„Wszystkie linie losu splecione są w tajemniczy sposób, a wydarzenia pozornie nie mające z sobą żadnego związku wpływają na siebie nieuchronnie.”*
Temat tolerancji wobec homoseksualistów poruszany jest co jakiś czas, a rozmowy są burzliwe. Osoby nie mające nić przeciwko odmiennej orientacji zaciekle bronią ich praw, no bo tak naprawdę człowiek to człowiek i jeśli nie stanowi zagrożenia niech robi co i jak chce... To że kocha inaczej nie znaczy, że jest inny.
Alek ma dwadzieścia sześć lat i właśnie dowiedział się o śmierci brata bliźniaka, gdy jedzie na pogrzeb spotyka się z rodziną po bardzo długim czasie. Czemu? Bo gdy był nastolatkiem zrobił „coming out” i rodzina nie zaakceptowała tego kim jest. W jakiś dziwny sposób pamiętniki, które pisał trafiły do jego brata, a ten ich nie niszczy. Dzięki nim Alek opowiada nam swoją historię. Snuje opowieść o chodzeniu z „najgorętszą dziewczyną w szkole”, poznaniu reżysera, który jest gejem, odkryciu, które zmienia jego życiu o 360°. Dzięki tym wspomnieniom widzimy jak wtedy jeszcze nastolatek radził sobie z falą nietolerancji...
Homoseksualizm był kiedyś tematem tabu, jakie kolwiek rozmowy były ucinane lub ignorowane, z czasem to się zmieniło, ale do dziś nawet przy większej tolerancji homoseksualiści są poniżani, zastraszania i odsuwani od społeczeństwa. No przynajmniej w moim środowisku jest częstym tematem rozmów. Sama mam przyjaciela o innej orientacji i muszę powiedzieć, że z nikim tak dobrze mi się nie rozmawia jak z nim. Zero skrępowania, no ale nie o tym miało być. Onichimowska w swojej najnowszej powieści porusza trudne tematy. Homofonia, brak wiedzy i tolerancji, niezrozumienie. Ważne i pouczające, ale... no właśnie jest jakieś słynne „ale”. Jak na nasze standardy „Koniec gry” jest za cukierkowaty? Nie, to nie to... Za szczęśliwy, że tak powiem. Alkowi mimo przeciwności wszystko łatwo się udaje, ktoś mu zawsze pomoże, a w rzeczywistości tak nie jest, prawda jest taka, że „inni” muszą walczyć i bardzo często liczyć tylko na siebie. Smutne, ale prawdziwe. Zamiarem autorki zapewne było przekonanie obawiających się, że nie będą mogli żyć normalnie iż się mylą. Fakt, są ludzie tolerancyjni, ale prawdą też jest, że łatwo trafić na przeciwnika gejów.
To co mnie jeszcze nie przekonuje to nadmierna dojrzałość nastolatków. Nie u nas i nie w dzisiejszych czasach. Może i dużo rozumieją, ale bez zbytniej przesady. Trudno jest dziś spotkać poważnego, pilnego i nadmiernie uczynnego nastolatka. Nie mówię, że takich nie ma, bo są, ale w małych ilościach. Oni mają czas na dorosłość - wolą się wyszumieć, skosztować życia. Żeby nie było, że tylko krytykuję – postacie stworzone przez polską pisarkę są ciekawe i żywcem wzięte z ulic. Mają różnorodne charaktery i czytelnika tylko kusi by je „prześwietlić”.
Książka ta skierowana jest do młodszego czytelnika tak więc słownictwo w niej jest typowo młodzieżowe, często w dialogach są rzucane slangi, ale brak tu wulgaryzmów czy opisu erotycznych scen. Za to jestem gotowa podważyć ocenę bo zdecydowanie nie o to tu chodzi i wszystko mogło by te dwa czynniki popsuć.
Mimo wad i niedociągnięć „Koniec gry” pochłonęłam bardzo szybko. Z zainteresowaniem śledziłam poczynania Alka w drodze ku szczęściu i odnalezieniu siebie. Powieść trochę naiwna, ale z przesłaniem. Polecam gdyż jednak warto przeczytać.
*str. 203