Lissy autorstwa Luca D’Andrea, to podobno wstrząsająca powieść o poczuciu winy, miłości i poświęceniu, ale dla mnie jest to po prostu geneza zła i szaleństwa, która trzyma w napięciu do ostatniej postawionej kropki. Sam początek obiecuje nam niezły thriller, z bezwzględnymi bohaterami, gotowymi na wszystko, a im dalej w głąb tej historii tym ciemniej, zimniej i groźniej. Szaleństwo nas otacza, a to co z pozoru wydawało się wybawieniem zamienia się w koszmar. To właściwie wystarczy żebym dalej kontynuowała literacką przygodę z autorem tej książki. Lissy to mój debiut z twórczością tego pana, a przecież to niejedyna książka jaką Luca D’Andrea napisał, jest jeszcze Istota zła, która już ląduje na mojej liście...
Autor zabiera czytelnika w podróż do Tyrolu, a konkretnie przenosi w czasie do lat 70 XX wieku. Poznajemy tam młodą kobietę, małżonkę Herr Wegenera, który nie ma co ukrywać, jest kryminalistą i nie boi się pociągnąć za spust. To człowiek, przed którym czuje się respekt, który ma wszystkich w garści i który dwa razy nie musi powtarzać rozkazu, tak rozkazu, bo on nigdy nie prosi. W najgorszych koszmarach nie spodziewał się jednak, że żona mu się przeciwstawi i uciekanie z jedną z najcenniejszych rzeczy z jego sejfu. Z przepustką do większej władzy, do życia. Cios był niespodziewany i niebezpieczny dla jego statusu, a nawet egzystencji na tym świecie. Za dopuszczenie się zdrady musi być kara, na Marlene zapada więc wyrok i to nieodwołalny. Herr Wegener jest niebezpieczny, ale to Konsorcjum jest niebezpieczniejsze! W tym czasie nasza uciekinierka powinna już być daleko, poza granicami państwa, niestety stało się inaczej i wylądowała wysoko w górach, w domu tajemniczego pustelnika, który za jedyne towarzyszki życia ma świnie. Mężczyzna otoczony jest kokonem tajemnic i rodzinną tragedią, którą z czasem wyznaje swojej młodej znajomej. Jednak całą prawdę o dobrodusznym starcu Marlene ma dopiero poznać… Jest jeszcze ktoś kogo warto się bać…
Podsumowując: Lissyto thriller, który pachnie bezwzględnością i śmiercią od samego początku, a im dalej, tym fabuła zyskuje na mrocznym klimacie i szaleństwie. Autor w swojej powieści brutalnie odsłania naturę człowieka, której nie jest obce zło czy szaleństwo, które może siedzieć w każdym z pozoru niepozornym człowieku. Ponadto znajdziecie tutaj ciekawe portrety psychologiczne bohaterów i przeszłość, która za nimi podąża, dramatyzm oraz sceny, które wpływają na wyobraźnie czytelnika wywołując napięcie, a nawet obrzydzenie. 119 rozdziałów i ponad 400 stron, tyle potrzebował Luca D’Andrea by opowiedzieć nam tę historię. Zrobił to w sposób lekki, przyjemny i elastyczny. To nie koniec pozytywów, bo narracja również jest atutem tej powieści, gdyż mamy do czynienia z narracją kilkuosobową, co powoduje fabułę jeszcze ciekawszą i bardziej dostępną dla czytelnika. Jak dla mnie to naprawdę dobra książka, która wciąga od początku, mroczna, momentami chaotyczna, ale warta uwagi. A słabe punkty? Jak dla mnie ich nie ma. Dawno już nie czułam takiego napięcia podczas finiszu jak podczas czytania Lissy.