"Klątwa tygrysa" to debiutancka powieść Collen Houck. Opinie jakie można znaleźć na jej temat są sprzeczne, jednych zachwyca, innych nudzi i irytuje.
Porównanie do sagi "Zmierzch" nastawiło mnie do lektury negatywnie już na samym początku, nie przepadam za książkami tego typu, "Zmierzchu" nie czytałam i nie mam zamiaru tego robić.
Po co więc sięgnęłam po "Klątwę tygrysa"?
Lubię eksperymentować, stawiać wyzwania, poszerzać horyzonty i wciąż mam nadzieję, że kiedyś trafię na pozycję, która przekona mnie do lektur tego typu.
Kelsey Hayes jest przeciętną osiemnastolatką, która właśnie ukończyła edukacje w szkole średniej. Na tle swoich rówieśników nie wyróżnia się niczym, ma małe grono znajomych bo najzwyczajniej w świecie unika kontaktów z innymi ludźmi, kilka lat temu straciła rodziców w wypadku samochodowym i wciąż nie może pogodzić się z ich stratą, jest wiecznie smutna i nieszczęśliwa, nigdy nie rozstaje się ze starym pledem swojej babci co, biorąc pod uwagę, iż jest pełnoletnią ososbą, wydaje się lekko infantylne.
Oto pewnego dnia Kelsey dostaje pracę w cyrku i rozpoczyna się przygoda jej życia.
Gwiazdą wędrownej trupy jest biały tygrys Dhiren, między dziewczyną a zwierzęciem szybko rodzi się dziwna więź. Kelsey zaczyna marzyć o tym by zwrócić tygrysowi wolność. Okazja nadarza się bardzo szybko, w cyrku pojawia się pan Kadam, który chce wysłać Dhirena do rezerwatu przyrody w Indiach. Dziewczyna za godziwą zapłatą ma zostać opiekunką tygrysa.
W trakcie wyprawy do Indii wychodzi na jaw prawda o tygrysie. Dhiren jest indyjskim księciem zaklętym przez złego czarnoksiężnika, a Kelsey jest wybranką, która ma pomóc zdjąć zły czar.
Cała historia, może i dość ciekawa, nie zrobiła na mnie najlepszego wrażenia. Być może jestem za stara na książki tego typu, albo po prostu wymagam od lektury czegoś więcej niż powtarzania utartych schematów.
"Klątwa tygrysa" jest przewidywalna do granic możliwości. Ona biedna, nieszczęśliwa i nijaka, on bogaty, przystojny i czarujący. Ona broni się przed uczuciem twierdząc, że nie zasługuje na takiego faceta, on kocha ją bez pamięci nie zwracając uwagi na nic i nikogo.
Główni bohaterowie nie wzbudzili mojej sympatii, ich przygody nie porwały mnie i nie spowodowały, że czytałam książkę z wypiekami na twarzy, wręcz przeciwnie lektura dłużyła mi się niemiłosiernie.
Niektóre watki wydają się zupełnie zbędne i nic nie wnoszące do powieści, wydłużają fabułę w nieskończoność drażniąc swoją bezsensownością i brakiem logiki.
Pomysł autorki na wykorzystanie mitologii indyjskiej jest pewnym powiewem nowości i świeżości, jednak nieumiejętne wykonanie psuje cały efekt i spycha książkę na margines przeciętnych powieści młodzieżowych.
W książce czegoś brakuje, czytając miałam wrażenie jakby była niedopracowana, jakbym miała przed sobą jedynie zarys ciekawej historii, która wymaga gruntownych poprawek.
"Klątwa tygrysa" nie trafiła w mój gust literacki, ale z pewnością znajdą się osoby, których historia miłości Dhirena i Kelsey porwie w fantastyczny świat mitologii indyjskich.