Życie tej małej społeczności jest raczej rutynowe, wypełnione typowymi zajęciami klasy średniej. Do czasu, aż w Wildfell Hall pojawia się tajemnicza, młoda wdowa z synkiem. Jej samotne życie w ogromnym domostwie wzbudza w okolicznych mieszkańcach zaciekawienie, szczególnie, iż kobieta unika spoufalania się z sąsiadami czy wizyt w ich domach. Jest jedną wielką tajemnicą, nic więc dziwnego, że każdy chce odkryć, co kryje się za pięknymi, acz smutnymi oczyma. Szczególnie zaintrygowany piękną wdową jest Gilbert Markham, starający się przełamać zmowę milczenia. W wyniku pewnych okoliczności Helen Graham pozwala mu na przeczytanie swego dziennika, opisującego wydarzenia sprzed jej przybycia do Wildfell Hall.
Jak ogromną tajemnicę skrywa młoda wdowa? Czy to strach przed odkryciem jej tajemnicy sprawia, iż nie spoufala się z otaczającymi ją ludźmi?
Sentyment do twórczości sióstr Bronte mam do dziś; zaczęło się -standardowo- od Wichrowych Wzgórz, a później ta miłość przeniosła się na pozostałe ich książki. Zresztą, jak już wspominałam zapewne wielokrotnie, lubię zagłębiać się w klasykę. Wtedy świat wyglądał inaczej, inne było podejście do związków, hulaszczego trybu życia, kwestii kobiecości.
Od razu zaznaczę, że Lokatorka... to nie powieść, która opowiada wyłącznie o miłości. Ba, rzekłabym nawet, że w przypadku owej pozycji ta kwestia zdaje się być wątkiem pobocznym. Głównym bowiem staje się kwestia życia kobiety bez mężczyzny u boku. Nie oszukujmy się, w klasyce zazwyczaj to mężczyzna gra pierwsze skrzypce, zaś płeć piękna właściwie nie ma prawa o sobie stanowić. Liczy się "złapanie" dobrej partii, urodzenie dziedziców i dbanie o dobro domowego ogniska. Kobieta nie może mieć własnego zdania, nie może na siebie zarabiać, a w małżeństwie musi wytrwać mimo wad męża. Helen Graham -czyli nasza piękna wdowa- jest właśnie taką kobietą. Kobietą, która wyszła za mąż z miłości, lecz druga strona małżeństwa zwyczajnie okrutnie wykorzystała jej serce. Dla dobra syna musiała uciec spod hulaszczej kurateli męża, kryjąc się w Wildfell Hall. I to właśnie ów fakt ukrywa przed społecznością, mianując się wdową. Bohaterka doskonale wie, jaką sensację wzbudziłaby wieść o ukrywaniu się przed mężem- nikt nie zrozumiałby jej sytuacji, a to wzbudziłoby wyłącznie nieprzyjemne komentarze, plotki i napiętnowanie. A i zapewne dotarłoby prędzej czy później do męża, którego opuściła.
Trochę Wam zaspoilerowałam, ale bardzo ciężko półsłówkami oddać to, co dzieje się w tej książce. Byłam pod wrażeniem odwagi pani Graham, która miała przeciwko sobie niemalże wszystko- społeczeństwo, przyjaciół, ustalony odgórnie porządek świata (kobieta podporządkowana mężczyźnie mimo wszystko). Pod tym względem te czasy niestety traciły swój urok. A może wydaje mi się tak z perspektywy kobiety współczesnej, która dba sama o siebie i nikt nie ma prawa zmuszać mnie do zamążpójścia.
Doceńmy to, co mamy.
Lokatorka Wildfell Hall to także -choć w mniejszym stopniu- historia o miłości. Myślę, że każdy czytelnik znajdzie w niej coś dla siebie: mądrość i sentyment.
Książkę znajdziecie u wydawnictwa MG :)