Przyznam szczerze, że jeśli chodzi o kryminały, wolę literaturę zagraniczną. Nie mam pojęcia, dlaczego, ale do polskiej rzadziej mnie ciągnie. Nie oznacza to jednak, że takowej nie czytuję – absolutnie! Lubię momenty, kiedy sięgam po polskich autorów i okazują się całkiem dobrzy w swym fachu. Niespodzianka okazuje się wtedy dwukrotnie większa. Jednym z autorów, naszych polskich autorów, którego miałam ostatnio okazję poznać, jest Ewa Zaleska – pisarka, która łączy pasję z marzeniami. Niesamowicie wciągająca powieść „Zbyt wielkie serce” to moje osobiste zaskoczenie miesiąca. I nie tylko faktem, że ta powieść wyszła spod polskiego pióra. Ale przede wszystkim tym, że z taką łatwością można przeczytać kryminale „story”…
Anna to szanowana pani psycholog, matka, żona, siostra i córka. Kiedy umiera, świat jej najbliższych diametralnie się zmienia. Młody patolog, Jacek Bondrucki, wyczuwa w śmierci tej kobiety coś tajemniczego. Niby zawał serca to powszechne zjawisko, ale grymas przerażenia na twarzy denatki daje mu do myślenia. Postanawia zbadać, co naprawdę się stało. Wkrótce jednak zaczynają umierać osoby z bliskiego otoczenia Anny. Sprawy się komplikują, a na jaw wychodzi wiele mrocznych tajemnic, które udowodnią, że nikt na tym świecie nie jest bez skazy…
„Zbyt wielkie serce” to, mówiąc krótko, powieść bardzo dobra. Już od początku, zanim weźmiemy się za jej lekturę, mamy wrażenie, że będzie to coś ciekawego. Sam opis nie zdradza wiele i obiecuje bardzo dużo. I na szczęście swe obietnice spełnia. Historia bowiem toczy się w bardzo tajemniczy sposób: niby jawnie się wszystko odbywa, ale wciąż towarzyszy czytelnikowi wrażenie, że coś pominął, czegoś nie uchwycił. Autorka zastosowała tutaj zabieg wielokrotnych retrospekcji, w których ukazuje oblicze bohaterów i które mają na celu uświadomić czytelnika o danej sytuacji. To dodatkowo podsyca ciekawość i zapał do poznania zakończenia. Obniżyło to jednak moją ocenę o jeden stopień, ponieważ w pewnej chwili tworzy nam w fabule chaos i zbyt szybkie rozwiązanie zagadki.
Pomimo tej małej wpadki, którą można nazwać spokojnie „wpadką”, do lektury nie ma się co przyczepić. Pani Ewa w sposób bardzo ciekawy uchwyciła każdy wątek, jaki widnieje w powieści. Każdy jest dobrze przemyślany, dobrze dopracowany. Widać wyraźnie, że wie, co robi. Fabuła od początku intryguje, jest jednak dobrze ‘posplatana’, dlatego finał czytelnikowi jest obcy aż do samego końca. Napięcia nie brakuje, jest dobrze dawkowane, co owocuje wciągającą lekturą. Ale również bohaterowie wyglądają nieźle. Każdy z nich jest określony w jednolity dla siebie sposób i choć wydaje nam się, że poznaliśmy ich dobrze, to oni znów nas zaskakują. To bardzo pozytywnie wpływa na odbiorcę. I oczywiście pozytywnie rzutuje na jego ocenę.
Powieść można śmiało nazwać dobrym kryminałem. I choć nazywałam tak już wiele książek, to lepiej się czuję, nazywając rodzimą lekturę w ten sposób. Pani Zaleska w pełni zasługuje na uznanie, gdyż stworzyła niebanalny kryminał w prosty i lekki sposób. Dobrze poprowadziła fabułę, dobrze utajniła rozwiązanie i mocno intrygująco zakończyła całą historię. Napięcie jest, i to dość spora dawka, a akcja toczy się w naprawdę dobrym tempie. Wszystko praktycznie tutaj jest dobre. Dlatego warto zaczerpnąć lektury. Satysfakcja gwarantowana. Czy polecam? Jak najbardziej. Nie tylko miłośnikom kryminałów, ale każdemu.