Jeśli ktoś spodziewa się typowo napisanej recenzji, to się zawiedzie. Po zachwycającej lekturze „Redwall” każda recenzja aż prosi się o transformację, czy wręcz modyfikację. Mówiąc wprost - o szaleństwo z mysim smaczkiem. Szkoda nadmiaru słów wstępu, bo chcę od razu przejść do setna.
Cóż to za wspaniała powieść. Cóż to za klimat, fabuła, historia... Cóż to za urocze towarzystwo dzielnych myszy. Jakże to bajeczne dzieło - zachwycasz się, jak dziecko i przytulasz „Redall...” do piersi, a wielki uśmiech maluje ci twarz.
Ta powieść urzeka od pierwszej strony. Oto nagle idziesz obok dorastającego Macieja, który ciągle się potyka, bo nosi za duże sandały, a czym nie punktuje w oczach ani ojca ani w innych mieszkańcach grodu. Skutki tego bywają opłakane, jednak niech cię to nie zmyli. Ta myszka to inteligentna i bystra istotka, choć czasem roztrzepana i nader raptowna. Opat zwał go błaznem, ale ojciec ma prawo. Bacznie dogląda swego druha i widzi jego gafy, czy potknięcia, ale widzi i próby radzenia sobie z przeciwnościami. A Maciej jest dzielny, o czym też opat wie. Jest wyjątkowym chłopcem, co udowodni już niebawem.
I miał rację.
Zaczyna się wojna ze szczurami, podczas której nie ma chwili na wahanie, bo to można przypłacić życiem. I kto staje na czele mysiego wojska? Nie kto inny, jak dzielny Maciej. Maciej konta Cluny, zwany Biczem, parszywa szczurza kreatura. Ta wojna decyduje o jutrze, o przyszłości i niestety tylko jedna ze stron może wygrać.
Tu skończę o fabule i treści. Nie będę skracać tego, co w „Redwall...” buduje tą piękną historię, którą pochłaniasz bez zerkania na mijający czas, bo ten... cichnie. Liczysz się tylko ty i powieść trzymana w dłoniach. Czytanie to czas wyjątkowy. Ta urzekająca historia gryzoni zachwyca i otula jednocześnie. Czujesz w sobie odwagę, ale wiarę. Życzysz uczciwym myszom powodzenia i nawet jeśli w rzeczywistości boisz się ich, to tu odnajdujesz w sobie sympatię do nich. Zaczynają ci się podobać i nawet ci imponować. To wielka zasługa Briana Jacquesa.
Myszy darzą się szacunkiem i są obrazem nas, ludzi. Jednak czasem łapiesz się na tym, że ich codzienność jest lepsza niż twoja. Że ich podejście do życia jest inne niż twoje, jakby swobodniejsze, i że nieco ci do nich brakuje. I zastanawiasz się dlaczego? Stawiasz się obok nich i próbujesz odkryć ową tajemnicę, znaleźć punkt ciężkości. Gdy ucztują, ucztują całym sobą. Gdy się bawią, to owa zabawa w pełni ich pochłania. Gdy walczą, to stają w równym szeregu, ramię obok ramienia, by stać się wojownikami o mysich ogonkach. To małe istotki, które znają smak życia. W kontraście pojawia się plaga szczurów, która chce myszom ów smak obrzydzić. Szczury też mają odbicie w nas, ludziach. Brian Jacques pisze tak, jakby owe czworonożne stworzenia miały w rzeczywistości dwie nogi. Czasem zapominasz, że czytasz o gryzoniach, bo wizualizujesz sobie ludzi, co stanowi o pięknie tej powieści i mistrzowskim stylu autora.
Ta książka czyta się sama. To literacki film, który oglądasz od początku do końca i nie odchodzisz od ekranu stron, by coś ci czasem nie umknęło. Tu każde słowo i każde zdarzenie jest potrzebne, jest wręcz niezbędne, bo ułożone w literackim szyku maluje niewiarygodnie barwny świat.
Urzeka cię każdy rozdział, ciekawi i Maciej i Cluny. Stajesz się obserwatorem ich postaci, ich kroków, czy podejmowanych decyzji. Kibicujesz komuś, życzysz mu zwycięstwa, a zaróżowione policzki zdradzają twoje zaangażowanie.
„Redwall” porywa. Stajesz się wobec niej bezradną, szarą myszką czytelniczą i nawet po skończeniu czytania, będziesz do niej wracał i wracał i ponownie czytał.
Ta książka to perełka. A posługując się mysim nosem powiem, że to najlepszy kąsek literacki o aromacie sera szwajcarskiego, jak istnieje na świecie. Uczta, którą zapamiętasz na długo.
#agaKUSIczyta