„Loba Negra. Czarna wilczyca” jest to drugi tom serii o Antonii Scott napisanej przez Juana Gómez-Jurado. W tej części dochodzi do zamordowania niebezpiecznego człowieka oraz zaginięcia jego małżonki. Jednak o samej fabule za chwilę. Wcześniej chciałabym zwrócić uwagę na kolejną w tej serii genialną okładkę. Tym razem jest ona utrzymana w nieco ciemniejszych i zdecydowanie mniej cukierkowych barwach, co daje wrażenie pewnego mroku oraz powagi i tajemniczości przedstawionej na niej postaci. I faktycznie, osoba ta przez całą powieść pozostawała dla mnie pewną niewiadomą, a jej zachowanie wzbudzało podobne emocje co patrzenie na jej wizerunek na okładce.
Wracając jednak do samej lektury…
Muszę przyznać, że książka od początku wydawała mi się nieco mniej wciągająca, ale też mniej zrozumiała od części pierwszej. Opowiadana historia była bardzo ciekawa i momentami zaskakująca, ale wątek rosyjskiej mafii dla mnie był nieco trudny do przyswojenia. Czasami musiałam czytać fragmenty tekstu po dwa razy, aby wszystko odpowiednio ułożyć sobie w głowie. Zwróciłam też uwagę na mnogość bardzo długich i złożonych zdań, które chwilami utrudniały mi samo czytanie. Jednak nie wpłynęło to znacząco na samą „szybkość” przechodzenia przez lekturę. Tak jak w części pierwszej rozdziały były krótkie i czytało się je szybko, literki były stosunkowo duże, a opisów było bardzo niewiele. To zdecydowanie są dla mnie cechy „na plus”. Tym co sprawia, że powieść nie jest monotonna są również wprowadzone przez autora różne punkty widzenia, narracje. Przebieg zdarzeń możemy śledzić zarówno z perspektywy zaginionej kobiety, jak i ścigających ją osób, ale również z perspektywy mogącego zaoferować jej pomoc duetu, który bardzo dobrze poznaliśmy już w części pierwszej. Swoją drogą, duet ten – Antonia i Jon – i relacje w nim panujące są ogromnym atutem tej książki i od czytania o nich za każdym razem robiło mi się ciepło na sercu.
I mimo, że sama fabuła nie była dla mnie najciekawsza to uważam, że i tak tę książkę warto przeczytać chociażby ze względu na warsztat autora, który dla mnie jest niesamowity. Obrazowanie tego, co dzieje się w głowie człowieka i towarzyszących mu uczuć oraz obaw za pomocą zwierząt było po prostu genialne, a zabawę w mieszanie rzeczywistości z wyobrażeniami i tworzenie ciekawych porównań nazwałabym majstersztykiem. Już po przeczytaniu Czerwonej Królowej byłam pod wrażeniem sposobu pisania autora, ale po tej części jestem też w ogromnym szoku, że człowiek mógł wpaść na pomysł opisywania rzeczywistości w taki sposób. Do tej pory długo nie mogłam znaleźć autora, którego czytałabym z takim zainteresowaniem jak Remigiusza Mroza niezależnie o czym pisze, ale wydaje mi się, że już znalazłam. Szczególne wrażenie wywarł na mnie opis pewnego wypadku, który był stworzony w sposób z jakim jeszcze nigdy się nie spotkałam i pozwalał czytelnikowi poczuć się tak jakby siedział w środku samochodu i mógł obserwować w zwolnionym tempie każdą wykrzywiającą się lub odpadającą lub tłukącą się część po kolei, jednocześnie nie biorąc udziału w zdarzeniu. Myślę, że tym fragmentem Juan Gómez-Jurado pokazał jak powinno być realizowane zadanie bycia pisarzem. Pokazał to też na końcu książki prosząc o niezdradzanie zakończenia nigdzie. Co jak najbardziej jest zrozumiałe, ponieważ zakończenie właśnie wprawiło mnie w wielkie osłupienie i sprawiło, że już przebieram nogami na myśl o kolejnej części.
Podsumowując, książka ta jest nieco gorsza od swojej poprzedniczki, ale i tak warta przeczytania i zdecydowanie wyróżniająca się na tle innych powieści tego typu. Dlatego też polecam ją każdemu kto lubi czytywać kryminały, thrillery psychologiczne, książki detektywistyczne itp. Pamiętajcie jednak, że pozory mylą i czasami nic nie jest takie na jakie wygląda.
A na koniec mój ulubiony cytat z książki:
„Ale nawet jeśli nie możesz zatrzymać rzeki rękami, nie oznacza to, że przestaniesz też szukać ryb. A przede wszystkim nie pozwolisz, by twoi koledzy utonęli. "
Recenzja powstała w ramach przedpremierowej akcji recenzenckiej Wydawnictwa SQN.