Skrzydła nad Delft recenzja

O wyborach w "Skrzydłach nad Delft"

Autor: @Tenshi ·4 minuty
2012-06-25
Skomentuj
Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Z okładki spogląda na mnie tajemnicza, rudowłosa dziewczyna. W jej oczach kryje się tajemnica. Na ustach błąka się ledwo dostrzegalny uśmiech. Ubrana w staromodną suknię od razu sugeruje linię czasową książki. Ta okładka urzeka – w zaskakujący sposób wręcz zmusza mnie do zapoznania się z treścią. Bardzo szybko przenoszę się do XVII-wiecznej Holandii.

W malowniczym Delft mieszka nastoletnia Louise Eeden – spadkobierczyni fortuny, która wskutek intrygi zostaje wplątana w romans z przyjacielem z dzieciństwa. Nie jest nim zainteresowana, ale też nie decyduje się położyć kres plotkom, gdyż wie, że połączenie ich rodów umożliwi jej ojcu artystyczną niezależność, czyli coś, o czym mężczyzna marzy od zawsze.

Mniej więcej w tym samym czasie Louise wkracza w świat malarstwa za sprawą Jacoba Haitinka, który otrzymuje zadanie sportretowania dziewczyny z okazji zbliżających się „zaręczyn”. Chwali się autorowi, że z takim pietyzmem przedstawił proces malowania obrazu. Miałam frajdę, czytając o tych wszystkich sposobach pozyskiwania odpowiednich farb, a na kolana powaliła mnie „biała krowa”. Jestem teraz bardzo ciekawa jak właściwie wygląda proces tworzenia farb w czasach współczesnych.

Wracając do wątku malarskiego, nie sposób nie zatrzymać się przy postaci malarza. Jest to postać zdecydowanie dynamiczna – przez całą lekturę nie byłam w stanie go wyczuć, bo był nieprzewidywalny. W moim odczuciu cierpiał na jakiś syndrom rozdwojenia jaźni i wcale by mnie to nie zdziwiło, bo za czasów rozkwitu malarstwa wielu artystów okazywało się dziwakami lub wręcz szaleńcami. Haitink jest niezwykle barwny, przewija się przez większą część fabuły i jest jednym z jej głównych elementów. Przy nim Louise wypada wręcz blado, ale odnoszę wrażenie, że taki był zamysł autora, zważywszy na to, że dziewczyna nie uważała siebie za kogoś wyjątkowego.

Nasza główna bohaterka wydaje się być uległa. Poddaje się temu, co o niej mówią i boi się odzyskać wolność. Jest gotowa poświęcić swoje szczęście, aby pomóc ojcu spełnić marzenia. To dobra, ciepła osoba, ale momentami zbyt naiwna. Mimo to da się lubić. Zbawienny wpływ ma na nią ów portret, a raczej osoba, która pomaga przy jego malowaniu – Pieter Kunst, czeladnik w służbie Haitinka. Ten prosty chłopak o duszy anioła staje się dla Louise zalążkiem buntu. Motywuje ją do walki o samą siebie, choć ani trochę się o to nie stara.

Jaki będzie ostateczny wybór Louise? Czy dziewczyna zdecyduje się walczyć o swoje, czy może ulegnie presji i wyjdzie za Reyniera, który z każdym kolejnym dniem wzbudza w niej coraz więcej wątpliwości? Tego dowiecie się, czytając „Skrzydła nad Delft”.

Co mi się spodobało w tej książce, to wielowątkowość. „Skrzydła…” na pierwszy rzut oka są powieścią o miłości, ale jeśli przyjrzymy się dokładniej, dostrzeżemy w niej motyw wyboru. Wybór między jednym mężczyzną a drugim, między szczęściem swoim a szczęściem ojca, między uprzedzeniami starej niani a chęcią otworzenia się na nowe religie.

Religia jest tutaj właściwie tłem – wokół niej kręci się cała akcja. Byłam w ogromnym szoku, czytając o tym, jak wzajemnie traktowali się w tamtych czasach protestanci i katolicy. Choć nie należę do bardzo religijnych osób, to niezmiernie dziwiło mnie, że katolicy przedstawiani byli jako pomiot Szatana i największe zło na świecie. Ów religijny wątek nadaje książce poważnego, kontrowersyjnego charakteru i momentami przesłania wątek artystyczny.

Niemniej jednak „Skrzydła nad Delft” opowiadają również o relacjach międzyludzkich (kobieta-mężczyzna, córka-ojciec, mistrz-uczeń) i one są motorem napędzającym i tak nieco monotonną fabułę. Nie dzieje się tutaj wiele, ale znów muszę podkreślić, że taki jest, moim zdaniem, zamysł autora. Skupić mamy się bowiem nie na pędzącej do przodu akcji, lecz na sztuce, wyborze, relacjach. Sprzyja temu rozciągający się na wszystkie rozdziały rytuał tworzenia portretu Louise, a po części i język, w którym nie doszukałam się wartkości, charakterystycznej dla dynamicznych tytułów. Myślę więc, że autorowi zależało na tym, żebyśmy zagłębili się w spokojnej lekturze, na moment zwolnili tempo życia i przyjrzeli się wielu wątkom poruszanym w „Skrzydłach…”.

