Są choroby, których nie da się wyleczyć.
Trzeba tylko siedzieć i głaskać po rękach.
~Swietłana Aleksijewicz: Czarnobylska modlitwa.
Myślę Czarnobyl, czuję … niepokój. Tak, niepokój to dobre słowo. Czarnobyl był najnowocześniejszym miastem na Ukrainie. Miastem, które miało podnieść dobrostan ludności, przewyższyć nawet amerykańskie standardy życia. Była praca, szkoły, miejsca rekreacji, a przede wszystkim była żywność. Wszystko jednak przestało istnieć, koniec. Filmy, seriale, książki czy podróże do tego miejsca wywołują we mnie wiele refleksji, które w niniejszym „zapisie myśli” chciałbym przedstawić.
Pierwszym niepokojem jest nieuchronność przyszłości. Nigdy nie wiemy, co niesie kolejny dzień. Katastrofa ekologiczna, śmiercionośna choroba, pandemia, kolejna głupia wojna czy bitwa. Dokładny, szczegółowy i realistyczny obraz tragedii (katastrofy) przedstawiony przez Swietłanę Aleksijewicz (Krzyk Czarnobyla; Czarnobylska modlitwa) pokazuje, że nawet najbardziej (u)cywilizowane i technologicznie posunięte miejsce, może upaść – a upada zawsze najgłośniej. Moją pierwszą refleksją dotyczącą tej lektury jest, można by rzec swoiście z niej płynący, chwytaj dzień, ciesz się chwilą, czyli już od starożytności znany horacjański motyw carpe diem.
Drugi niepokój – problem ziemi i krwi. Nie wiem, jak inaczej nazwać tę kwestię, ale myślę, że to określenie idealnie pasuje. Z dnia na dzień możemy zostać wysiedleni z miejsca, w które wrośliśmy, z którym się rozwijaliśmy, którym przesiąkliśmy. Możemy zostać wyrwani z piersi ziemi, odłączeni od kontinuum naszego rodu. Wyrzuceni z naszej Małej Ojczyzny, odcięci od naszej ukochanej ziemi, wyojcowieni. Nie jest więc dziwnym, tzw. zjawisko babuszek, które postanowiły z powrotem zamieszkać w swojej Małej Ojczyźnie (na ziemi czarnobylskiej). Carpe loco – chwytaj miejsce! Dostrzegaj piękno swojego małego domu – sumy królujących tu żywiołów, kalejdoskopu mieszkających tu ludzi. Pielęgnuj je i troszcz się o nie – tego uczy nas Czarnobyl!
Ostatnim niepokojem jest destrukcyjny obraz człowieka. Czarnobyl to nie tylko pamiątka kruchości życia ludzkiego, ale również pych, sieci kłamstw i tajemnic, dla mnie także pomnik destrukcyjnego wymiaru naszego istnienia. Choroba ludzi, śmierć zwierząt, zniekształcenia przyrody. Takie katastrofy przypominają, że nie dbamy należycie o naszą Matkę Ziemię. Wybuch reaktora w Czarnobylu był „spektakularny”. Jego przyczyną jest człowiek. Człowiek, który codziennie zatruwa przyrodę – glebę, powietrze i wodę. Polejmy dla zabawy, opresyjnie znęcamy się nad hodowlanymi zwierzętami, czynimy powietrze i glebę trującą. Jedynym pocieszeniem jest to, że teraz ponownie zwierzęta i rośliny zasiedlają tereny Czarobyla, a promieniowanie pozwala im żyć i regenerować się z dala od destrukcyjnego antropocenu. Czyżby to nie jest żywe ostrzeżenie? My sobie bez was poradzimy, ale wy, ludzie, nie? Nauczcie się szanować Ziemię. Czyż nie pozostanie po was jedynie zniszczony świat? Nas już dawno nie będzie, a plastik dalej będzie zabijał zwierzęta? Carpe auctoritas – chwytaj odpowiedzialność!
Moje spostrzeżenia nasunęły się po lekturze Krzyku Czarnobyla, Czarnobylskiej modlitwy oraz po wizycie w Czarnobylu. Zadziwia realistyczny i szczegółowy opis zastosowany przez autorkę (aby nie powiedzieć, że wręcz naturalistyczny). Ogromną uwagę zwróciłem na „równorzędność i równoprawność” głosów w tym utworze, ale również w całej twórczości reportażowej Aleksijewicz. Wywołało to konotacje z całym dobytkiem wielkiej literatury wschodniosłowiańskiej – realizm i polifonia jako dwa główne i „najniebezpieczniejsze” narzędzia wschodnich twórców. U Dostojewskiego, mistrza wielogłosowości, polifonia, tak jak i powieści, była wykreowana. Aleksijewicz natomiast używa polifoniczności przy opowiadaniu prawdziwych wydarzeń, głos daje każdemu (tak samo cenny!), nawet tym, których zdanie zostało pominięte, uznane za nieważne. Doskonale do tej powieści pasują określenia zaproponowane przez białoruskiego pisarza Adamowicza Alaksandra – powieść-oratorium, powieść zbiorowa, powieść-świadectwo, proza epicko-chóralna.
Czy nie powinniśmy wyciągnąć wniosków z tej katastrofy – sami dla siebie, ale i dla ludzkości, dla tego chóru różnych głosów, w którym każdy powinien być równorzędny (kwestia przy innej lekturze)? Czy ze względu na wspólnotowy charakter ludzkiej egzystencji, na swoisty zoon politikon, nie powinniśmy razem dążyć do świetlistej przyszłości, do wybudowania pomnika wspaniałej ludzkości? Czarnobyl – symbol przeszłości i przyszłości, symbol śmierci i odrodzenia, symbol turystyki śmierci. Obnażył zachowania ludzkie, jak w kalejdoskopie pokazał przedstawicieli różnych zachowań wobec katastrofy. To wszystko przechowuje sztuka, szczególnie literatura. Dlatego tak ważne jest czytanie książek – nie tylko tych, które bawią, ale także takich, które w bezpośredni (wręcz prostolinijny, brutalny – czyli tak, jak człowiekowi trzeba to uzmysłowić) pokazują ludzką słabość. Idealnie sprawdza się tutaj Krzyk Czarnobyla czy Czarnobylska Modlitwa.