Na tę powieść czekałam jak na żadną w ostatnim czasie. Czułam, że trafi wprost w moje przemyślenia na temat natury prawdziwej miłości. Nadto byłam bardzo ciekawa wplecionego w fabułę wątku proroczych snów. Gdy tylko wzięłam książkę w dłonie, przepadłam w świecie Callie i Joela na kilka ładnych godzin. Nie odłożyłam jej, dopóki nie przeczytałam ostatniej strony. Czekałam na wielkie wow, które obiecywały zapowiedzi. No i nie do końca się doczekałam...
Callie - 34-letnia ekolożka pracuje w kawiarni Bena, męża swojej najlepszej przyjaciółki, której śmierć w tragicznym wypadku, wstrząsnęła jej uporządkowanym światem. To właśnie tam pewnego dnia zjawia się Joel - były weterynarz, człowiek o wypalonym, zmęczonym wnętrzu, który porzucił nadzieje na normalne życie. Widok Callie budzi w nim emocje, o których dawno już myślał, że są martwe. A i ona odczuwa nie dające się wytłumaczyć przyciąganie. Postanawiają dać sobie szansę na szczęście. Jest jednak jedno ale...
Tym "ale" jest zdolność Joela, będąca z jednej strony darem, a z drugiej przekleństwem. Chłopak w snach widzi przyszłe zdarzenia - te dobre, te złe i całkiem neutralne, ale dotyczące wyłącznie osób, które kocha. Szczególnie te złe sny kładą się cieniem na całym jego życiu. Kiedy więc po blisko roku w miarę sielankowego życia z Callie, dziewczyna staje się obiektem jednego z takich złych snów Joela, musi on podjąć jedną z najtrudniejszych decyzji w życiu. Czy mimo łączącego go z Callie porozumienia dusz, porzuci ją, by dać jej szansę na szczęście? A może zrobi wszystko, by z nią być, nawet jeśli z góry wie, że ta relacja nie skończy się dobrze?
Książka Holly Miller to jej literacki debiut. Wspaniały potencjał fabuły stworzonej przez autorkę rozmył się jednak gdzieś pod koniec. Tak jak pierwszy rok razem Callie i Joela był ucztą dla romantycznie usposobionych czytelniczek dzięki ich wspólnie przeżywanym spontanicznym przygodom, oddaniu, czułym gestom, to wydarzenia mające miejsce później, zostały w moim odczuciu potraktowane zbyt skrótowo. Kolejne lata zrelacjonowane w kilka stron, w teleexpresowym skrócie i finał, który oczywiście wzrusza, pozostawia w zadumie, ale jednocześnie z lekka zabija dobre wrażenie tej uroczej historii prawdziwej, lecz trudnej miłości.
Nie wiem, co do końca sądzić o tej powieści. Czy ją polecić z czystym sumieniem, czy lekko odradzić, jako nieco przereklamowaną. Chyba dałam się lekko zauroczyć hurraoptymistycznym zapowiedziom, pompowałam balon, że będę miała wyjątkową czytelniczą ucztę, a lekko się zawiodłam. Mam nadzieję, że ten mój zawód nie ma wpływu na obiektywny osąd całej powieści. Dlatego będzie najlepiej, jak sami po nią sięgniecie i wyrobicie sobie własne zdanie.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Muza.