Przeczytałam opis tej książki i to mnie zachęciło, by zapoznać się z nią lepiej. Myślałam, że polubię bohatera. Myślałam, że nie będzie takiej katastrofy. Im lepiej go poznawałam, tym bardziej mnie denerwował. Ledwo zdzierżyłam tę książkę w pewnym momencie szczerze mówiąc.
Mikołaj był inny od wszystkich. Taki się czuł. Introwertyczny i… krytykujący każdego. (To już moje spostrzeżenie) Obwiniał matkę o nadopiekuńczość i postanowił zrobić wszystko żeby się od niej uwolnić. (To czy mu się całkowicie udało, nie zdradzę)
„Rodzicielko, samico, której zadaniem było urodzić mnie. Wykonałaś to zadanie bezbłędnie. Ale nie dziękuję ci za sabotowanie mojego poczucia własnej wartości. Za lęki, których prezenty wręczałaś mi bez powodu przez całe moje życie, ubrane w piękny papier ozdobny- troskę”
Dobrze, chłopie. Może masz swoje powody. Stłamsiła cię ta matka swoimi troskami, ale postanowiłeś się uwolnić. Szybko i łatwo, o dziwo. Tak, może to zostawiło w Tobie rysy na całe życie, ale doceń, że nie było siłowego zatrzymywania, rozpaczy i psychologicznych zagrywek, żeby zniszczyć Ci życie i dalej tłamsić. Może ona nie była gorszą matką niż Ty synem? Może za mało wdzięczności, zrozumienia? Może za dużo krytyki? Kibicowałam Ci początkowo, że skoro było Ci tak źle, miałeś odwagę wyrwać się w lepsze życie. Po Twojemu. Znalazłeś pracę, do tego studia, poszukałeś nowy kąt do życia i wciąż szukałeś takiej idealnej według siebie kobiety… Myślałam, że Mikołaj to mądry chłopak. Może i był, ale jakoś zaczęłam w nim widzieć więcej głupoty, pogubienia i… chamstwa…
Książka składa się z dwóch części. Od początku panuje ciężki, duszny i przytłaczający klimat przepełniony narzekaniem. Dzieje się tak właśnie, przez podejście Mikołaja do życia i ludzi. Krytyka matki, kobiet i każdego innego nieidealnego człowieka. Drażnił go nawet natłok babć w autobusie i ich sflaczałe ciała. Poprawę nastroju dostrzegał w obiektach do których mógłby sobie powzdychać, jakby dzięki temu odżywał. Ach, te „meloniki”, „suteczki”, „cytrynki”- to właśnie to czyniło cuda na lepsze samopoczucie- proszę przykłady:
„Wróćmy do biednej staruszki, ofiary czepialstwa moich oczu. Sześćdziesiąt lat temu zainteresowałbym się nią w inny sposób” –Serio? A może ona Tobą, nie?
Jak jednak trafia się nie-staruszka to już pełna ekscytacja w stylu chłopaków do wzięcia- hyhy no ideał żeby było tu i tam hyhy!
„Widzę jej różowe majtki… przytulają się do brzoskwini, tworzą pręgę na pośladku i przez chwilę wygląda to tak, jakby miała ich cztery” –Zastrzelcie mnie! Albo nie, nie można zastrzelić już zastrzelonego. Takiej głębi to się nie spodziewałam.
Myślicie, że to nic? Mylicie się:
„Kocham jej majtki i to co robią”- Wow, cóż za niesamowita uczuciowość. Brak mi takiej.
Czytałam dalej, mimo wszystko. Zaczęło robić się lepiej, gdy Mikołaj zamieszkał z trzema lokatorkami. Liczyłam po cichu, że może w tym przypadku będzie jakoś… mniej płytko. Wzajemne rozmowy o życiu, jakaś taka wartościowsza głębia… No coś w ten deseń, ale znowu było skupianie się na wyglądzie i doszukiwanie się wad w babach.
„Dynie zamieniły się w pudding, który prawie ulewał się z miseczek proste na jej gołe, nienaturalnie drobne stopy…” jakie to prymitywne, puste i chamskie oceniać, że taka brzydka, że gruba ta Pola Zygzakowata….- to chociaż matka miała spokój, że teraz jej nikt nie ocenia.
Gdybyście jeszcze mieli jakieś pokłady dobroci do Mikołaja to uważa on, że:
„Brzydkie kobiety wiodą swoje brzydkie życie, by w końcu brzydko umrzeć i zostać pochowanym pod najbrzydszą z jabłoni”
Mikołajowi nie podobało się to co robiły jego lokatorki. Miał swoje racje, ale ten sposób wsadzania i segregowania kobiet, że tępe i że głupie i że wolą najgorsze odpady niż jego… ech. Może baby wolą złych niż ciućmoków co im nic nie pasuje tak po prostu…
Tak czy siak dobrnęłam do drugiej-krótszej części i tutaj jeszcze większy szok. Nie powiem, jak wspomniałam że mnie już nic nie zaskoczy, tak to co się stało na koniec książki było totalnie desperackim aktem ze strony Mikołaja. Działo się wiele, mnóstwo szokujących rozmów, decyzji i wydarzeń.
„Szukając zła w drugim człowieku, zapomniałem, że ja sam jestem człowiekiem, a w samym tym słowie przecież i przez fakt bycia nim kryje się słowo „zło”
Brawo! Lepiej późno niż wcale. To co zrobił Mikołaj na koniec, czego się pozbył… poraża. Uratowało to jednak moją decyzję o wyższej ocenie. Nie macie pojęcia co to za dziwaczna i brzydka książka. Nie dla mnie. Zbyt wrażliwa jestem. Sorry.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.