Końcówka października w moim czytelniczym rozkładzie jazdy zdecydowanie należała do Ryszarda Ćwirleja i milicjantów z Poznania. Najpierw miałem okazję, ale i przyjemność przeczytać i zrecenzować "Morderczą rozgrywkę", a zaraz po niej sięgnąłem po "Śliski interes", który, jak się szybko okazało, jest bezpośrednią kontynuacją dwóch poprzednich tomów: "Błyskawicznej wypłaty" oraz "Śmiertelnie poważnej sprawy". I to jest właściwie dobry moment, aby Was przestrzec. Poniższa recenzja może zawierać spojlery dotyczące obu wcześniejszych powieści, a zatem jeśli ich nie czytaliście, a macie zamiar, to darujcie sobie tę recenzję. Naprawdę, jeśli jej nie przeczytacie nie będzie mi przykro, a świat się nie zawali, bo i nie takie wstrząsy przeżył. 😉
Ok, skoro zostaliśmy już w bardziej - że tak powiem - kameralnym gronie, możemy iść dalej. Otóż akcja "Śliskiego interesu" została osadzona zimą 1983 roku, czyli niespełna pół roku po wydarzeniach opisanych w "Śmiertelnie poważnej sprawie" i półtora po brawurowej ucieczce gangstera "Żurawia" w "Błyskawicznej wypłacie". Okazuje się, że wkrótce po powrocie Grubego Rycha z Niemiec i odbudowaniu jego wielkopolskiego imperium, do Poznania wrócił także Żuraw i bardzo szybko przejął rynek walutowy Grubińskiego, zmuszając cinkciarza do ucieczki. To jednak Żurawskiemu za mało. Dobrze wie, że Rychu przyczaił się tylko po to, aby zaplanować zemstę. Gdy więc Żuraw poznaje lokalizację jego kryjówki, bierze swoich ludzi i jedzie na miejsce, aby ostatecznie się go pozbyć. Na szczęście o planach zabicia Rycha, dowiaduje się Brodziak i pędzi do przyjaciela z odsieczą.
W tym samym czasie, dozorca jednej z poznańskich kamienic znajduje na chodniku ciało mężczyzny. Na miejscu zjawia się chorąży Teofil Olkiewicz i odkrywa, że trup został wypatroszony. Co ciekawe, już nazajutrz do jednego z miejscowych komisariatów dociera wiadomość, że ktoś rozkopał na cmentarzu świeży grób i ukradł ciało. W tej sytuacji nawet Olkiewicz... Chwila, moment, bo się zagalopowałem. Olkiewicz nawet tak prostego równania nie jest w stanie ogarnąć, ale pomagający mu funkcjonariusz i niespełniony literat w osobie Marjańskiego, dodaje dwa do dwóch i mu wychodzi, że trup spod kamienicy, pasuje jak ulał do wykopanej trumny. I wszystko wskazuje na to, że owe zwłoki, przywiezione niedawno z Niemiec, służyły jako paczkomat dla drogocennej przesyłki. Ale co było w tej przesyłce? Właśnie tego Teoś stara się dowiedzieć, choć możecie się domyślić, że raczej z mizernym skutkiem.
"Śliski interes" zamyka nieformalną trylogię będącą częścią cyklu o milicjantach z Poznania. Te trzy części różnią od wcześniejszych, są nie tylko bardziej rozbudowane - i mam tu na myśli zarówno fabułę, jak i bohaterów - ale też reprezentują nieco inny podgatunek. Z klasycznych kryminałów neomilicyjnych, zamieniają się bowiem w kryminały gangsterskie. Szczególnie mocno jest to widoczne w "Śliskim interesie", ale także w "Błyskawicznej wypłacie". W moim przekonaniu, Ryszard Ćwirlej, tą zmianą mocno odświeżył cykl, co uważam, za duży plus. Uwielbiam powieści gangsterskie i gdy ktoś mnie pyta: "jaka jest twoja ulubiona książka?", bez wahania odpowiadam: "Ojciec chrzestny". Półświatek PRL-owskiego Poznania może i nie jest tak romantyczny jak obraz rodziny Corleone naszkicowany przez Mario Puzo, a nam Polakom - co by o nas nie mówić - daleko do porywczych Włochów, to jednak nie zmienia pozytywnego wrażenia, jaki wywołał we mnie zarówno "Śliski interes", jak i poprzednie dwa tomy "trylogii". I nie, fabuła ani trochę nie przypomina kultowego dzieła Puzo, ale jeśli już miałbym się pokusić o jakieś porównanie, to ostatnie trzy powieści z milicyjnego cyklu (bo wydaje mi się, że należy je traktować jako jedną wielką całość), zestawiłbym z "Chłopcami z ferajny". Mamy tu bowiem zarówno brawurowe napady, brutalne porachunki, kameralne gangsterskie narady, jak i próbę wejścia w zupełnie nową gałąź przestępczego biznesu.
Bardzo szybko okazuje się, że konflikt, który toczy "Śliski interes" dotyczy trzech grup przestępczych. Dwie pierwsze to oczywista walka o wpływy między Grubym Rychem a Żurawiem, trzecią grupą są natomiast bonzowie z poznańskiego SB, na czele których stoi dobrze nam znany Bielecki. Nasi dzielni milicjanci właściwie do końca nie ogarniają o co toczy się ta krwawa walka. Giną bowiem ludzie ze wszystkich trzech organizacji przestępczych (tak, SB to w rzeczywistości także była mafia i to najgroźniejsza ze wszystkich) i bynajmniej nie z powodu chęci przejęcia wpływów w walutowym biznesie, a przynajmniej już nie. Teraz chodzi o trupy z Niemiec, a konkretnie o to, co w sobie przewoziły. Bo milicjanci szybko docierają do drugich wypatroszonych zwłok, a karawan z trzecimi właśnie przekroczył granicę. W tym wszystkim gubi się też sam Grubiński, który również chciałby się dowiedzieć, co to za "śliski interes" kręci na boku jego największy konkurent.
Siódmy tom cyklu o milicjantach z Poznania, to wciąż świetna literatura rozrywkowa - doskonale skrojony kryminał osadzony w siermiężnych latach '80, napisany z lekkością i poczuciem humoru, czyli tym, co charakteryzuje styl Ryszarda Ćwirleja, który nie tylko potrafi zawiązać ciekawą i wciągającą kryminalną intrygę, ale znakomicie oddaje klimat i atmosferę opisywanych przez siebie czasów. Dla mnie było to kolejne udane spotkanie ze starymi bohaterami i potwierdzenie, że jednak miałem nosa, gdy po przeczytaniu jednego tomu, od razu kupiłem resztę. 👍
© by MROCZNE STRONY | 2021