Zanim wzięłam tę książkę do rąk, przeczytałam wiele różnych opinii na jej temat i w małym stopniu wyrobiłam sobie o niej swoją opinię. Muszę przyznać, że nawet w małym stopniu nie jest ona taka sama, jak po realnym przeczytaniu. „Sukkub” sprawił, że zjeżyły mi się włosy na głowie.
Ann Slavik jest odnoszącą sukcesy prawnik, która pozwala sobie na dostatnie życie. Niczego jej nie brakuje, w pracy otrzymała awans. Mieszka w pięknym apartamencie wraz ze swoim mężczyzną poetą, Martinem oraz nastoletnią córką, Melanie. Ann czuje jednak, że odgradza się od życia rodzinnego. Stany te pogłębione zostają przez nawiedzające ją koszmary. Kobieta nie wie, jak poradzić sobie z tą całą sytuacją. Awans w pracy pozwala jej na spędzanie więcej czasu z rodziną. Postanawia więc, że całą trójką wybiorą się na urlop do Paryża.
Niestety, plany te zostają przerwane przez wiadomość o chorobie ojca Ann. Kobieta decyduje się na wyjazd do rodzinnego domu, do Lockwood. Ponowne spotkanie z apodyktyczną matką, która w dużej mierze odpowiada za obecne stosunki między Ann a Melanie, zdaje się być najgorszą rzeczą, jaka może spotkać Ann. W ślad za Slavikami i Martinem rusza Eric Tharp, zbiegły z zakładu psychiatrycznego mężczyzna.
Koszmary, jakie ma Ann coraz mocniej wprawiają ją w zakłopotanie. Nie może ich rozszyfrować. Jej frustracja z dnia na dzień staje się coraz większa. Czy Ann uda się odkryć, co się za nimi kryje? Co spotka w Lockwood? I jak tytułowy „Sukkub” będzie miał się do całości powieści?
Szczerze mówiąc przez długi czas nie mogłam pozbierać się po przeczytaniu książki. Strach, napięta atmosfera i okrucieństwo to zdecydowanie za mało, by opisać to, co autor nam serwuje. Senne miasteczko Lockwood nosi w sobie znamiona typowe dla amerykańskich horrorów – małe, zamknięte społeczeństwo, w którym wszyscy wszystkich znają, mimowolnie napawa nas dziwnym strachem.
„Sukkub” nie jest książką lekką i przyjemną. Jest bardzo ciężka, trudna i dla wielu będzie wręcz odrzucająca. Sama nie wiedziałam w niektórych momentach na ile w stanie będę znieść te perwersje, opisy scen seksualnych – gdzie przyzwyczajona jestem do opisów miłości bądź co bądź subtelnych i delikatnych. Tutaj zamiast miłości dostajemy mocną dawkę pożądania i brutalności.
„Żywa legenda literackiego zniszczenia. Edward Lee pisze gustownie i cholernie mocno. Czytaj, jeśli się odważysz.” – Richard Laymon
W tych słowach nie ma ani grama przesady. Czytelnik zapoznawszy się z tytułem już wie, że czeka go niecodzienna podróż w głąb ludzkiej psychiki ale nie tylko. Sukkuby jak wiadomo są to piękne kobiety, demony seksu. W książce autor przedstawia nam obraz zdominowanych mężczyzn, sprowadzonych wręcz do roli niewolników i sług. To kobieta ma władze nadrzędną i ma prawo zrobić z tobą co tylko zechce.
Postać Ann była dla mnie niesamowicie ciekawa i złożona. Jej frustracje, strach, koszmary, zachowanie względem córki i Martina – to wszystko sprawiało, że stała się dla mnie wielowymiarowa. Jej historia do samego końca trzyma w napięciu i czytelnik nie wie, co się z nią stanie. Sam Martin jest mi bliski. Pewnie przez to, że pisuje poezje. Co do mieszkańców miasteczka – wprowadzali napiętą atmosferę do książki. Nie wiedziałam, czy powinnam ich polubić czy znienawidzić.
„Sukkuba” polecam czytelnikom o mocnych, wręcz żelaznych nerwach. Bo ta książka sprawi, że na długo zapamiętasz czym jest perwersja, zniszczenie i strach. Strach, który wprawi cię z rozkosz i brutalnie zrzuci na ziemię.