Macie tak czasami, że los pokieruje Was do jakiejś książki? Doświadczyłam tego ostatnio stojąc w kolejce po autograf od Pani Doroty. Przyznaję bez bicia, że przed kupieniem jej książki, nie miałam pojęcia, o czym ona jest. Podświadomie jednak czułam, że to tytuł, który trafia w moje ręce w odpowiednim czasie i że wyklaruje mi w głowie pewne wątpliwości. Nie myliłam się.
To nie jest zwykła książka. To zbiór tak trafnych życiowych felietonów, opowiadań, że nie sposób się z nimi nie zgodzić. Słodko gorzka prawda o nas samych, o otaczającym nas świecie i ludziach, których zachowania często nie rozumiemy. Uświadamia, że większość z nas boryka się z poczuciem niedopasowania, lękiem przed nieznanym i potrzebą samowystarczalności. To książka, z którą utożsami się w zasadzie każdy. Bo oto nagle okazuje się, że wszyscy mamy podobne rozterki i wątpliwości.
Trzeba jeszcze dodać, że ten cały zbiór historii, przemyśleń, obserwacji jest napisany w bardzo lekki i przyjemny sposób. Jakby rozmawiało się z przyjaciółką, taką od serca. Taką, która rozumie, wspiera, wyjaśnia. Ta książka dała mi naprawdę wiele do myślenia i stała się swego rodzaju przewodnikiem. Drogowskazem w niektórych sytuacjach. A kiedy przeczytałam:
"Bo z postanowieniami i marzeniami jest tak samo. One też mają datę ważności - jeśli je oszczędzasz, po prostu będzie za późno. [...] I jedyne, co mam do powiedzenia, to że w każdym przypadku warto się przyjrzeć terminowi ważności. A jeśli nie jesteśmy pewni, to po prostu spróbować. Nie odkładać na później. Żyć."
już wiedziałam, co postanowić w swojej sytuacji.
Bardzo trafnym stwierdzeniem jest tutaj to, że należy dbać o siebie. Nie tylko w kwestii zdrowia fizycznego, ale głównie psychicznego. Zamknięci w stereotypach, przestarzałych normach, czy żyjący pod presją innych często nie zwracamy uwagi na siebie. Chcemy zadowolić innych kosztem własnego szczęścia, bo przyjęło się, że tak trzeba. Wcale nie trzeba. Miłość własna jest ogromnie potrzebna, bo w zasadzie tylko ona jest gwarancją miłości bezwarunkowej. Trzeba myśleć o sobie jak o własnym dziecku. Okazać sobie czułość. Być w stanie zatrzymać dla siebie świat, aby udało się osiągnąć cel. Poza tym, do bycia wartościowym nie potrzeba być w związku.
"Można być w związku albo w nim nie być. I to jest okej."
W tej książce znajdziecie także nawiązania do ostatnich wydarzeń na świecie, jak również do pewnych afer ze świata showbiznesu (np. słynna dyskusja na temat „mody na brzydotę”). Nagle człowiek uświadamia sobie, że ludzie mają ogromną tendencję do popadania ze skrajności w skrajność i że z wielkim trudem przychodzi zachować balans. Ja przy tym zauważyłam też, że niektórzy dziennikarze ewidentnie dorabiają chwytliwą teorię do sytuacji związanej ze znają osobą. Często żerują na ich niekorzystnym wyglądzie danego dnia. Innym razem nagną fakty, dla lepszej klikalności.
Co ciekawe, nie tylko dziennikarze polują na smakowite kąski z życia gwiazd. Nie tylko oni są zalążkiem hejtu. Jednymi z największych hejterek są kobiety. Przerażające jest to, w jaki sposób kobieta może powiedzieć o drugiej kobiecie. Przysłowiowa solidarność jajników staje się tylko mitem, a w dyskusji pomiędzy przedstawicielkami płci pięknej pojawia się zawiść, zazdrość, brak szacunku i wszechobecna niekonstruktywna krytyka. Dlaczego?
O zaletach „Miało być zabawnie (a wyszło jak zwykle)” mogę pisać i pisać, bo to jedna z niewielu książek, która jest dla mnie ogromną skarbnicą trafnych cytatów i wskazówek. Dała mi ogromnego motywacyjnego kopa. Dała siłę do walki i nadzieję na spełnianie własnych marzeń. Uświadomiła, że moje problemy i rozterki są też codziennością ludzi, których znamy z telewizji. Ogromnie polecam zwłaszcza tym, którzy potrzebują wsparcia w szarej rzeczywistości. Tym, którzy potrzebują przekonać się, że czasami jest kolorowo, a czasami nie, ale to proza życia, w której można się odnaleźć.
„Miało być zabawnie (a wyszło jak zwykle)” to jedna z najlepszych i najważniejszych książek, jakie miałam okazję przeczytać.