Czas przemian bywa bardzo trudny. Szczególnie, kiedy wiąże się z tym gorączka, ból całego ciała i wariacje nastrojów. No, i kiedy przechodzą to dwie osoby jednocześnie, żyjące pod jednym dachem. O ile one mają dość tego wszystkiego, o tyle trzecia męczy się z tym jeszcze bardziej, posiadając zdolność empatii. Ale w życiu Dory i jej dwóch nieziemsko przystojnych mężczyzn, Mirona i Joshui, nigdy nie było łatwo. Tym razem zmierzą się z problemami jako jedność, bowiem od niedawna tworzą triumwirat - wiedźma, diabeł i anioł zostają związani ze sobą i nikt nie wie, co to może oznaczać.
"Są rzeczy, za które warto umierać. Zwykle to takie, dla których warto też żyć. Wiem, że mam syndrom obrońcy uciśnionych. - Skrzywiłam się lekko. - Tak mnie wychowano, nie potrafię odpuścić, gdy widzę, że komuś się dzieje krzywda."[s. 424]
Ledwie nasza trójka przechodzi niełatwą przemianę a już musi mierzyć się ze starym wrogiem. Wyjeżdżają na wieś, do świata niemagicznego, żeby odpocząć i uciec od osób, które nie są zadowolone z ich połączenia i tego, co z niego wynika, bądź dopiero wyniknie. Jednak tam, gdzie powinni odnaleźć spokój już czają się na nich kłopoty - czy to będące wspomnieniami, które nie dają Dorze spokoju, czy osobami, które będą ich tam nachodzić. Czy Dora wraz z przyjaciółmi poradzi sobie z czyhającymi na nich niebezpieczeństwami? Co spowoduje niespodziewane pojawienie się nowego członka jej "sierocińca kulawych kaczątek"? I kim on się okaże? Kto tym razem pragnie pozbyć się naszej wiedźmy? Oj, wiele pytań czeka na odpowiedź, ale żeby je poznać musicie sięgnąć po najnowszy tom heksalogii.
"Zwycięzca bierze wszystko" to świetna kontynuacja serii o Dorze Wilk. Wiele się dzieje i wiele się zmienia. Czy to w samych bohaterach, czy ich stosunkach. Pojawiają się nowe, bardzo ciekawe postaci, które wniosą trochę zamieszania do życia naszych bohaterów, jednak w większości będą one miały pozytywny wpływ na całość. Ja dość szybko obdarzyłam ich sympatią i nie mogę doczekać się ich większego udziały w kolejnych tomach. Jedne postaci się pojawiają, inne wycofują, ale miejmy nadzieję, że wydarzenia w kolejnych częściach będą wymagać udziały tych, których zdążyliśmy polubić na początku serii.
Aneta Jadowska stworzyła kolejny świetny tom; nawet pokuszę się o stwierdzenie, że ta część jest lepsza od wcześniejszych. Akcja powoduje, że książkę czyta się bardzo szybko i nim się człowiek obejrzy, następuje koniec. Koniec, który daje malutką zapowiedź wydarzeń, które dopiero mają nastąpić... W tej części następuje szczególne zwrócenie uwagi na stosunki pomiędzy trójką bohaterów. Dojrzewają oni do tego, co do siebie czują. Potrafią to nazwać i nie uciekają od konsekwencji ich relacji. Pojawia się także moment, w którym Jada zrobi przegląd swoich poczynań i postara się odkryć czy jest osobą godną potępienia, czy jednak nie jest taka zła, jak niektórzy myślą. Tom ten zatem odkrywa przed nami więcej uczuć niż moglibyśmy się spodziewać, co pozwala jeszcze lepiej poznać naszych bohaterów.
Autorka po raz kolejny podbiła moje serce i oderwała mnie od rzeczywistości na kilka pięknych godzin. Trójkę głównych bohaterów polubiłam jeszcze bardziej, chociaż wcześniej nie sądziłam, że będzie to możliwe. Znalazłam także nowe postaci, które już są bliskie memu sercu. Kolejny tom okazał się niesamowity. Dał mi więcej, niż się spodziewałam, i przypomniał za co pokochałam dwa poprzednie. Cieszy mnie, że tak świetna seria wyszła spod pióra rodzimej pisarki. Nie pozostaje mi nic więcej, jak tylko czekać na więcej, a Was zachęcić do zapoznania się z tym tomem, bądź całą serią, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście! Przekonajcie się, czy rzeczywiście "Heaven can wait" ;)
"- Powiedz mi tylko jedno. Nie rozkochałaś w sobie śmierci? - Błysnął zębami w niezbyt przyjaznym uśmiechu.
- Pewnie że nie - prychnęłam - daj spokój, ledwie się znamy!
- Jakby to była przeszkoda [...]"[s. 186-187]