Powieść „Lśnienie” jest moim trzecim spotkaniem z twórczością Kinga. Przed nią czytałam „Zieloną milę” oraz „Cmętarz zwieżąt”. Po „Zieloną milę” sięgnęłam wiele lat temu i pamiętam, że po przeczytaniu jej czułam spore rozczarowanie. Rok temu znów dałam szansę Kingowi i przeczytałam „Cmętarz zwieżąt”. Moje odczucia były dokładnie takie same jak po pierwszym spotkaniu z pisarzem. Sięgając po „Lśnienie” miałam ogromną nadzieję, że tamte dwa rozczarowania były po prostu złym trafem, niedostosowaniem estetyki pisarskiej do mojej wrażliwości czytelniczej. Niestety, okazało się, że ja i pan King chyba nie potrafimy się polubić. Już po przeczytaniu kilku pierwszych rozdziałów „Lśnienia” odczuwałam znudzenie. Akcja z początku bardzo się dłuży – przerywa to jedynie końcowa część książki, w którym jest najwięcej akcji i wydarzenia mkną dość szybko. Niestety, trwa to jedynie kilkanaście stron i znów wracamy do stanu znudzenia.
Bohaterowie w „Lśnieniu” są bardzo jednowymiarowi. Można ich opisać zaledwie kilkoma słowami i w zasadzie nic w ich zachowaniu nie ma szans nas zaskoczyć – możemy przewidzieć każdy ich ruch. Jack jest taki, taki i taki, Danny taki i taki, a Wendy taka oraz taka. Trudno odczuwać sympatię do bohaterów, którzy mają zarysowane zaledwie dwie bądź trzy cechy charakteru.
Zakończenie powieści również jest mocno niesatysfakcjonujące. Większość czasu spędzamy z bohaterami w hotelu, natomiast pod koniec autor szybko nas z niego wyciąga i osadza w zupełnie innym miejscu, pokazując bardzo nierzeczywisty obraz. Zakończenie nie jest do końca szczęśliwe, lecz z całą pewnością nie jest wystarczająco dramatyczne zważywszy na wszystkie wydarzenia, o których czytaliśmy wcześniej.
Rzeczy, które w powieści się udały to budowanie poczucia niepokoju oraz opis myśli towarzyszącym bohaterom. Jeśli chodzi o budowanie poczucia niepokoju – są w „Lśnieniu” fragmenty, w których King bardzo dobrze operuje naszym strachem. Posługując się elementami raczej życia codziennego niż takimi, które spotkać można tylko od czasu do czasu, autor mocno bawi się z naszymi emocjami. Już sama idea hotelu, w którym dzieje się coś złego, jest dobrym wyborem – któż z nas bowiem nigdy nie był w hotelu? King wybiera też dużo bliższe codziennemu życiu miejsca, jak na przykład łazienka bądź plac zabaw. Czytelnicy z bujną wyobraźnią przez długi czas po lekturze mogą odczuwać towarzyszący niepokój, wchodząc do własnej łazienki i patrząc na wannę.
Myśli towarzyszące bohaterom – szczególnie w późniejszych fragmentach powieści – są ujęte w bardzo interesujący sposób. King posługuje się techniką strumienia świadomości – niestety robi to dość rzadko i w krótkich fragmentach. Gdyby autor zdecydował się zapisywać w ten sposób wszystkie przemyślenia swoich bohaterów, z całą pewnością byłoby to dużo bardziej angażujące.
„Lśnienie” oceniam na powieść poniżej przeciętej. Było w niej o wiele więcej istotnych potknięć niż elementów zrealizowanych naprawdę dobrze. Do twórczości Kinga z pewnością jeszcze kiedyś wrócę – by znaleźć chociaż jedną powieść, która w pełni mnie usatysfakcjonuje, a nie pozostawi z gorzkim poczuciem rozczarowania. Zrobię to jednak nie wcześniej niż za kilka miesięcy.