Kto z nas nie chciałby latać, albo przenikać przez ściany, albo być niewidzialnym? No nie da się. Ale można odkryć nowy pierwiastek, zatrzymać kule, albo skonstruować łódź podwodną. To nie są supermoce? Jak to nie!
„Akademia Superbohaterów” to zbiór 32 życiorysów polskich naukowców, badaczy, odkrywców i konstruktorów, których prace wpłynęły na rozwój nauki i społeczeństwa. Nie są to jednak suche biogramy, z wyliczeniem dat i miejsc dokonania odkryć. To raczej opowieści przedstawiające poszczególne postaci na tle czasów w jakich żyły, z pokazaniem, co było dla nich inspiracją i jakie przeszkody musieli pokonać, by osiągnąć wyniki. I szczerze mówiąc, taki sposób przedstawiania historii jest o wiele ciekawszy, od tego powszechnie przyjętego w szkole. Tu mamy bohaterów/bohaterki, którzy są osadzeni w konkretnych czasach, muszą się zmagać z przeszkodami czasami zupełnie, z naszego punktu widzenia, absurdalnymi, muszą walczyć o możliwość realizacji swoich pasji. To naprawdę sprawia, że historia ożywa. Tyle się teraz mówi o przedstawianiu dziejów w sposób budzący dumę. No to mamy bardzo dobry przykład, jak to robić, bo czyż czytanie, jak dzięki swojej pracy, pomysłowości i inteligencji nasi rodacy potrafili popchnąć w przód rozwój cywilizacji, nie budzi podziwu?
Spośród 32 postaci są takie, których przedstawiać nie trzeba jak Kopernik, Skłodowska-Curie czy Lem, ale i te mniej znane, jak Maria Czaplicka, Kazimierz Żegleń, czy Magdalena Bendzisławska. Z tego też wynika zapewne objętość poszczególnych biogramów, bo o ile o tych najsławniejszych wiemy całkiem sporo , to rozdziały dotyczące Żeglenia i Bendzisławskiej są naprawdę króciutkie. Zwłaszcza ten ostatni to raczej opowieść o czasach niż o bohaterce, bo o niej po prostu niewiele wiadomo.
Ogromny plus to ilustracje – Marek Oleksicki zrobił coś niebywałego. Stereotyp badacza zagrzebanego w papierach i odczynnikach wyrzucił do kosza, a z naukowców uczynił w swoich pracach herosów na miarę Marvela. Te rysunki są genialne, ogląda się je z prawdziwą przyjemnością.
Czy są minusy? No są, ale niewielkie. Przede wszystkim dobór postaci – nie umieszczałabym w zestawieniu tych bohaterów, o których nie wiadomo zbyt wiele, tym bardziej, że mamy wielu naukowców z równie dużym dorobkiem, o których wiadomo więcej. Podobny zarzut można dopisać do postaci kontrowersyjnych. Wydawnictwo poleca książkę już kilkulatkom – oczywiście tak, ale raczej tym starszym, bo mimo prostego języka, młodsi raczej nie zrozumieją o co chodzi w promieniotwórczości, destylacji itp.
Czy warto mieć tę książkę w domu? Jak najbardziej, zwłaszcza gdy zamieszkuje się z młodym człowiekiem, w którym szkoła powoli zaczyna zabijać pasję do poznawania świata. Los czasami rzuca pod nogi kłody. Można się o nie potykać, ale można też zrobić z nich schody, tak jak pokazani tu Superbohaterowie.
Dziękuję Fundacja Nauka. To lubię za egzemplarz do recenzji.