Poruszająca i wstrząsająca historia o relacji Kościół — państwo, w dwudziestowiecznej Irlandii oraz o wpływie tego układu na życie całego społeczeństwa, ze szczególnym uwzględnieniem kobiet i dzieci — ich tragicznych oraz dramatycznych losów, na które owe instytucje miały ogromny wpływ.
Pierwsza odsłona tej historii.
„Szkoły przemysłowe miały zadbać o dzieci zaniedbane, osierocone i porzucone [...]. Ich głównym celem była nauka zawodu [...]" (str. 33).
„Sypialnia jest ogromna, na kilkadziesiąt dzieci. Łóżka są stare i trzeszczące, a jej materac ma dużą dziurę w środku. Trzeba położyć się twarzą do ściany i nie wolno rozmawiać. Ale plan nocy jest tak ułożony, że nie da się spać. O 23 jest pierwsza pobudka na toaletę, a potem kolejna o drugiej. Siostry [zakonnice prowadzące szkołę] są wściekłe, że dzieci poruszają się tak wolno. Popychają je, szarpią, biją. Sadzają na sedesie po dwoje, żeby przyspieszyć ten proces. Małe dzieci zasypiają na nocnikach, nocniki się przewracają, wszystko wylewa się na posadzkę. Siostry podrywają co któreś z podłogi za włosy. Dzieci płaczą, ślizgają się po mokrej od moczu podłodze. Z brudnymi stopami kładą się do łóżek. Trzęsą się i nie mogą już zasnąć. Ten straszny obyczaj ma sprawić, że nie będą się moczyły w nocy. Ale niczemu nie zapobiega” (str. 43).
Druga odsłona to lata siedemdziesiąte, powiew wolności. Moment buntu przeciw zasadom rządzącym w „szmaragdowym” kraju — buntu, który rozpoczynają kobiety.
„Jest rok 1971. Pięćdziesiąt kobiet wsiada do pociągu relacji Dublin — Belfast. [...] pociąg z Belfastu zapowiada już nową epokę. Epokę, w której Kościół będzie musiał złagodzić swoje nauczanie, a państwo zmienić prawo" (str. 115 i 118).
Trudno uwierzyć, że Kościół, instytucja, która powinna dbać o swoje „owieczki” i czuwać nad nimi, robiła to w sposób tak brutalny, bez szacunku, wykorzystując manipulacje i swój status. A do tego rządzący, jako podwładni Kościoła. Trudno uwierzyć — a może nie trudno.
Jeszcze bardziej boli fakt, że ofiarami, jakby nie patrzeć mężczyzn, czy to kościelnych, czy cywilnych były kobiety i dzieci. Choć nie tylko mężczyzn, gdyż zakonnice też pokazywały, co znaczy okrucieństwo wobec bliźniego.
Czytając tę książkę można pomyśleć, czy też utwierdzić się w przekonaniu, że odejście od Kościoła to jedyna słuszna droga, że już zbyt wiele zła się wydarzyło, by dalej w spokoju patrzeć na rządy hierarchów kościelnych. Nie mówiąc już o jakimkolwiek zaufaniu.
Należałoby jednak wcześniej wziąć pod uwagę fakt, że nie wszyscy „tam na górze” Kościoła są pazerni, egoistyczni i zepsuci. Są tam też ludzie inteligentni, wrażliwi i myślący o innych. Poza tym wiele nauk Kościoła jest słusznych. Ponadto warto by najpierw wgłębić się w temat i dopiero wówczas wyciągać wnioski.
Lektura nie jest łatwa i przyjemna, choć bardzo interesująca i wciągająca. Napisana językiem i stylem, który sprawia, że czyta się ją szybko i bez problemu ze zrozumieniem.
Niezależnie od wszystkiego, według mojej oceny jest to lektura warta przestudiowania.
Autorka zamieściła również bibliografię więc śmiało można poszerzać swoją wiedzę.
Polecam wszystkim, którzy interesują się tym, co dzieje i działo się w społeczeństwach i układach na szczytach władzy zarówno państwowej jak i kościelnej.