Piekarski na mękach to kuracjusz podczas relaksacyjnego pobytu w Ciechocinku w porównaniu ze mną czytającą tę książkę.
Lubię komedie kryminalne, chętnie testuję autorów, których nie znam, zawsze podchodzę do takich książek z przymrużeniem oka, bo, wiadomo, nie są to "poważne kryminały", pozostawiają pole manewru i nieco większy margines magicznego "dziania się" i szczęśliwych zbiegów okoliczności, ale, doprawdy, są granice.
Tytuł doskonały, przyciągający uwagę, pomysł z potencjałem (w małym miasteczku ktoś morduje pisarzy...) i... to by było na tyle w kwestii plusów.
Chaos, bałagan, bicie po głowie i umazywanie się ohydnymi maziami w charakterze ulubionego zabiegu fabularnego (podobnie było w pierwszej poznanej przeze mnie powieści tej autorki), brak myśli... niech będzie, że przewodniej, moim zdaniem - jakiejkolwiek, bohaterowie, których nie da się ani polubić, ani zrozumieć, ani im dopingować, główna para zakochuje się w sobie mocą Imperatywu Narracyjnego, bo cienia chemii między nimi nie ma, Mikołaj, policjant, opisywany jako drobiazgowy szczególarz jest irytującym kretynem, który co i rusz wpada na jakiś pomysł i huuuuzia! zmienia kierunek śledztwa, bo on teraz będzie ten pomysł traktował jako hipotezę dochodzeniową, a drobiazgowości z lupą by się u niego nie znalazło, główna młoda bohaterka, Magda, ma - moim zdaniem - cechy psychopatyczne, względnie jest po prostu głupia, w sumie po namyśle stwierdzam, że to niewykluczone, w końcu absolutnie wszyscy bohaterowie tej powieści dysponują, no cóż, inteligencją rozwielitek (na przykład - w trzy starsze panie z obsesją na temat demonów jestem w stanie uwierzyć, WSZYSCY bohaterowie, wykrzykujący w chwili paniki "Aaaaaa, demon, demon!!!" budzą, łagodnie rzecz ujmując, irytację).
Stereotyp stereotypem pogania, jak teściowa - to zakochana w synusiu psycholka, gotowa udusić synową za sam fakt zabrania jej dziubdziulka z domu rodzinnego, jak jedzenie wegańskie - to koniecznie cuchnące, sraczkowate w kolorze, bezkształtne i powodujące niestrawność, jak ekscentryczna staruszka - to pełnoobjawowa kretynka, jak matka panny z dzieckiem - to gotowa wydać córkę za mąż dosłownie za kogokolwiek i dowolnymi metodami, bo inaczej będzie "nie po bożemu", jak mieszkańcy i mieszkanki małego miasteczka - to plotkarze z obsesją na temat cudzego prowadzenia się i pękający z zawiści w stosunku do wszystkiego i wszystkich. Nie wykluczam, że było to takie puszczanie oka do czytelnika, cóż, w moim wypadku kompletnie nie podziałało, że już nie wspomnę, że puszczać oko do czytelnika można co jakiś czas, a nie łopatologicznie, po siedem razy na stronę, waląc człowieka w łeb tym mruganiem jak łopatą z rykiem: "Oko do ciebie puszczam, widzisz?!" na ustach.
Prawdę mówiąc sama nie jestem pewna, czemu oceniłam tę książkę aż na trzy gwiazdki... ani to komedia, ani kryminalna, nudna, chaotyczna, moje drugie (i zdecydowane ostatnie) podejście do tej autorki, a pierwsze było równie... nieudane (i też tytuł był niezły!)... ale polszczyzna mnie nie bolała, jeśli pominiemy kilka powtórzeń czy niezręcznych sformułowań, krzywdy rzecz nie zrobi, jako lektura kompletnie niezobowiązująca i do zapomnienia, ot, takie czytadło, gdy nie mamy czasu/siły/nastroju na nic lepszego może się u kogoś sprawdzić... więc niech już te trzy gwiazdki zostaną.
Chociaż nie umiem ukryć, że nie polecam nikomu.
(Recenzja ukazała się po raz pierwszy na lubimyczytac.pl dn. 27.12.2020)