“Rekonstrukcja” to kolejna książka Krzysztofa Bieleckiego, autora zadziwiającego “Defektu pamięci”. Miałam okazję przeczytać tamto dzieło, które wywarło na mnie bardzo pozytywne wrażenie i zrobiło mętlik z moich myśli. Nic więc dziwnego, że gdy dostałam propozycję zrecenzowania “Rekonstrukcji”, zgodziłam się od razu. Zdaniem autora, to dzieło jest jeszcze bardziej nietypowe i trudniejsze do rozgryzienia, ponieważ nic nie zostaje podane na tacy. A jako że jest to powieść projekcyjna, każdy może dostrzec w niej coś innego. Pełna nadziei, zdecydowałam się podjąć wyzwanie i zapoznać z tą pozycją. Czy udało mi się “odkryć wszystkie jej niuanse”? Cóż...
“Rekonstrukcja” to tak naprawdę opowiadanie stanowiące ostatni rozdział książki. Poprzedza je sześć innych rozdziałów skrywających historie, które, jak mówi autor, są tylko wstępem do opowiadania. Przez całą podróż po kartach książki, towarzyszy nam narrator, który zwraca się bezpośrednio do czytelników. Od samego początku wspomina o niejakim Johnie Johnsonie, który zniknie w ostatnim rozdziale. Obiecuje też, że wtedy niektóre elementy dzieła zostaną wyjaśnione. Tym czasem nie powinniśmy się tym przejmować (chociaż to trudne, kiedy na każdym kroku przypomina się nam, że John Johnson naprawdę wkrótce zniknie) i zagłębić się w dziwne i pokręcone historie, stanowiące owy wstęp. Każda z nich jest nieprzewidywalna, dziwna i na pierwszy rzut oka bez sensu (tutaj właśnie dostrzegłam podobieństwa do wspaniałego “Defektu”). Warto jednak wspomnieć, że w dziełach Krzysztofa Bieleckiego nic nie jest przypadkowe, a każde nienormalne (bo tego nie da się nazwać inaczej) wydarzenie zostało dokładnie zaplanowane przez autora. Przez całą lekturę książki pamiętałam o tym fakcie i z każdym rozdziałem miałam nadzieję, że wszystko wreszcie się poukłada. Do tego zachęcana przez narratora, wyszukiwałam między wersami “tego czegoś”, co być może tylko ja potrafię odkryć. Niestety, mimo usilnych prób, jakoś tego nie znalazłam...
Nie ma potrzeby przytaczać zarysów wszystkich opowiadań. Musicie mi wierzyć, że każde kolejne jest dziwniejsze od poprzedniego. W końcu robienie bajzlu z myśli czytelnika to specjalność autora, co wspaniale widać w “Defekcie pamięci”. Mimowolnie cały czas porównywałam ze sobą te dwa dzieła, chociaż autor oświadczył, że każda jego książka musi być inna od poprzedniej. Cóż, może to moje schematyczne myślenie i nieotwarty umysł sprawiły, że rozczarowałam się tą pozycją. A może spowodowała to nachalność narratora (oj, możliwe), który na każdym kroku potęgował niecierpliwość czytelnika chcącego poznać sprawę Johna Johnsona. I w gruncie rzeczy oczekuje się niespodzianki, jakiegoś fenomenu i czegoś niezwykłego (tym bardziej, jeśli ma się na uwadze zaskakujące zakończenie “Defektu”). Rzeczywistość jest jednak przykra. Kiedy dotarłam do “Rekonstrukcji”, rozdziału wieńczącego całość, wierzyłam, że będę zachwycona. Niestety tak nie było i bardzo możliwe, że po prostu kiepsko zdałam ten test projekcyjny.
Być może ta recenzja jest nieskładna, ale ciężko mi było się do niej zabrać. Czasem mamy do czynienia z książkami, których nie sposób ocenić. Mimo to, spróbowałam, jednak w tym wypadku ta recenzja jest bardzo mocno subiektywna. Nie jestem w stanie nawet polecić tego dzieła ani też go odradzić. Żeby wiedzieć, czy warto je przeczytać, trzeba po prostu to zrobić i nie kierować się opiniami, bo być może to właśnie ktoś z Was odkryje tajemnice tej pozycji i zobaczy wszystko w całkiem innym świetle - może nawet innym niż zaplanował to autor.
Co jeszcze mogę dodać? To moje rozczarowanie wynika ze znajomości “Defektu”, który uwielbiam. Tak, wiem, nie powinnam porównywać tych dzieł, ale nic na to nie poradzę. Po prostu oczekiwałam czegoś równie dobrego i trochę się zawiodłam. Chociaż kto wie, może gdy sięgnę po “Rekonstrukcję” za jakiś czas, wszystko nagle nabierze sensu? Z chęcią to sprawdzę. I na pewno przeczytam jeszcze niejedną książkę autora, bo kto jak to, ale Krzysztof Bielecki jest mistrzem w robieniu sieczki z mózgu czytelnika, co jest bardzo ciekawym doświadczeniem.
“Może w tym świecie nie ma magiczności, cudów i tajemnic, ani niczego niespotykanego. (...) Widzimy to, co chcemy zobaczyć, odnajdujemy to, co chcemy odnaleźć, czujemy to, co chcemy poczuć i taki jest właśnie bolesny sekret ludzkiego umysłu.”
Książkę mogłam przeczytać dzięki uprzejmości Pana Krzysztofa Bieleckiego.