Stulecie trucicieli recenzja

Kochaj bliźniego do śmierci jego

WYBÓR REDAKCJI
Autor: @Meszuge ·3 minuty
2021-06-02
Skomentuj
13 Polubień
Trucicieli, jak się przekonamy w dalszej części tej książki, często uznawano za najgorszy rodzaj zbrodniarzy. Niejawność ich ataku i planowanie go z zimną krwią, a nie dokonanie pod wpływem chwili, wzbudzały szczególne przerażenie. Trucizna zagrażała ustalonemu porządkowi społecznemu. Dawała do ręki śmiertelną broń tym, którzy wobec prawa i obowiązujących zwyczajów nie powinni zostać dopuszczeni do sprawowania władzy. Pozwalała dzieciom zamordować rodziców, służącym – swoich pracodawców, a żonom – mężów. Sędziowie magistratu, lekarze i politycy, którzy byli pewni, że nigdy nie zostaną zasztyletowani w pijackiej bójce, wiedzieli, że mogą zostać otruci przez córkę, żonę lub kucharkę, więc czuli się zagrożeni i bezbronni[1].

Powyższy cytat w pierwszej chwili sprawia wrażenie przesadnego, ale tylko dopóki czytelnik nie zda sobie sprawy, że „wtedy” bardzo różniło się od „teraz”. Obecnie, owszem, też jest możliwe stworzenie trucizny, ale wymagałoby to sporej wiedzy i najczęściej także dostępu do lekarskiego bloczka z receptami. Albo jakiegoś laboratorium chemicznego. W czasach opisywanych przez Lindę Stratmann arszenik, na przykład, był stosunkowo tani, bardzo łatwo dostępny – można go było kupić za kilka pensów w tutce papierowej, popularny i szeroko stosowany w gospodarstwach domowych i wiejskich do różnych celów. Praktycznie pozbawiony smaku i bezwonny, sprzedawany był w czystej postaci bez jakichkolwiek ograniczeń w aptekach, drogeriach i innych sklepach. Były to warunki i okoliczności, w których można się było bać. Do tego dochodziły problemy z udowodnieniem mordercy, że kogoś otruł; objawy zatrucia arszenikiem bardzo przypominały objawy cholery – wcale nie tak rzadkiej w połowie XIX wieku.
Rzecz jasna truciciele używali nie tylko arszeniku, ale w pierwszej połowie XIX wieku (albo i w ogóle) był on prawdopodobnie najbardziej popularny. Inne trucizny to opium i jego roztwór o nazwie laudanum, strychnina, kantarydyna, belladonna, cyjanek, morfina i inne.

Jest to książka o truciznach, trucicielach, o motywach ich działania, o ciekawych, co nie zawsze oznacza, że spektakularnych, przypadkach, o poważnych problemach prawnych, medycznych i chemicznych związanych z truciznami i otruciami w dziewiętnastym wieku oraz w początkach dwudziestego, o rozwoju medycyny sądowej i toksykologii.
„Stulecie trucicieli” w zasadzie obejmuje cały wiek dziewiętnasty, ale znaleźć w niej można przypadki, które miały miejsce w wieku XX, a nawet XXI. W 2015 roku Jesse William Korff skazany został za wyrabianie abryny (trująca glikoproteina) i jej internetową sprzedaż wraz z instrukcją, jak odmierzyć dawkę śmiertelną w zależności od wagi ofiary.

Zaskoczyło mnie, że autorka tłumaczy się w pewnym momencie z potraktowania po macoszemu kwestii motywów trucicieli, bo podobno praca miała dotyczyć czegoś innego. Jednak przyznam, że gdyby sama o tym nie wspomniała, to ja bym takich niedostatków nie zauważył; na mój gust motywów jest wystarczająco wiele, a niektóre z nich znakomicie rozwiewają nasze naiwne, nieoparte na faktach przekonania i rojenia.

Dzieciobójstwo było najpowszechniejszym zarzutem wobec kobiet w XIX wieku. W latach 1801-1900 w Old Bailey odbyło się 199 rozpraw dzieciobójców i w prawie wszystkich przypadkach sprawcami okazywały się matki. Ofiary to najczęściej noworodki oraz kilkudniowe lub kilkutygodniowe niemowlęta[2].

