Abriella żyje w skrajnym ubóstwie. Nie pomaga nawet fakt, iż dziewczyna ma talent do okradania bogatych domostw. Kiedy dług jeszcze się powiększa, siostra Abi zostaje sprzedana królowi Dworu Cieni. Pomimo szczerej nienawiści do zamieszkujących dwór Fae, dziewczyna zamierza odzyskać siostrę, nawet jeśli jest to równoznaczne z nagięciem wielu zasad, których do tej pory się trzymała.
Ryan funduje nam klimatyczny i wielowarstwowy świat, którego sekretów nie sposób odkryć na już. Wspólnie z Abriellą poznajemy wiele różnych opinii na temat obu królestw, których prawdziwość zweryfikować mogą tylko własne doświadczenia. Ciekawym zabiegiem było umieszczenie Abi pośrodku konfliktu, ponieważ daje to lepszy obraz na obie rasy. Tak samo sprawa ma się z łatkami, jakie śmiertelnicy nadali obum dworom. Każda przewrócona strona obnaża ich wady, a także zalety, choć de facto do samego końca trudno dokonać ostatecznego osądu.
Bohaterowie ucieleśniają wszystko to, czego oczekuję po tego typu książkach.
Weźmy na tapet Abriellę. Jest wykreowana na silną, odważną postać i ponieważ o tym świadczą jej czyny, nie trzeba ciągle tego podkreślać na przykład w dialogach czy wewnętrznych monologach. Pomimo licznych manipulacji postępuje w sposób logiczny. Robi to, co uczyniłaby większość z nas i nawet jeśli jakiś czyn okazuje się bezsensowny, dowiadujemy się o tym razem z nią. Ponadto reprezentuje najwyższe wartości, które nie zmieniają się ani na chwilę.
Pozostali bohaterowie stanowią swoistą zagadkę do samego końca. Nagminnie podskórnie czujemy, że coś jest nie tak, że te akty dobroci są podszyte czymś tak podstępnym, że aż trudno to sobie wyobrazić. Momentami wpadałam w małą paranoję, gdyż tej niepewności czasem było zbyt wiele, lecz i tak uważam to za atut.
Nietuzinkowy wątek romantyczny jest kolejną mocną stroną powieści. Cała trójka ma swoje tajemnice. Żadne z nich nie jest bez winy. Mimo to wciąż zastanawiamy się, czy Abriella jest jedyną osobą, której uczucia są prawdziwe. Bowiem obaj Fae do czegoś dążą, natomiast czy w tym wszystkim znaleźli miejsce na miłość?
„Nasze puste przysięgi” nie prezentują nic odkrywczego. Słusznie porównuje się je ze słynnymi „Dworami” i „Okrutnym Księciem”. Coś w tym jest. Niemniej warto podkreślić, że są to schematy przedstawione w ciekawy oraz dość świeży sposób. Łatwo dostrzec podobieństwa do tych kultowych serii, więc znajdą się czytelnicy, którym nie dość, że ten aspekt będzie przeszkadzać, to jeszcze nie będą w stanie docenić tego, co naprawdę jest warte uwagi. Jeśli o mnie chodzi, bawiłam się świetnie. Niezwykły klimat, postaci, piękny styl pisania i zwroty akcji nie pozwalały oderwać się od lektury. Dzieje się tu naprawdę wiele i nawet w przypadku oczywistych wydarzeń i intryg, zawsze pojawi się jakiś element zaskoczenia.
Wątpię, aby ta książka szybko wyszła mi z głowy. Zawarte w niej elementy zapadły tak mocno w pamięć, że Śmiało mogę stwierdzić, iż w pewnym sensie nie skończyłam jeszcze jej czytać. Jednocześnie mam ogromną nadzieję, że niebawem będę mogła poznać dalszy ciąg tej wciągającej i emocjonującej historii.
Gorąco polecam!