O ile się nie jest zamożnym, nie warto być czarującym chłopcem.
Tak, "ubodzy powinni być praktyczni i prozaiczni" - taka jest "wielka prawda nowoczesnego życia", pisze autor na samym wstępie swego opowiadania, choć robi to bez wątpienia z przekąsem i z dużą dozą ironii wobec tych "wielkich prawd". Bohaterem jego opowiadania jest Hughie Erskine - piękny, acz ubogi chłopiec, który owych prawd nie mógł pojąć (zapewne podobnie, jak sam Wilde). Cóż, bohater nie grzeszył zanadto inteligencją, skoro nie błysnął nigdy żadnym dowcipem czy aforyzmem. To akurat zupełnie inaczej, niż sam autor: dandys, znany z ciętych ripost, więc nadprzeciętnie inteligentny i bogaty z domu. A jednak widać w tekście dość oczywistą sympatię Wilde'a do swego bohatera, mimo, iż ten okazuje się aż zabawnie naiwny. Też dandys, ale naiwny, bo dobry. Niepraktyczny i nieprozaiczny, więc taki Głupi Jasio. W bajkach (i w życiu) właśnie ubodzy prostaczkowie są jedynymi sprawiedliwymi. Może więc narrator sympatyzuje z dobrocią w chłopaku, a nie z jego physis, dzięki której Hughie "miał równie wielkie powodzenie u mężczyzn, jak i u kobiet", przez co mógłby pozostawać (jako wyestetyzowany "luj", by zapożyczyć słowo ze słownika Witkowskiego na przykład) w kręgu niestandardowego jeszcze wówczas zainteresowania tegoż?
Dzięki aparycji i miłemu usposobieniu, pomimo swego ubóstwa (cóż to jest 200 £ renty rocznie!), Hughie bywa w domach zamożnych przyjaciół z kręgów artystycznych, lecz choć ma narzeczoną, nie może się z nią ożenić - właśnie z powodu braku środków, braku zawodu i niezaradności życiowej. Dopóty, dopóki jedna wizyta u znajomego, skądinąd wziętego malarza, nie zmieni tego stanu rzeczy. A to wszystko dzięki miękkiemu sercu i współczuciu, jakie chłopiec okaże żebrakowi, którego malarz akurat portretuje. I? Cóż, jaka ładna bajka! Ładne bajki zawsze dobrze się kończą, zwłaszcza gdy ubogi bohater okazuje serce i człowieczeństwo jeszcze słabszemu, gdy pomaga komuś w potrzebie! Znamy to z baśni Grimmów, z Andersena, z ludowych bajów. I wtedy, jak zwykle w bajkach, cnota zostanie nagrodzona. Można by rzec, że czuć tu na milę Dickensem. I morałem. Ale jednak jakże przewrotnym i wilde'owskim!
Dandysi i kobieciątka rządzą światem, a przynajmniej powinni nim rządzić.(s. 4)
Tak, właśnie to lubię w bajkach Wilde'a: nie tylko wywraca na nice stereotypowe rozwiązania, odwraca znaki, prowokuje, zaskakuje i wywodzi czytelnika znającego schemat na manowce. Czasem, jak tu, uwspółcześnia historię, a zawsze czyni to dowcipnie (np. charakterystyka postaci!) i z dużą dozą ironii. Bo morał oczywiście jest, jak to w bajkach, ale zaskakujący. Nagroda bowiem nie jest nagrodą za okazane serce, lecz...kaprysem bogatego, który świadom tego, iż nie jest człowiekiem dobrym, komukolwiek mogącym służyć za wzór, chwyta w lot okazję, by za dobry uczynek - dla czystego żartu czy fanaberii - móc odpłacić tak, by choć w ploteczkach równych sobie stanem i majątkiem, choćby przez krótki czas, chodzić w nimbie człowieka miłosiernego. Czyli stać się (dla niego tanio!) wzorem dla innych milionerów i bogatych. Taka jest współczesność Wilde'a, która jest także tą naszą. Bogaci przedsiębiorcy finansują kulturę lub inicjatywy pomocy ubogim nie dlatego, by zrobić coś dobrego, lecz by "ocieplić swój wizerunek". By sprzedać lepiej swój produkt, pokazując publicznie, że oto jacy oni są dobrzy. Rekin dla przykładu przeprowadza staruszkę przez jezdnię. Krokodyl do kamery ogrzewa oddechem kurczątko. Robią to jeśli nie dla żartu, jak postać z opowiadania, to z wyrachowania. Taki mamy model zamożnego człowieka.
Nie chcę się zanadto rozpisywać, by w recenzji nie napisać więcej słów, niż zawiera samo opowiadanie. Należy jednak zwrócić uwagę, że polski tytuł absolutnie nie oddaje sensu opowieści, ani też nie jest dobrym tłumaczeniem tytułu oryginalnego (The Model Millionaire, 1887). Raczej wprowadza w błąd. Nie chodzi tu przecież ani o "wzór milionera" (bo tu milioner chce tylko uchodzić za wzór do naśladowania), ani o "modelowego milionera" (który nota bene jest modelem). Gra słów, która została "zgubiona w tłumaczeniu". Lost in translation.
A jednak było warto być czarującym, choć ubogim chłopcem...