Są takie książki, które już samą okładką i tytułem zachęcają do tego żeby je przeczytać. Często wcale wiele nie zdradzają, a jednak ma się ochotę jak najszybciej mieć je u siebie i sprawdzić co kryją w treści. Dla mnie taka właśnie jest "Kroki na strychu" i dodatkowo to powieść polskiej pisarki, więc tym bardziej chciałam ją przeczytać. Nie sprawdzałam też opisu, bo już się nauczyłam, że zdarza się, że jest w nim zbyt wiele informacji... wolę dać się zaskoczyć!
Poznajemy Patrycję, główną bohaterkę, która przeprowadza się na południe Polski, a dokładniej do Wrocławia. To miasto jest mi bardzo dobrze znane i je uwielbiam, dlatego jak tylko o tym przeczytałam, zatarłam rączki by później sprawdzić gdzie się poruszała, pracowała. Patrycja jest kobietą sukcesu i to właśnie sprowadza ją na dolny śląsk. Została dyrektorką w jednym z bankowych oddziałów i zamieszkała w tajemniczym domu. Dzielnica, w której przyszło jej mieszkać, to taka, gdzie większość ludzi to osoby starsze, więc z założenia miało być spokojnie. I było... do czasu. Pewnej nocy słychać na strychu kroki, co już może napawać niepokojem, a do tego dochodzą dziwne rzeczy typu samo zmieniająca się temperatura w klimatyzatorze. Tylko, że Patrycja faktycznie ma w swojej przeszłości ukryte sekrety, więc kiedy do tego pojawiają się listy, w których ktoś sugeruje, że wie co zrobiła, to robi się już nieprzyjemnie. Ale niespodzianki ma w sobie również dom, do którego po takiej lekturze chyba nikt z nas nie chciałby się wprowadzić.
Nie wiedziałam czego się po tej książce spodziewać zanim zaczęłam ją czytać. Nie sprawdzałam o czym jest i w zasadzie słusznie zrobiłam, bo każdy kolejny element układanki był zaskakujący, ale ostatecznie wszystko ułożyło się w jedną, spójną całość.
W teorii jest to obyczajówka, ale przy tych różnych rzeczach dziejących się w domu, w którym zamieszkała Patrycja, przy jej przeszłości, a także przeszłości poprzednich mieszkanek posiadłości, może przyprawić o dreszcze na przebiegające po kręgosłupie.. Niby nie jest to powieść grozy, a jednak powoduje, że można się momentami wystraszyć.
Co ciekawe, autorka porusza wiele tematów na raz, ale na szczęście jest to zabieg przemyślany. Zahaczamy nie tylko o życie głównej bohaterki, ale także o wiele innych, a przy tym wchodzimy w tematy trudne, jak przemoc wobec kobiet, a według mnie i nieco pracoholizm, w który ucieka Patrycja z pewnych powodów.
Całość jest spójna, czyta się z zapartym tchem i szczerze mówiąc, jedyne do czego mogłabym się przyczepić, to fakt, że niby akcja dzieje się we Wrocławiu, ale według mnie mogłaby to być każda miejscowość, bo nie o to tutaj chodzi. Nie ma też typowych smaczków dotyczących dolnego śląska więc myślę, że to po prostu miało być duże miasto, do którego mogłaby się przenieść pani dyrektor po awansie na takie stanowisko.
Podsumowując, to książka, którą będę polecać, bo jest napisana świetnie i każdemu czytelnikowi, który jest uprzedzony do polskiej literatury i czyta tylko zagraniczne gdybyście ją podsunęli, to byłby nią zachwycony. Czekam na kolejne powieści spod pióra autorki!
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Mando.