Droga Jana recenzja

Matka.

Autor: @Pani_Ka ·3 minuty
2020-01-16
1 komentarz
2 Polubienia
Nie ma miłości mocniejszej niż miłość matki. Nie ma bólu straszniejszego niż patrzeć na cierpienie dziecka. Każde ze złych odczuć można złagodzić, prócz bezsilności. 
 Literatura często opowiada nam o matczynej trosce, bólu, strachu o zdrowie i szczęście dzieci. Rzadko jednak zdarza się czytać opowieść samej matki. Prawdziwą, dokumentalną, daleką od fikcji, obdartą z upiększeń. Nie obleczoną w wyimaginowane historie i zakończone łzawym acz radosnym happy endem lecz wyrwaną z głębi duszy na świat. 
 
 Wydawnictwo Literackie zdecydowało się wydać wspomnienia matki Jana, który jest jedną z 80 osób na świecie cierpiących na galaktosialidozę, schorzenie przemiany materii. Owa matka, dziennikarka, kobieta światła i obdarzona wielkim talentem literackim, powierza nam swoja opowieść tyleż piękną, co porażającą. 
 
 Jan urodził się jako dziecko zdrowe, doskonałe, pozbawione wad, budzące radość i wielkie rodzicielskie nadzieje. Z wiekiem, drobna nieporadność, brak skupienia, odpływanie we własny świat, agresywna niezgoda pogłębiły się do diagnozy, która postawiła matkę przed zadaniem niewyobrażalnym. Musiała i nadal musi towarzyszyć synowi w drodze, która stanowi nową rolę i szkołę życia, ale której ona sama nikomu nie mogłaby życzyć. W książce "Droga Jana" pozwala sobie na rozdziały, które wychodzą poza sprawozdanie z choroby i opieki. Na rozdziały, z których krzyczy ból, niezgoda, potworne zmęczenie i usprawiedliwienie dla swojej niedoskonałości. A my krzyczymy wraz z nimi. 
 
 Dorota Danielewicz od 26 lat patrzy na świat oczyma swoimi i oczyma Jana. W chwilach beznadziei chce rozumieć, w chwilach strachu chce podeprzeć sama siebie. Ukrywa głęboko w sobie prawdziwy obłęd, nadając ogromną rolę małym zwycięstwom, chwilom, które wychylają się ku szczęściu, ponad chorobę. 
 "Małe przyjemności, chwile radości, momenty zapomnienia mają specjalny smak, jeśli nosi się w sercu jezioro niewypłakanych łez. Ostatnia deska ratunku - uśmiech na życzenie, makijaż smutku."
 Poznajemy matczyne życie krok po kroku, błąd po błędzie i nadzieję po nadziei. Rozumiemy i usprawiedliwiamy gniew na dziecko, powodowany nieświadomością. Wraz z Dorotą trzymamy ponad Janem parasol nadopiekuńczości gdy nie wiemy do końca, jakie niebezpieczeństwa mogą na niego czyhać. Z bólem przyjmujemy diagnozy i szukamy rozwiązań. Budujemy skorupę, poza którą nie można wykrzyczeć bólu i cierpienia. Wreszcie uczymy się akceptacji, chowamy w sobie żal do świata. 
 
 Czytając "Drogę Jana" towarzyszy nam wrażenie, że autorka doszła do momentu, w którym można już tylko oszaleć lub otworzyć usta i zacząć opowiadać. Choć w każdym wspomnieniu, w każdym zerknięciu wstecz autorka stara się wykazać opanowanie, nieprawdopodobna siłę, zadowolenie z własnego zdrowia, pomocy bliskich i przyjaciół, to jednak cały czas zza pleców nadciąga huragan emocji. Prócz relacji z postępujących wydarzeń, życiowych zmian, które niesie za sobą choroba, Dorota Danielewicz pozwala sobie wreszcie na skowyt zmieszany z rozgrzeszeniem. Wiele razy zwraca się do samej siebie i innych rodziców chorych dzieci, mówi do nich wielkimi literami o braku winy, o prawie do słabości, o podziwie i akceptowaniu bezradności. 
 
 Książka napisana jest w piękny literacko i treściowo sposób. Nie brak w niej odniesień do literatury i sztuki, wydarzenia wybiegają poza chorobę. Powrót do początków, wcześniejszych wątków i etapów życia wiąże się ze skojarzeniami, przeznaczenie przyjmie postać 'Ręki' Mrożka a egipska Neferetiti stanie się członkiem rodziny. 
 Jest to też książka bardzo ludzka, bo niepełnosprawny Jan, jak inne dzieci przechodzi fazy wstydu i buntu, także dojrzewa i dorośleje. To, że "pewnego dnia niczym Oskar Matzerath z 'Blaszanego bębenka' Guntera Grassa podjął decyzję, że na zawsze zostanie dzieckiem" nie zmienia faktu, że ma 26 lat, zmienia się, wymaga innej uwagi. 
 
