W ostatnich tygodniach mam szczęście do opowieści o Indianach. W drugiej połowie października miałem okazję przeczytać "Czarne Góry" Dana Simmonsa, a zaraz potem "Szlak Umrzyka" Larry'ego McMutry'ego, a teraz, ledwie zaczął się listopad i poznałem kolejną ciekawą opowieść z rdzennymi mieszkańcami Ameryki w tle. I o ile dwa wymienione przeze mnie tytuły to kolejno: powieść historyczna i western, tak "Mapa wnętrza" Stephena Grahama Jonesa, to już niemalże klasyczna groza o powrocie zza światów. Jako, że sam tekst ma jakieś 70 stron, ciężko podejść mi do niego inaczej niż jak do opowiadania, chociaż wydawca twierdzi, że to mikropowieść. Ok, niech tak będzie, dla mnie to semantyka i jeden czort. Zostawmy to i przejdźmy może do treści tej krótkiej opowieści.
Głównym bohaterem i jednocześnie narratorem "Mapy wnętrza" jest Junior, który z perspektywy dorosłego mężczyzny opowiada nam historię ze swojego dzieciństwa, z okresu kiedy miał dwanaście-trzynaście lat. Pewnej nocy, w trakcie epizodu somnambulicznego widzi swojego ojca. Problem w tym, że ojciec zginął, gdy chłopak miał kilka lat i to co widzi uznaje za ducha zmarłego. Przeczuwa, że to nagłe pojawienie się może mieć związek z jego młodszym bratem, który - co dziś zauważylibyśmy od razu - wykazuje cechy dzieciaka cierpiącego na jakiś rodzaj autyzmu. Z biegiem czasu Junior odkrywa jednak, że powrót ojca niesie ze sobą przerażające konsekwencje...
"Mapa wnętrza" na pierwszy rzut oka ma coś z tych klasycznych opowieści Stephena Kinga, w których główne role grają dorastający chłopcy. "Miasteczko Salem", "Cmętarz zwieżąt", "Talizman", "Joyland", czy choćby ostatnio "Baśniowa opowieść" - wszystkie te powieści łączy mały główny bohater, który pozostawiony sam sobie, chcąc czy nie, musi stać się "superbohaterem". I choć niewątpliwie czuć tu ducha Kinga, to jednak bardzo wyważone tempo akcji, emocjonalność i sam styl pisania, to już zupełnie inna "bajka". Stephen Graham Jones pisze całkiem nieźle. Może i nie wpadłem w jakiś zachwyt, nie zrobiłem wielkich oczu i nie krzyknąłem "wow!", ale "Mapa wnętrza" to dobra mikropowieść (czy tylko ja uważam, że to słowo brzmi głupio?). Tak po prostu. Z racji swych rozmiarów, to raczej książka na jedno krótkie popołudnie, albo wieczór, ale nie uważam ten czas za stracony. Wręcz przeciwnie, Stephen Graham Jones w tej krótkiej opowieści porusza kilka ważnych tematów, jak chociażby sprawę Indian i zamykanie ich w rezerwatach, wciąż żywą ksenofobię czy kiepski dostęp do opieki zdrowotnej dla ludzi biednych, choć ciężko pracujących.
Jednak przede wszystkim "Mapa wnętrza" to opowieść o poszukiwaniu własnej tożsamości, o sprzecznych uczuciach i dzieciństwie, które nie tyle przerywa, co mocno zmienia, śmierć bliskiej osoby - w tym przypadku ojca. Zjawa wydaje się być tylko pretekstem do opowiedzenie historii znacznie głębszej niż klasyczna opowieść o duchach i myślę, że w tej kwestii Stephen Graham Jones świetnie sobie poradził.
"Mapie wnętrza" daleko do arcydzieła, ale jako, że jest to książka dobra, to polecam Wam ją. Nie jest to jednak lektura obowiązkowa, a raczej przerywnik między bardziej obszernymi powieściami.
© by MROCZNE STRONY | 2023