Fabuła debiutanckiej powieści Eliny Backman opiera się na powiązaniu tajemniczej śmierci sprzed wielu lat ze współczesnymi, brutalnymi zbrodniami w Helsinkach i w prowincjonalnej, acz szczycącej się mianem królestwa Hartoli. Czytelnik od razu i bez trudu domyśli się, że ten związek istnieje, jak również tego, że to zemsta jest motywem działania obecnego mordercy, wypalającego koronę na ciałach ofiar.
Do wspomnianego i wciąż niewyjaśnionego utonięcia młodej dziewczyny także doszło w Hartoli. Teraz przyjeżdża tam Saana, dziennikarka zwolniona właśnie z pracy, która w domu swojej ciotki chce naładować akumulatory i podjąć jakieś decyzje co do swojego dalszego życia. Historia pięknej Heleny przychodzi do niej niespodziewanie i szybko zaczyna ją zajmować. Saana postanawia odgrzebać sprawę, przeprowadzić dziennikarskie śledztwo, a w przyszłości na podstawie zebranych materiałów napisać książkę lub nagrać podcast. Tu trzeba powiedzieć, że wątek Heleny i w ogóle jej postać są w całej powieści najciekawsze. To dziewczyna przeistaczająca się, zmieniająca szaty, będąca na granicy dzieciństwa i dorosłości, pragnąca odczuwać wszystko bardzo mocno, niespokojna i oczekująca na coś wielkiego. Niestety czeka ją tylko krótkie życie i tragiczna śmierć.
Zagadkę nowych morderstw dostaje do rozwiązania Jan wraz ze swoim zespołem. Policjant nie jest niestety żadną nową twarzą w świecie kryminałów (chociaż nie pije) – znajduje się w bardzo trudnym momencie życiowym, ma problemy z okazywaniem uczuć i przyjmowaniem ich, nie angażuje się w długotrwałe związki. I oczywiście jest bardzo zdolny, trafiają mu się najtrudniejsze śledztwa. Norma.
Zabawnym dla mnie było, że książka zaczęła robić się ciekawa – a akcja przyspieszać – od momentu, gdy drogi Saany i Jana przecięły się. Tak jakby rodzące się między nimi niezgrabne i nieporadne uczucie dodało autorce energii. Był to jednak tylko chwilowy skok, po którym znów nastąpiły długie stronice znużenia.
I tu przechodzimy do sedna sprawy. Mam tej powieści dużo do zarzucenia. Na tle kryminałów nie wyróżnia się ona niczym szczególnym – a wśród kryminałów fińskich to już w ogóle, co mnie boli najbardziej. Jest za długa, rozwleczona, przeciągnięta. Autorce nie udało się utrzymać mojego zainteresowania – książkę często odkładałam i wcale nie miałam ochoty do niej wracać. Bohaterowie typowi, nienadzwyczajni, nie do pokochania. Jakiś potencjał tkwił w Helenie i jej opowieści, ale z drugiej strony… Po przeczytaniu stwierdzam, że to też historia jakich wiele. Nie ratują też książki próby stworzenia niesamowitej aury, może nawet grozy (motyw dworu i barona), bo rzeczywistość okazuje się tak prozaiczna, że aż skrzeczy. Jeśli chodzi o samą zagadkę kryminalną, niby autorka podsuwa różne tropy, ale nie myli dostatecznie i wszystkiego prędzej czy później (raczej prędzej) można się domyślić.
Nie jest to książka taka, której nie da się przeczytać – ale nie jest też taka, którą przeczytać warto. Nie zachęca do sięgnięcia po następną (zapowiadaną) powieść Eliny Backman. W każdym razie ja już jestem za stara i nie mam czasu sprawdzać, czy autorka poprawi swój warsztat i stworzy naprawdę wciągającą historię.