 Są momenty w "Drodze Jana", przy których łzy dławią w gardle, są takie, przy których uśmiechamy się i czujemy dumę z matki i syna. Jest tu miejsce na ból i rozpacz opisane tak plastycznym językiem, że oddech urywają. I są drobinki szczęścia, która świadczą o sensie każdego dnia, który Jan spędza na tym świecie. Przede wszystkim jednak, jest to książka, której autorka uczy nas wiary, pokory i wdzięczności za każdą chwilę. Po "Drodze Jana" wstydem jest pozwolić sobie na wypowiedzenie jednego marudnego słowa. Wstydem jest narzekanie, brak pokory, poddawanie się przeciwnościom. Dziękuję Pani Doroto. 
 
 Pani_Ka Czyta
 dziękuję Wydawnictwu Literackiemu za egzemplarz książki

Moja ocena:

Data przeczytania: 2020-01-16
× 2 Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Droga Jana
Droga Jana
Dorota "(1964)" Danielewicz
8.3/10

Jan nauczył mnie tak wiele, jednak nikomu nie życzę tej lekcji. Nikomu i nigdy. Dlaczego przypadła ona właśnie mnie, nie mam pojęcia. Taka karma, powiedzieliby jedni, niezbadane są wyroki bogów, powi...

Komentarze
@gala26
@gala26 · prawie 5 lat temu
Żaden rodzic, żadna matka nie powinna patrzeć na chorobę i cierpienia swojego dziecka. Żadna matka nie powinna patrzeć na śmierć swego dziecka ... dziękuję ci za tę piękną recenzję.
Droga Jana
Droga Jana
Dorota "(1964)" Danielewicz
8.3/10
Jan nauczył mnie tak wiele, jednak nikomu nie życzę tej lekcji. Nikomu i nigdy. Dlaczego przypadła ona właśnie mnie, nie mam pojęcia. Taka karma, powiedzieliby jedni, niezbadane są wyroki bogów, powi...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Zobacz inne recenzje

Tytułowy bohater - Jan zmaga się z ciężką chorobą, jaką jest galaktosialidoza. Jak się dowiadujemy, choruje na nią tylko 80 osób na całym świecie. Nie ma na nią lekarstwa, gdyż koncernom farmaceutycz...

@Justyna_Papuga @Justyna_Papuga

Książka opowiada o walce i zmaganiach matki z chorobą syna o niezwykle rzadkim schorzeniu ( 80 przypadków na świecie), polegającym na zakłóceniach przemiany materii o nazwie galaktosialidoza. U Jana ...

@Strusiowata @Strusiowata

Pozostałe recenzje @Pani_Ka

Nazwij to snem
Amerykańska jawa.

To nie był czas na wielkie dzieło imigranckie. Był 1934 rok, pełen rozgardiaszu, karier i upadków, kryzysu i tego co po nim, amerykańskich przeciwstawności. Aż przyszedł...

Recenzja książki Nazwij to snem
Powrotny z Wrocławia
Fragmenty

Nieszczęścia chodzą parami a jeśli ich powodem będą pokłady kłamstwa, starych grzechów i chciwości, przetną nam drogę całe ich stada. Śmierć zagląda Annie w oczy z każd...

Recenzja książki Powrotny z Wrocławia

Nowe recenzje

Ruinerwold. Uciekłem z sekty mojego ojca
Historia zamknięta w czterech ścianach.
@Anna_Szymczak:

„Ruinerwold. Uciekłem z sekty mojego ojca” to książka, która budzi nie tylko ogromne emocje, ale i pytania dotyczące gr...

Recenzja książki Ruinerwold. Uciekłem z sekty mojego ojca
Zadzwoń, jak dojedziesz
O tym, jak silna bywa tęsknota
@z_kultury_:

Przychodzi do Nas niezapowiedziana. Często pojawia się po stracie bliskiej Nam osoby. Sprawia, że Nasze życie powoli tr...

Recenzja książki Zadzwoń, jak dojedziesz
Wszyscy zakochani nocą
Wszyscy zakochani nocą
@Gosia:

„Wszyscy zakochani nocą” to moje pierwsze spotkanie z twórczością Mieko Kawakami, ale od razu na wstępie powiem, że jes...

Recenzja książki Wszyscy zakochani nocą