„Krąg prawdopodobieństwa błędu” Bartłomiej Rot
15 luty 1979, godzina 12:37, to właśnie wtedy doszło do wybuchu w słynnej Rotundzie PKO w Warszawie. W wybuchu zginęło 49 osób, 77 zostało rannych. Oficjalnie podano, że do wybuchu przyczynił się wyciek gazu w wyniku zbyt mocnego dokręcenia śruby kryzy, niskiej temperatury, oraz dużej ilości śniegu, który uniemożliwił wydostanie się gazu ziemnego na powierzchnię. Ale czy na pewno tak było?
Autor na rzecz książki podważa tę teorię, snuje własną historię i wydarzenia, które doprowadziły do wybuchu. Muszę przyznać, że tego typu zabiegi bardzo mi się podobają. Uwielbiam, kiedy autorzy na tapet biorą znane wydarzenie i wokół niego budują całą akcję książki. Często skłania mnie to do poszukiwania informacji o prawdziwym przebiegu zdarzeń.
Akcja książki prowadzona jest z perspektywy kilku zupełnie różnych bohaterów, głównie członków warszawskiego gangu, skorumpowanego porucznika i posterunkowego Potza. Jest to kolejny zabieg, który lubię w książkach. Historia opowiedziana z perspektywy różnych osób pozwala zobaczyć całkiem różne podejście bohaterów do tych samych wydarzeń, a jak wiadomo każdy jest inny i każdy ma inny charakter. Niektórych bohaterów naprawdę polubiłem, mimo że większość była ta „zła”, to podobały mi się motywy kierujące nimi.
Co do samej historii, muszę przyznać, że mi się podobała. Czasy PRL-u, warszawski gang, milicja, wszystko to stworzyło ciekawy klimat. Kojarzycie może serię gier „Mafia”? Uwielbiam wszystkie części i właśnie z tymi grami skojarzyła mi się cała historia. Widzimy grupę gangsterów, która krok po kroku realizuje jakieś zadania i cele, aż do wielkiego finału, jakim był w tej książce wybuch w Rotundzie PKO. Cała historia jest poprowadzona sprawnie, napisana w sposób, który sprawia, że książkę ciężko odłożyć, bo jeszcze chcesz przeczytać ten jeden rozdział i tak bez końca.
Jedyne co mi bardzo przeszkadzało, to dużo błędów, jakby książka zupełnie nie przeszła żadnej korekty, albo jakby coś się posypało w procesie redagowania tekstu. Czasami słowa były dziwnie podzielone myślnikiem, czasami fragment tekstu był zdublowany, no i w niektórych zdaniach zabrakło jakiegoś słowa, przez co było ono pozbawione jakiegokolwiek sensu i jedynie można się było domyślać jak brzmieć miało. Zastanawiam się czy dostałem egzemplarz recenzencki, tak zwaną „szczotkę”, przed korektą, czy książkę, która w takim „stanie” została wypuszczona do sprzedaży. Mam nadzieję, że była to opcja pierwsza, bo aż nie chce mi się wierzyć, że wydawnictwo wypuściłoby książkę z tyloma błędami, każda jedna to przecież ich „wizytówka” i powinni zadbać o dokładną korektę i redakcję.
Podsumowując, historia dobra, ciekawa, ze wspaniałym klimatem. Naprawdę mogę ją polecić, no tylko te błędy...
Książkę otrzymałem z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl