezus w świątyni: swą postawą i mądrością zadziwia uczonych w piśmie - tu oficerów statku. Co ciekawe, z jego "interwencji" oczywiście nic nie wynika, oprócz tego, że wuj może go zabrać ze statku i wziąć pod swoją kuratelę. Najwyraźniej mniejsza o jakiegoś palacza - jego los przecież nikogo nie interesuje, ważny jest tylko beniaminek Karl i jego rozterki.
Wuj
Jest bogatym kupcem z Nowego Jorku, zajmującym się logistyką i wyładunkiem statków w rozmaitych portach, Zarządza dziesiątkami brygad na całym wschodnim wybrzeżu. Od razu też zaczyna się starać o bratanka, aż dziwnie przesadnie: Karl codziennie, od wczesnego ranka, chodzi do prywatnego nauczyciela języka angielskiego, uczy się jeździć konno, a do dyspozycji ma pokój z łazienką, w której wanna ma prysznic nad całą jej długością. A ponieważ potrafi wybrzdąkać na pianinie dwie melodyjki na krzyż, wuj natychmiast sprowadza dla niego fortepian. Chłopak przygląda się jego transportowi windą towarową na któreś piętro wieżowca ("w windzie może zmieścić się cały samochód, który go przywiózł"), i już wielkodusznie zamierza dołączyć do tragarzy w windzie towarowej, lecz... nie, nie - z delikatności nie miesza się z plebsem i raczej jedzie sobie sam windą osobową. To zachowanie jest bardzo charakterystyczne dla niego w różnych sytuacjach: chce się bratać, ale zarazem uważa się za coś lepszego. Jest osobą niedojrzałą, niepewną siebie, polegającą bardziej na innych. Co gorsza jest lojalny i ma zaufanie do oszustów, ale nie słucha rad dobrych ludzi. Kieruje się fałszywym wstydem, który mu nie pozwala powiedzieć prawdy, czasem uporem w sprawach beznadziejnie głupich, jednocześnie ma też dziwne przekonanie, że wszystkie dziewczęta w jego pobliżu czyhają na jego wątpliwą cnotę.
Dom na wsi koło Nowego Jorku
To właśnie zachowanie - samowolne przyjęcie zaproszenia do położonego poza miastem domu pana Pollundra, znajomego wuja, by poznać jego córkę, Klarę - powoduje odwrócenie się krewnego od Karla. Być może wuj, pamiętając powód przyjazdu Karla do Ameryki i znając Klarę, zobaczył w determinacji Karla coś, co przekreśliło go jako kandydata na wychowanka. Musiał uznać, że cechują go niższe normy moralne, niż tego od rodziny wymagał zdyscyplinowany przedsiębiorca (mówi wprost, że z rodziny Karla nic dobrego nie wyszło). I rzeczywiście w niedokończonym domu Pollundra odgrywają się dziwne sceny: młoda Klara prowadzi jakieś zapasy z płochym chłopaczkiem, gdy za drzwiami czeka jej narzeczony, z którym, pod bokiem ojca zresztą na co dzień współżyje w okazałym łożu z baldachimem. Ale jak może być inaczej, skoro to ów narzeczony wyłożył pieniądze na dom...
Droga do Ramses
Dowiedziawszy się o odtrąceniu go przez wuja, Karl wyrusza pieszo w poszukiwaniu pracy. Trafia do noclegowni, w której poznaje dwóch łobuzów - Irlandczyka Robinsona i Francuza, Delamarche'a - którzy wykorzystują go na każdym kroku, traktują z góry i nawet okradają, ale on ich i tak uważa za przyjaciół. Razem udają się do miasta Ramses (nie ma takiego miasta...), gdzie młody zostaje wysłany po kolację dla wszystkich, którą ma przynieść, zresztą za własne pieniądze. W hotelu natychmiast wpada w oko kucharce o matczynych odruchach, która załatwia mu pracę windziarza.
Hotel Occidental
Tam też poznaje sekretarkę, Therese - sierotę, którą kucharka przygarnęła wcześniej. Pochodzi ona z tego samego kraju, więc to może jest przyczyna, dla której natychmiast klei się do chłopaka. Autor ma najwyraźniej bardzo dobre doświadczenia z dziewczynami: tu wszystkie chcą przytulić bohatera. Biedaczkowi kucharka od razu oferuje zresztą samodzielny pokój, zamiast noclegu z wszystkimi windziarzami na wspólnej sali, ale ten bohatersko odmawia. Powoli zadomawia się w hotelu.
Zdarzenie z Robinsonem
Jednak do czasu, aż odwiedzi go pijany Robinson. Zamiast zachowywać się lojalnie wobec swego miejsca pracy i swych dobroczyńców, Karl ukrywa go w swoim pokoju, co powoduje ostateczną utratę zaufania jego zwierzchników, a także samej kucharki i Therese, w konsekwencji zostaje wyrzucony z pracy. Zamiast bronić się lub powiedzieć prawdę, poczuwa się do dalszej opieki nad Robinsonem i odwozi go na peryferie miasta, gdzie tamten mieszka.
Azyl
Robinson i Delamarche zamieszkują zagracone mieszkanie z chorobliwie otyłą byłą śpiewaczką operową, Bruneldą. Przywożąc Robinsona Karl ściąga na siebie uwagę policji, zaczyna się plątać w zeznaniach i ucieka, co go skazuje na ukrywanie się u swych "przyjaciół". Kafka detalicznie opisuje dziwne zwyczaje panujące w mieszkaniu przewrażliwionej kobiety. Wszyscy sąsiedzi wokoło traktują jego mieszkańców jak zadżumionych. Z balkonu Karl obserwuje też dziwaczną, dziką kampanię polityczną i rozmawia z uczącym się po nocach studentem prawa, który bardziej jest dumny z tego, że pracuje w supermarkecie, niż że studiuje prawo. Zresztą traktuje te studia jako rzecz beznadziejną, która mu nie pomoże poprawić standardu życia, bo "Ameryka jest pełna fałszywych doktorów"..

