Czy można czytać tetralogię, zaczynając od trzeciego tomu? Można. Przeczytana właśnie książka Mai Lunde „Ostatni” wzbudziła tylko moje zainteresowanie poprzednimi częściami, o których przecież było głośno w swoim czasie. Kwartet klimatyczny Lunde to cykl powieści, dotyczących degradacji środowiska naturalnego i wpływu tej sytuacji na ludzi. Oprócz tematu głównego, którym zawsze jest negatywny wpływ człowieka na przyrodę, odbijający się mocno na jego warunkach życiowych, wszystkie książki serii skonstruowane są w podobny sposób – opowiadają historie z dalszej przeszłości, trochę bliższej oraz z nieodległej przyszłości. Tematy ekologiczne, choć dominujące, nie przysłaniają jednak żywych i skomplikowanych relacji międzyludzkich.
Motywem przewodnim książki „Ostatni” jest ochrona gatunku, jakim są konie Przewalskiego, żyjące dziko na mongolskich stepach, uznane za wymarłe na wolności już w 1969 roku. Od lat dziewięćdziesiątych podejmowano próby osiedlenia tych zwierząt w ich naturalnym środowisku, nadal jednak zdecydowana większość populacji żyje w ogrodach zoologicznych. Biorąc pod uwagę, że gatunek odtwarzano z 31 osobników, uznać należy, że żyjących obecnie około 1800 zwierząt to wielki sukces.
Akcja „Ostatniego” dzieje się w trzech planach czasowych. W 1882 roku zoolog Michaił razem z łowcą przygód i zwierząt Wilhelmem Wolffem przygotowują wyprawę do Mongolii, by sprowadzić do Petersburga legendarne konie – ostatni gatunek żyjący na wolności. Oddalenie od domu i starzejącej się matki oraz samotność na stepie sprawia, że naukowiec wyzwala swoją prawdziwą naturę i poddaje się jej.
W 1992 roku na pierwszy plan wysuwa się Karin – przyrodniczka i lekarz weterynarii, owładnięta myślą o konieczności przywrócenia koniom wolności w ich naturalnym środowisku. Towarzyszy jej syn Mathias, były narkoman oraz Dżoczi – miejscowy współpracownik. Karin stawia konie na pierwszym miejscu – to one są najważniejszym powodem, dla którego znalazła się na tym pustkowiu, im poświęciła życie.
Wreszcie w 2064 roku poznajemy Evę i jej córkę Isę, które próbują przetrwać na upadającej farmie w czasach katastrofy ekologicznej, kiedy już nic nie jest takie, jak znamy to dzisiaj. Nie działają elektrownie, nie istnieje przemysł, brakuje leków, a ludzie przemierzają świat w poszukiwaniu miejsca do życia, gdzie natura pozwoli cokolwiek wyhodować, gdyż z jednej strony susze, a z drugiej ulewne deszcze, wyludniają coraz większe przestrzenie lądów. Tylko Eva pozostaje na miejscu, by chronić ostatnie żyjące konie. Wkrótce na jej farmę przybywa tajemnicza Louise – dziewczyna znikąd, która nie znajduje słów, aby opowiedzieć swoją historię.
Wizja katastrofy ekologicznej przedstawiona w książce jest przerażająca. Życie polega tylko na poszukiwaniu jedzenia i wody. Pieniądze nie istnieją, ludzie mają tylko to, co sami potrafią stworzyć własnymi rękami, a natura wydziera im wszelkie zdobycze technologiczne, sprowadza ich egzystencję do biologicznego istnienia, rewidując przy okazji stosunki społeczne, etykę, zmuszając do podejmowania tragicznych decyzji.
Wszystkie trzy historie, oprócz oczywistego tematu walki o ocalenie wymierającego gatunku, mają też wspólny mianownik w postaci przedstawienia skomplikowanych relacji pomiędzy rodzicami a dziećmi. Wynika z nich wszystkich, że zarówno młodsze pokolenia, jak i rodzice, potrzebują przerwania pępowiny w takim samym stopniu, by wzajemnie pozwolić sobie na życie zgodne z własną naturą i powołaniem.
Podsumowując, jest to opowieść pełna emocji, którą czyta się z zapartym tchem, pełna zwrotów akcji powodujących, że cały czas trzyma w napięciu. Mimo że autorka rysuje dramatyczny obraz przyszłości, to jednak pozostawia czytelnika z nadzieją, że człowiek pozostanie człowiekiem i przetrwa katastrofę, którą sam sobie zgotował.