Wygląda na to, że wiele mam kocha swoje dzieci, ale pieniążki bardziej. Wprawdzie do zwiększenia liczby śmiertelnych otruć dzieci znakomicie przyczyniły się Towarzystwa Pogrzebowe (składka – 1 pens tygodniowo, ale jak dziecko zmarło, to rodzice otrzymywali od Towarzystwa 2-5 funtów na wyprawienie pogrzebu), jednak fakt ten co najwyżej ułatwia zrozumienie postępowania matek, jednak go nie usprawiedliwia.

Linda Stratmann prezentuje w swojej książce (kapitalna okładka) wyjątkowo rzetelnie i chronologicznie postępujące zmiany we wszystkich dziedzinach wiedzy, nauki i praktyki, związanych z truciznami, jakie następowały przez cały wiek dziewiętnasty. Od właściwie zupełnej bezradności władz wobec trucicieli, do pewnego diagnozowania.

W „Stuleciu trucicieli” z konieczności znalazły się też opisy nieco drastyczne: techniki, sposoby i metody badań wydzielin i wydalin, opisy konsystencji rozkładających się narządów itp., jednak zdecydowanie autorka robi to umiejętnie, bez dostarczania miłośnikom obrzydliwości ich ulubionej podniety i bez epatowania pozostałych. Trudne w czytaniu wydawały mi się opisy doświadczeń na zwierzętach, zapewne jednak były niezbędne w wiarygodnej publikacji popularno-naukowej.














---
1. Linda Stratmann, „Stulecie trucicieli”, przekład Katarzyna Skawran, Wydawnictwo RM, wydanie III, 2021, s. 20.
2. 2. Tamże, s. 95.








Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.

Moja ocena:

Data przeczytania: 2021-06-02
× 13 Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Stulecie trucicieli
3 wydania
Stulecie trucicieli
Linda Stratmann
7.4/10

W XIX wieku w Europie, zwłaszcza na Wyspach Brytyjskich, panował powszechny strach przed… trucicielami, którzy, jak wierzono, czaili się wśród zwykłych ludzi. Lęk budziły służące dosypujące arszenik...

Komentarze
Stulecie trucicieli
3 wydania
Stulecie trucicieli
Linda Stratmann
7.4/10
W XIX wieku w Europie, zwłaszcza na Wyspach Brytyjskich, panował powszechny strach przed… trucicielami, którzy, jak wierzono, czaili się wśród zwykłych ludzi. Lęk budziły służące dosypujące arszenik...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Zobacz inne recenzje

"Stulecie trucicieli" to nie bajka na dobranoc. Jak napisała sama Linda Stratmann "Zaczęłam od narodzin nowoczesnej toksykologii sądowej i pierwszych poważnych głosów nawołujących do wprowadzenia kon...

@paulina2701 @paulina2701

„Stulecie trucicieli” to autorstwa Lindy Stratmann. Z publikacją tej autorki zetknąłem się po raz pierwszy. Postanowiłem sięgnąć po powyższą publikację, ponieważ jako czytelnika kryminałów i miłośnik...

@Doris_2 @Doris_2

Pozostałe recenzje @Meszuge

Wojna. Krótka historia
Nie radzimy sobie bez wojen

Jeremy Black (urodzony 30 października 1955) to brytyjski historyk, pisarz i były profesor historii na Uniwersytecie w Exeter; kawaler Orderu Imperium Brytyjskiego (MBE)...

Recenzja książki Wojna. Krótka historia
Sigalin
Od kefiru po (od)budowę stolicy

Jeśli danym jest urbaniście oglądać realizację planów, w których opracowaniu uczestniczy – poznaje smak tworzenia. Jeśli danym mu jest ponadto w tej realizacji brać bezp...

Recenzja książki Sigalin

Nowe recenzje

Mine to Have
Polecam
@azarewiczu:

"A tak naprawdę to pragnę codziennie budzić się przy nim rano i jeść razem z nim śniadanie. Robić to, co robią wszystk...

Recenzja książki Mine to Have
Planeta K. Pięć lat w japońskiej korporacji
Skrzyżowanie przedszkola, koszar i więzienia
@almos:

Wspomnienia Polaka, który przepracował parę lat w jednej z czołowych japońskich firm, występującej w książce pod tajemn...

Recenzja książki Planeta K. Pięć lat w japońskiej korporacji
Złe dziecko
Złe dziecko
@monika.sado...:

Nikt nie rodzi się zbrodniarzem, ale w każdym skrywa się zło, które niespodziewanie może się zbudzić. Jesteśmy mrocznym...

Recenzja książki Złe dziecko
© 2007 - 2024 nakanapie.pl