W ogóle niektóre realia amerykańskie mogą wydać się co najmniej dziwne. Trudno by było inaczej, skoro Kafka bardzo mało podróżował i brał o niej informacje z prasy i reportaży Arthura Holitschera ("Amerika heute und morgen"). Gdyby nie to, że nie mógł ich widzieć przed 1914 rokiem, rzekłbym że niektóre "obserwacje" zaczerpnął z filmów Bustera Keatona. Myślę tu głównie o nieprzerwanym sznurze samochodów, niepozwalającym przejść przez ulicę, ale też upiorna bieda robotników, koszary pracownicze, wielkość hoteli (hotel Occidental ma 5 drzwi głównych, 10 bocznych i "niezliczoną ilość drzwi pomocniczych"; pracuje w nich 50 pomocnic kucharza i ma setki (!) pokoi) mają tendencje do przesady.
Teatr naturalny Oklahomy
Ostatni rozdział (nie liczę fragmentów, przedstawiających traumatyczny spacer z Bruneldą na wózku) nie liczy się już z żadnymi realiami. Nie wiadomo jak wydostawszy się z mieszkania Bruneldy, Karl natyka się na ogłoszenie mówiące, że teatr w Oklahomie poszukuje nieograniczonej ilości pracowników wszystkich specjalności, wieku i płci. I faktycznie: wszyscy zgłaszający się dostają pracę, nikt nie patrzy w papiery (Karl wymyśla sobie nazwisko...Negro, czyli Murzyn, Czarny), spotyka się tam ludzi, którzy mieszkają zupełnie gdzie indziej (rodzice Karla)... Najwyraźniej jest to już jakiś obraz raju. Atmosfera tu jest już taka, jak w innych, fantastycznych nowelach Kafki, albo fragment niewiele ma wspólnego z resztą powieści.

Nie wiem, czy Kafka mógł się inspirować wcześniejszą literaturą, lecz dla mnie jego powieść to jakieś nowe wcielenie Kandyda Woltera albo nawet mieszczańska parodia Justyny, czyli niedoli cnoty de Sade'a: prostaczek spadający coraz niżej w strukturze społecznej, wciąż wierzy, że cnota i naiwność zwycięży. Nota bene bardzo chrześcijańskie przesłanie, ale Karl Rossmann kieruje się nie tym, lecz jakimś dziwnym wstydem pomieszanym z przekonaniem o własnej wyższości.

Moja ocena:

Data przeczytania: 2019-05-03
× 2 Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
8 wydań
Amerika
Franz Kafka
7.3/10

Komentarze
8 wydań
Amerika
Franz Kafka
7.3/10

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Zobacz inne recenzje

„Ameryka” to opowieść o Karlu Rossmannie, niemieckim szesnastoletnim chłopcu wyrzuconym z domu, ponieważ doszło do skandalu w rodzinie. Miał dziecko ze służącą. Poznajemy kolejne przygody Karla po pr...

@Remma @Remma

Pozostałe recenzje @tsantsara

Wymazane
Zmazaniec-niebożę

To właśnie Wy stanowicie klientelę bibliotek. Teraz zwracam się do Was, lubieżne babcie! (...) Ta książka ma być dla Was, starsze panie, jak wczasy pod gruszą, jak dodat...

Recenzja książki Wymazane
Limes inferior
Naiwni romantycy, kapusie i macherzy od losu

"Na szukanie lepszego świata nie jest jeszcze za późno." Alfred Tennyson Tym zdaniem wiktoriańskiego postromantyka Zajdel - jako fizyk jądrowy raczej scjentysta i racjo...

Recenzja książki Limes inferior

Nowe recenzje

Śpiewająca lipka. Bajki Słowian Zachodnich
Podróż do bajkowego raju
@aga.kusi_po...:

Z tymi bajkami się spajam. Od dziecka zachwycają mnie rysunki, jakie są na niektórych stronach - niebywałe i wywołujące...

Recenzja książki Śpiewająca lipka. Bajki Słowian Zachodnich
a dookoła nas rzeczy różne
Notatki z życia.
@gosiaprive:

Gdzieś przeczytałam intrygującą recenzję tej książki. Zachęciła mnie. Kupiłam książeczkę, trochę poczytałam, nie wciągn...

Recenzja książki a dookoła nas rzeczy różne
Fotoplastikon
Gdy nastolatka sięga po sznur i wiąże pętlę…
@matren:

Kiedy Mariusz Kanios pisze książkę, a Filip Kosior czyta audiobooka, to musi z tego wyjść coś ekstra. Tak jest i tym ...

Recenzja książki Fotoplastikon
© 2007 - 2024 nakanapie.pl