Nie jest tajemnicą, że czytelnik, jakkolwiek lubujący się w lekkich historiach, ma czasem chęć na opowieść wziętą prosto z życia. Takie opowiadania zazwyczaj są tym mocniej poruszające, że mamy świadomość, iż wydarzyły się naprawdę.
Orlando Figes, historyk i pisarz brytyjski, autor Szeptów i Tańca Nataszy, powraca ze swoją najnowszą powieścią - Poślij chociaż słowo. Jego powieść jest świadectwem niezwykłej miłości, która połączyła Swietłana oraz Lwa. Rozdzieleni wojną, uwięzieniem mężczyzny w peczorskim łagrze, stalinowskim obozie pracy na dalekiej północy Związku Radzieckiego, kochankowie muszą przeżyć wiele przeciwności losu. Ten aspekt świadczy najlepiej o tym, jak wielkie uczucie połączyło przedstawicieli rosyjskiej inteligencji. Któż byłby w stanie utrzymywać korespondencję z kimś, kogo nie widział od dawna? Któż byłby w stanie niezachwianie wierzyć w powrót ukochanego, mimo wszelkich przesłanek, że został stracony na zawsze? Któż w dzisiejszych czasach mógłby tego dokonać? Odpowiedź jest jedna - nieliczni. Z tym większym animuszem podeszłam do wertowania stron ponad czterystustronicowej książki, bowiem wiedziałam, że opowieść nie jest jedynie bujdą wyssaną z palca, a zapisem życia ówczesnych mieszkańców Rosji.
Jak to często bywa w powieściach odnoszących się do historii; miałam obawy, czy nie będzie tam nagromadzenia faktów. Niekiedy autorzy starają się upchnąć w swoim dziele jak najwięcej informacji, nie bacząc, że odbierają mu tę jedną cechę, najważniejszą być może - emocje. Powieść Orlando Figesa była idealnie wyważona; autor wspomniał o skromnych racjach żywnościowych (szczegóły życia), lecz nie zapomniał dać upust tęsknocie kłębiącej się w głównych bohaterach.
Język, jakim operuje pisarz, nie jest być może najbardziej lekkim, ale nie należy przekreślać książki na wstępie tylko z tego powodu. Wbrew wszystkiemu, po pierwszych dwudziestu stronach czytelnik delikatnie przepływa przez akcję, dzieląc z postaciami życie naznaczone trudami i nadziejami. Obawiałam się, że monotonność akcji będzie dla mnie nużąca, lecz spodobało mi się, że autor nie stara się przyspieszyć wszystkiego, co dałoby efekt komiczny, bo czy życie płynie w rytmie, jaki mu narzucimy? Teraz nie wyobrażam sobie, że Poślij chociaż słowo mogłoby być napisane w inny sposób niż dzisiejsza forma.
Okładka książki przywodzi na myśl wędrówkę. Nieokrzesaną, pełną wyrzeczeń drogę, która choć uwodzi swym tajemniczym pięknem, może być zdradziecka. Zatem obwoluta jest całkowicie adekwatna do treści książki. Czy życie jest proste i łatwe? Czy kres jest brakiem wiary? Czy możemy liczyć na serdeczność obcych? Czy będzie nam dane choć raz, ten ostatni raz, ujrzeć oblicze drogiej osoby?
Reasumując, Poślij chociaż słowo Orlanda Figesa, niezmiernie mi się podobało. Pomimo dość specyficznego języka, łatwo zagłębić się w fabułę i poczuć to, co czuli bohaterowie. Jedyne, co nie przypadło mi do gustu, to dość ubogie opisy relacji między bohaterami. W niektórych momentach pisarz skupia się tylko na nich, a w innych, relacjonując przebieg dni w łagrach, etc., stawie je na dalszym planie. Jednakże ta książka będzie dla wielu czytelników przypowieścią o poświęceniu, wierze i stawianiu czoła trudnościom, jakkolwiek by nie przysłaniały jutra.
Recenzję opublikowałam również na: recenzje-powiesci.blogspot.com