Eloise Bridgeton jest bliska pogodzenia się z tym, że zostanie starą panną. Jak dotychczas każdy kandydat do jej ręki okazywał się niedostateczny, ale w zasadzie… Czego spodziewać się po mężczyznach? Eloise coś o tym wie, ostatecznie życie z czwórką braci nauczyło ją wielu rzeczy. A jej zdaniem w zasadzie lepiej być samotną niż nieszczęśliwą, czyż nie?
Pewnego dnia jednak dziewczyna dostaje list od męża dalekiej krewnej Bridgetonów. Sir Phillip Crane informuje w nim o śmierci Mariny, ale na kilku listach między tą dwójką się nie kończy…
Eloise koresponduje z mężczyzną ponad rok, aż w końcu ten proponuje jej małżeństwo. Wkrótce ambitna dziewczyna rusza na spotkanie z sir Phillipem, przekonana, że to ten właściwy człowiek. Jednak okazuje się, że pierwsze wrażenie może być bardzo mylne… Cóż, Crane mógł przynajmniej poinformować ją o tym, że ma dwójkę dzieci i trudny charakter.
Panna Bridgeton jednak nie jest z tych, którzy szybko się poddają. Ostatecznie nie ma nic do stracenia, a wiele do zyskania. Poza tym nie pozwoli braciom na to, aby z niej drwili!
Na wstępie warto zaznaczyć, że nie czytałam poprzednich tomów serii o Bridgetonach. Czy przeszkadzało mi to jakoś w poznawaniu tej historii? Szczerze mówiąc ani trochę. Po tej książce jednak jestem pewna, że z przyjemnością poznam perypetie innych członków tej niezwykłej rodziny.
W tej części poznajemy bliżej Eloise. Dziewczyna jest głośna, bezpośrednia i odważna, przez co ma trudności, aby znaleźć sobie odpowiedniego męża. A przynajmniej do czasu poznania sir Phillipa. Ten mężczyzna jest jej przeciwieństwem; cichy, spokojny i pełen melancholii po śmierci żony, wciąż ucieka przed własnymi uczuciami w pracę.
Bardzo podobało mi się to, jak autorka ukazała kontrast charakterów tych dwóch postaci. Dzięki temu mieliśmy okazję śledzić wiele zabawnych scen z ich udziałem, a także nieraz poczuć ciepło w sercu przy tych uroczych fragmentach. Na pierwszy rzut oka mogło się wydawać, że ten związek kompletnie się nie uda. Z czasem jednak to, co ich różniło, pomogło tej parze w umocnieniu ich więzi. W mojej opinii było to poprowadzone w dobrym tempie, wypadało bardzo naturalnie.
Książka ta jest pełna ciepła i humoru, szybko mi się ją czytało pomimo sporej długości. Styl pisania autorki był zabawny, a jednocześnie widoczna była czułość, jaką darzyła ona swoich bohaterów. Poruszone zostały także ważne tematy, jak na przykład wątek depresji czy też przemocy w rodzinie.
Warto nawiązać w tym miejscu do krytycznych wypowiedzi, z którymi spotkałam się w innych recenzjach, oceniających postępowanie postaci. Moim zdaniem jednak należy pamiętać, że powieść ta odnosi się do czasów, gdy medycyna nie była jeszcze tak bardzo rozwinięta, jak dzisiaj. Świadomość chorób psychicznych była wtedy niewątpliwie mniejsza, dlatego też nie ma sensu porównywać sytuacji z książki z tymi, które mają miejsce obecnie.
W mojej opinii samo wydanie książki jest bardzo ładne i dopracowane. Skrzydełka na okładce, dość duży druk na stronie, a także przejrzystość są drobnymi, ale ważnymi elementami. Wydawnictwo naprawdę się postarało pod tym względem. Również tłumaczenie było bardzo dobre, oddając klimat opisywanej epoki i wysławiania się postaci.
Co mogę dodać? Książka „Oświadczyny” spodobała mi się, a postacie skradły moje serce. Fanów serii nie trzeba zachęcać do tego tomu, a innym mogę tylko dać znać, że popularność „Bridgetonów” jest w pełni zrozumiała. Polecam!
Książka otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu @nakanapie.pl