„Wybór matki” to już dziewiąta powieść Małgorzaty Garkowskiej, Płocczanki, matki trójki dzieci i przyjaciółki kotów (ta informacja mnie osobiście bardzo cieszy, bo sama mam dwa i lubię każdego, kto jest przyjacielem tych czworonogów).
Rok 1946, Płock. Wydaje się, że wojna się skończyła, jednak walka nadal nie dobiegła końca. Michalina wracając w rodzinne strony nie tylko z bagażem konspiracyjnych doświadczeń, ale też z dzieckiem na ręku, ma nadzieję, że po wojennej zawierusze wreszcie odnajdzie spokój. Dziewczyna próbuje prowadzić normalne życie. Szuka pracy, najpierw w spółdzielni, ale nie udaje jej się zdobyć posady. Postanawia zgłosić się na kurs dla pielęgniarek, który odbywa się w szpitalu, w którym pracuje jej najbliższa przyjaciółka. Zostaje przyjęta i rozpoczyna pracę. Dzieli swój czas między pracę a dom, w którym czeka na nią mała córka, młodziutki brat i mama, która całkiem załamała się po śmierci ojca. Wkrótce Michalina wpada w oko młodemu i przystojnemu lekarzowi, z którym zaczyna spędzać czas. Oprócz tego dziewczyna stara się ciągle odnaleźć ojca Julki, z którym w czasie wojny straciła kontakt. Nie spodziewa się, że konspiracyjna przeszłość się o nią upomni, a wypytywanie o ojca jej córki nie wyjdzie nikomu na dobre. Czy Michalinie uda się pomóc Janowi? Czy młodemu lekarzowi uda się stworzyć z Miśką coś wartościowego?
Dawno żadna książka nie zaskoczyła mnie aż tak bardzo jak ta. Po przeczytaniu opisu spodziewałam się miłosnej opowieści z historią w tle. I owszem, dostałam w tej powieści i miłość i prawdziwe historyczne wydarzenia, które nie do końca są tylko tłem, ale otrzymałam dużo więcej. To trudna, bolesna, niezwykle poruszająca powieść, przy której nie da się nie uronić łzy. Najbardziej zaskoczył mnie potężny zwrot akcji w trakcie, którego kompletnie się nie spodziewałam. Możliwe, że można było domyślić się, jaki będzie rozwój wydarzeń, bo przecież znajomy ostrzegał Michalinę w pewnej sprawie. I owszem głowiłam się ja (Michalina również), o co mogło chłopakowi chodzić, ale w żadnym wypadku nie spodziewałam się tego, co się wydarzyło. Tąpnęło mną potężnie, nie powiem. Ten moment uruchomił emocjonalną lawinę, która nie mogła zatrzymać się do samego końca. Początek powieści jest raczej spokojny. Michalina wraca z córką do rodzinnego miasta i próbuje jakoś poukładać sobie życie jako samotna matka w nowej, powojennej rzeczywistości. Pomaga też swojej matce i bratu, których w związku ze swoją konspiracyjną działalnością była zmuszona przed laty opuścić. Spotyka się z przyjaciółką, a później również zaczyna z nią pracować. Poznaje Piotra, który jest lekarzem w szpitalu, w którym kobieta szkoli się na pielęgniarkę. Niby wszystko powoli się układa. Niby koniec wojny to nowy początek, jednak nie dla Michaliny. Z powodu swojej współpracy z podziemiem nie może czuć się bezpieczna. Tak samo bliskie jej osoby, między innymi ojciec jej córki, z tego samego powodu po wojnie muszą się ukrywać. Są poszukiwani przez UB i bezwzględnie eliminowani. Kiedy Miśka dowiaduje się, że ojciec Julki przeżył powstanie, usilnie, choć w jej mniemaniu dyskretnie, stara się go odnaleźć. Nie spodziewa się, czytelnik również, w jak dobrze skrojoną intrygę się w ten sposób pakuje.
Poza tym, że powieść jest bardzo dobra i zajmująca, porusza też szereg istotnych kwestii. To opowieść przede wszystkim o trudnych wyborach i konsekwencjach, jakie w związku z podjętymi decyzjami trzeba ponieść, o miłości do bliskich i o tym, ile jesteśmy w stanie zrobić, aby ich ochronić. Autorka porusza w powieści również temat członków podziemia i ich losów po wojnie, represji, zastraszania, masowych aresztowań i więziennej gehenny, jakie spotykały ich ze strony UB. Ważnym tematem są tu również relacje międzyludzkie, w szczególności te na linii matka-córka. Pełne tajemnic, wzajemnych oskarżeń i nieufności. Życie Michaliny nie jest zwyczajne i nie jest proste. Kobieta skrywa pewne tajemnice, nie tylko te związane z konspiracyjną działalnością. Okazuje się jednak, że nie tylko ona. Dzięki temu książka jest naprawdę ciekawa i napięta. Główna bohaterka jest postacią niejednoznaczną. Z jednej strony wzbudza w czytelniku podziw. Jest odważna i zdeterminowana. Jej droga od wczesnej młodości nie była łatwa. Wojna, współpraca z podziemiem, poświęcenie dla w gruncie rzeczy obcego człowieka, który nie darzył jej uczuciem, samotne wychowywanie dziecka, walka dla córki i bliskich o lepszą przyszłość. Z drugiej strony jej decyzje, a właściwie ta jedna konkretna budzą sprzeciw i wywołują w czytelniku współczucie. Nie będę opowiadać Wam, o co konkretnie chodzi, bo to już będzie wielki spoiler. Dodam tylko, że bohaterka podjęła świadomą i jednocześnie głupią decyzję, po której nic już nie wyglądało tak samo. Czy mogła zdecydować inaczej? Pewnie tak, jednak ciężko z perspektywy czytelnika właściwie ocenić jej działania, bo trzeba byłoby znaleźć się choć przez chwilę w jej butach. Być może od początku powinna była postąpić inaczej, być może w tamtym momencie ze względu na ochronę najbliższych jej osób na podjęcie innej decyzji było już zwyczajnie za późno. Być może. Powiedzieć, że Michalina przeżyła koszmar, to jak nie powiedzieć nic. Czy miała w tej sytuacji inny wybór, to już musicie sprawdzić i ocenić sami.
Zachęcam do sięgnięcia po „Wybór matki”, bo to jedna z lepszych powieści obyczajowych z nutką romansu i historią w tle, jakie miałam okazję przeczytać. Wstrząsająca, poruszająca do głębi, niezwykle emocjonalna i bardzo życiowa. Pozostaje w sercu czytelnika na dłużej. Serdecznie polecam!
We współpracy z Wydawnictwem Flow.