Lidia ginie pod kołami samochodu. Wszystko wskazuje na to, że ktoś bardzo się postarał, żeby kobieta właśnie w tym momencie znalazła się na przejściu dla pieszych. Agata, mimo że dobrze nie znała ofiary, angażuje się w tę sprawę. W końcu zdarzenie miało miejsce nieopodal jej biura, czyli tam, gdzie Lidka miała zacząć pracę. Niewykluczone, że tragiczna śmierć jest jakoś powiązana z wydarzeniami z przeszłości. „Zanim zapomnę” sprawia bardzo mylne pierwsze wrażenie. Cała otoczka, czyli okładka, dopisek pod tytułem, opis z tyłu kojarzą się z kryminałem czy thrillerem. Tymczasem trzeba podkreślić, że książka Iwony Wilmowskiej z całą pewnością kryminałem nie jest. Powiedziałabym, że to powieść obyczajowa z wątkiem sensacyjnym, który tak naprawdę nie zawsze jest na pierwszym planie. Autorka bardziej skupiła się na głównej bohaterce i jej życiu, a chociaż śledztwo toczy się przez cały czas trwania akcji, podczas czytania wydawało mi się, jakby tylko początek i koniec kręcił się wokół zagadki. Środek był po prostu ciągiem wydarzeń, z czego pewną część dałoby się wyrzucić bez szkody dla całokształtu. Sama zagadka kryminalna jest naprawdę ciekawa. Postać Lidki owiana jest tajemnicą; sporo lat spędziła za granicą – nie wiadomo, dlaczego nagle wyjechała, co tam robiła i jak to się stało, że zdecydowała się jednak wrócić do Polski. Trzeba też przyznać, że tożsamość zabójcy została utrzymana w sekrecie do samego końca. Nie domyśliłam się absolutnie, kto za tym stoi, ale nie jestem do końca pewna, czy to dzięki umiejętnej konstrukcji fabuły, czy to tylko efekt... rozczarowującego i nieprzekonującego rozwiązania. Owszem, byłam zszokowana, kiedy wyszło na jaw, kto zabił Lidię. Ale motywy sprawcy ani tym bardziej sposób, w jaki Agata odkryła prawdę, nie kupiły mnie zupełnie. Nic nie wskazywało na to, by bohaterka była blisko rozwikłania zagadki, po prostu nagle, ni z gruchy, ni z pietruchy, wyskoczyła z odpowiedzią na pytanie „kto zabił?” i opowiedziała, jak do tego doszła. Wyglądało to tak, jakby autorka chciała na siłę przekonać czytelnika, że Agata jest naprawdę przenikliwa, bystra i w ogóle niesamowicie inteligentna. No nie bardzo. Zachowanie Agaty dziwnie mnie irytowało. Wydawała mi się infantylna, choć być może wynika to ze stylu, w jakim została poprowadzona narracja – nagromadzenie absurdalnych zdrobnień (np. Jacula) sprawiało, że rozmowy poszczególnych postaci czasem przypominały dialogi między dziećmi, a nie dorosłymi ludźmi. Ogólnie książka jest napisana bardzo lekko, czyta się przyjemnie, ale momentami coś tu zgrzytało pod względem stylistycznym. Poza Agatą tylko Kermit, czyli jej chłopak, wzbudził we mnie intensywniejsze uczucia – ciepłe uczucia, należy dodać. Kermita jakoś nie da się nie lubić. Zdecydowanie najmocniejszą stroną powieści są pojawiające się tu i ówdzie retrospekcje, które dotyczą Lidki. Te fragmenty wciągały mnie zdecydowanie najbardziej i chociaż dość szybko zaczęłam się domyślać, do czego one prowadzą, bardzo chciałam dowiedzieć się szczegółów. Doceniam też tytuł, który zostaje świetnie wyjaśniony pod koniec książki – za to chylę czoła. Patrząc jednak z pewnej perspektywy stwierdzam, że „Zanim zapomnę” nie wyróżnia się niczym szczególnym. Finał, choć dość zaskakujący, nie sprawił, że byłam szczególnie zachwycona. No i fakt, że wszystkie wydarzenia rozgrywają się na przestrzeni raptem jednego weekendu... Nie, coś mi tu nie gra. Podsumowując: książkę Iwony Wilmowskiej czyta się całkiem dobrze, umiliła mi wolne wieczory, nawet mimo pewnych niedociągnięć w warstwie stylistycznej. Nastawiłam się jednak na kryminał, a pod tym względem czekało mnie srogie rozczarowanie. Można właściwie powiedzieć, że ta lektura ani mnie grzeje, ani ziębi – dostarczyła mi pewnej frajdy, ale raczej nie zostanie w głowie na dłużej.