Są takie książki, na które czeka się bardzo niecierpliwie, przeraza wręcz perspektywa czekania rok albo i dłużej na kolejny tom, a jeśli dopiero poznało się serię i są wydane wszystkie tomy, to pochłania się je jeden za drugim. Tak właśnie jest z powieściami Marah Woolf. Pochłaniają w całości w świat często dziwny, ale również fascynujący. Czy trzeci tom serii Kroniki Atlantydy także jest porywający?
Z góry uprzedzam o możliwości pojawienia się spojlerów. To już trzeci tom i to serii, którą zamyka, jest finałowy, więc działo się dużo rzeczy też w pierwszych dwóch częściach.
Ponownie zagłębiamy się w świat, w którym pełno jest istot nieśmiertelnych, wampirów i tym razem śledzimy losy Nefertari, którą zabił Set. Kolejny raz zdradził, kolejny raz zawiódł, a dostał szansę na to by odzyskać zaufanie. Nefertari jednak otrzymuje kolejną szansę i kolejne życie od córki Platona. Tym samym staje się wampirem i nie potrafi sobie z tym poradzić. Obawia się, że przez żądzę krwi zacznie krzywdzić innych i wcale nie cieszą jej nowe moce, jakie dzięki przemianie uzyskała.
Natomiast Set ma problem, bo wszyscy nieśmiertelni pragną zemsty za jego zdradę. Tylko tutaj pojawia się kolejny problem i dylemat, bo być może zabił nie dlatego, że tego chciał, a dlatego, że musiał dla większego dobra? Czyżby wcale nie był taki zły?
Jak już wspominałam, to trzeci i ostatni tom tej serii, czytać trzeba w odpowiedniej kolejności, bo jeśli się podchodzi na przykład najpierw do ostatniej części, to niewiele się z niej rozumie. Całość jednak jest od początku do końca bardzo przemyślana, zaplanowana i... bardzo, ale to bardzo magiczna. Tak podsumowałabym tę część: magiczna. Wszystko dzieje się bardzo szybko, a bohaterowie, których już przecież znamy, potrafią jeszcze zaskoczyć. Autorka również sprawiła, że nie da się przewidzieć finału. Natomiast wyjaśniła każdy wątek i zamknęła cała fabułę, w zasadzie nie zostawiając pola manewru do rozwinięcia dalej tej trylogii.
To wciągająca opowieść o wampirach, ale przede wszystkim zupełnie inna, nie jest irytująco naiwna i nie pokazuje tylko plusów bycia nieśmiertelnym, a także zachwytów nowych wampirów ich życiem. Tutaj pojawiają się dylematy, strach, miłość, przygoda, a także walka. Co to za walka? To już musicie sprawdzić sami.
Pojawi się wiele głosów negatywnych, że to nic nowego, że przewidywalna, ale szczerze mówiąc, jak już zacznie się czytać, to wcale nie ma się takiego wrażenia. Ono jest powodowane jedynie opisem, który faktycznie jest średni i to wada, ponieważ wiele osób od tego zaczyna lekturę. Ba, wiele osób decyduje na podstawie opisu czy książkę warto przeczytać i wiele przez to tracą.
"Korona popiołów" to według mnie jedna z ciekawszych książek fantasy i śmiało ją polecam nie tylko dlatego, ale również ze względu na to, że to mieszanka gatunków. Mamy całe mnóstwo wątków, ale każdy domknięty. Nie ciągnie się, nie sprawdza się co chwilę ile jeszcze stron do końca. Po prostu się przez nią mknie. Cóż tu więcej mówić, jest po prostu świetna.
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Jaguar.