Językowo nie mam książce nic do zarzucenia. Zdania budowane są poprawnie, a autor radzi sobie z równoważeniem opisów z dialogami. Zdania wielokrotnie złożone również się tutaj nie pojawiają, co ułatwia czytanie i nie doprowadza czytającego do szału. Całość czyta się szybko i sprawnie, że aż się człowiek nie obejrzy, a już jest koniec.

Pewnie dlatego zakończenie było dla mnie tak wielkim zaskoczeniem. Po tak sielankowej historii, w której „grozę” sieją jedynie zamieszki na tle religijnym, spodziewałam się równie sielankowego końca. A tu proszę, zupełnie nie tak, jak czułam, że będzie.

Na plus zaliczam jeszcze możliwość poznania Holandii z czasów innych niż obecne. Oczyma wyobraźni już widziałam brukowane uliczki, domki bielone wapnem i drewniane okiennice. Chciałabym zobaczyć Delft na własne oczy i przekonać się jak różni się od tego opisywanego w książce. Z pewnością była to dla mnie miła wycieczka i liczę na to, że Aubrey Flegg powróci jeszcze do Delft w kolejnej powieści.

Polecam książkę, mimo że jestem fanką szalonych zwrotów akcji, nieoczekiwanych wydarzeń i „ochów” wykrzykiwanych w trakcie czytania. Przyjemnie było zwolnić, zatrzymać się na dłużej, cofnąć do XVII wieku i przemyśleć kilka spraw. Jako że literatura irlandzka wciąż jest w naszym kraju nieco egzotyczna, cieszę się, że przemogłam w sobie niechęć do tego, co nieznane, i przeczytałam „Skrzydła…” z korzyścią dla mojego rozpędzonego umysłu.

Ocena: 4/5
Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Skrzydła nad Delft
2 wydania
Skrzydła nad Delft
Aubrey Flegg
8.2/10

Holenderskie miasteczko Delft, połowa XVII wieku. Louise Eeden jest córką uznanego projektanta porcelany i doskonale wie, czego oczekuje się od niej ze względu na interesy rodzinne. Kiedy więc ojciec ...

Komentarze
Skrzydła nad Delft
2 wydania
Skrzydła nad Delft
Aubrey Flegg
8.2/10
Holenderskie miasteczko Delft, połowa XVII wieku. Louise Eeden jest córką uznanego projektanta porcelany i doskonale wie, czego oczekuje się od niej ze względu na interesy rodzinne. Kiedy więc ojciec ...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Zobacz inne recenzje

Główną bohaterką "Skrzydeł nad Delft" jest szesnastoletnia Louise Eeden, córka szanowanego w mieście zdobnika porcelany. Dziewczyna pod wpływem krążących plotek zaczyna rozumieć, czego oczekuje się o...

@xrosemarie @xrosemarie

„- Pewnego dnia, za trzysta lat, a może później, ty i ja, Louise, ożyjemy w umysłach ludzi, którzy będą oglądać to płótno. A jeżeli jakimś trafem obraz zaginie i oboje zostaniemy zapomniani, cóż z teg...

@malaM @malaM

Pozostałe recenzje @Tenshi

Wszechświaty
Teoria wieloświatów

Nic dziwnego, że Leonardo Patrignani napisał Wszechświaty - książkę z fabułą opartą na teorii wieloświatów. Sam jest przecież człowiekiem-orkiestrą: pisarzem, aktorem d...

Recenzja książki Wszechświaty
Król, królowa i królewska faworyta
Z ekranu telewizora na kart książki

Tudorowie na stałe wpisali się na karty historii jako dynastia niezwykle barwna i kontrowersyjna. Na poczynania jej członków oczy zwracała cała Wielka Brytania. Po dziś...

Recenzja książki Król, królowa i królewska faworyta

Nowe recenzje

Córka milionera
Córka milionera
@Malwi:

"Córka milionera" to kryminał, który na pierwszy rzut oka może wydawać się klasycznym dreszczowcem, ale Tomasz Wandzel ...

Recenzja książki Córka milionera
Tylko dobre wiadomości
Z optymizmem patrzeć w przyszłość
@Moncia_Pocz...:

Już dość dawno nie sięgałam po książki Agnieszki Krawczyk, choć kiedyś czytywałam je systematycznie. Postanowiłam nadro...

Recenzja książki Tylko dobre wiadomości
Pomiędzy wiarą a przekleństwem
Jestem oczarowana
@stos_ksiazek:

Ależ wyciągnęłam się w tę książkę. Po prostu przepadałam! Nie spodziewałam się, że „Pomiędzy wiarą a przekleństwem” Joa...

Recenzja książki Pomiędzy wiarą a przekleństwem