Przyznaję, że po "Igrzyska Śmierci" sięgnęłam z powodu pochlebnych komentarzy na temat trylogii Suzanne Collins oraz sukcesu filmu na podstawie pierwszego tomu. Przyznaję również, że przestraszyłam się, kiedy przeczytałam w sieci informację, że owa pochlebna opinia w rzeczywistości szyta jest grubymi nićmi, a film mocno przereklamowany - nie było jednak odwrotu, bo trylogię dostałam w prezencie urodzinowym od chłopaka.
Pewnego popołudnia poczułam wezwanie, zasiadłam do lektury i niemal całkowicie w niej zatonęłam. Skończyłam czytać po zaledwie kilku godzinach.
Ci, którzy myśleli, że „Igrzyska Śmierci” będą kolejną ckliwą historyjką ku uciesze młodych (co prawda z niebanalnym tłem rebelii, ale mimo wszystko), byli w błędzie, bowiem jest to opowieść o przetrwaniu. To opowieść o walce, którą bohaterowie toczą z bezlitosnym reżimem Kapitolu, ale przede wszystkim sami ze sobą. Nie mamy tutaj wyraźnie zarysowanej granicy między dobrem a złem, bo jak nazwać dobrym człowiekiem osobę, która bezlitośnie zabija innych ludzi? Tutaj każdy ma w sobie cząstkę i tego, i tego, a nam - czytelnikom - pozostaje to zaakceptować. Ponadto my sami musimy określić jacy według nas są bohaterowie, ponieważ Collins pozostawia to naszej wyobraźni.
Podziwiam Kotną i Gale'a, którzy muszą wybierać między karą za kłusownictwo a potrzebą wyżywienia rodzin, które głodują z powodu niedoborów żywności. Podziwiam mieszkańców Dwunastego Dystryktu, którzy codziennie walczą o przetrwanie, o każdy kęs czerstwego chleba i łyżkę słynnego gulaszu Śliskiej Sae. Podziwiam ich, bo sama już dawno bym się poddała. Tymczasem oni ciągle walczą. Trwają wbrew Kapitolowi, który dąży do całkowitego podporządkowania się wszystkich dystryktów.
Najważniejszy element książki, czyli tematyka Głodowych Igrzysk, jest trudna w jednoznacznym odbiorze. Jest pełna sprzeczności – raz przyciąga, raz odpycha. Na pewno wpływa na psychikę czytelnika, który próbuje wyobrazić sobie siebie w podobnej sytuacji, co jest trudne, a dla większości z nas – wręcz niemożliwe. Tymczasem ci ludzie, wybierani wbrew własnej woli młodzi trybuci, od lat musieli brać w tym udział. Zmuszani do odkrycia w sobie bestii, ruszali na łowy, z których wracał tylko jeden zwycięzca.
Same Igrzyska przypominają mi trochę walki gladiatorów - krwawe batalie ku uciesze widowni. Budzą wstręt, a zarazem fascynują, bo doskonale ukazują jak stopniowo z każdego trybuta ulatują resztki człowieczeńtwa. Tak, nawet Katniss zaczyna ulegać instynktom, i dlatego też jej relacje z Rue są tak ważne dla całej fabuły, przez co warto zwrócić na nie baczniejszą uwagę. To właśnie ta dziewczynka staje się zalążkiem buntu, który rodzi się w sercu Kotnej. Od tego momentu Igrzyska nie będą już takie same.
Gorąco polecam lekturę wszystkim tym, którzy nie boją się zagłębić w brutalność Głodowych Igrzysk. Tym, którym zależy na tym, by poznać ideę rebelii Trzynastki. I wreszcie tym, których interesuje zmieniająca się ludzka psychika.
Wszystko to znajdziecie w tej jednej książce. Z czystym sumieniem polecam.
Ocena: 5/5