"Zakochana służąca" śledzi losy Marty Skowronek, trzydziestodwuletniej ochmistrzyni księżnej Sary Reszko. Kobieta od lat wiernie służy swojej pani, będąc jednocześnie jej przyjaciółką i powiernicą jej sekretów. Jej całe życie jest służbą, nie miała więc do tej pory ani czasu, ani okazji, żeby się zakochać. Przypadkiem jednak na jej drodze staje przystojny pocztylion, któremu udaje się skraść jej serce, to jednak dopiero początek jej radości i problemów...
Nie wiem jak to się stało, że sięgając po tę książkę nie wiedziałam, że jest to kontynuacja innej powieści autorki, "Dom pełen tajemnic". Z tego co doczytałam, pierwsza powieść skupia się bardziej na losach księżnej Sary, tu z kolei wyraźniej wybrzmiewa historia jej ochmistrzyni, która nie tylko się zakochuje po raz pierwszy, ale też doświadcza całej masy niezawinionych katastrof. Autorka tak zgrabnie snuje swoją historię, przypominając i przytaczając wydarzenia z przeszłości bohaterek, że przy czytaniu właściwie nie czułam wcale, że nie wiem o co chodzi, że wchodzę w sam środek opowieści. Wydaje mi się więc, że można te książki czytać osobno, ale jeszcze to sprawdzę, jak sięgnę po wspomnianą pierwszą powieść z serii ;).
Cała ta książka jest dość wciągająca, napisana dobrze, płynnie, z pewną lekkością, przez co od początku się przez nią płynie. Przyznam jednak szczerze, że do mniej więcej połowy czytało mi się świetnie, a im bliżej końca było coraz gorzej... Dlaczego? Bo mimo całkiem przyjemnego pióra autorki, sama historia przez nią stworzona okazała się niedoskonała, nieco płytka i stereotypowa, dość naiwna i niewiarygodna, mało pasująca do realiów epoki - bohaterowie z jednej strony zwracają uwagę na konwenanse, z drugiej jednak podążają wbrew nim, a przy tym łamanie zasad społecznych przychodzi im dziwnie łatwo, ba, nawet często nie ponoszą żadnych konsekwencji tego, że podążają pod prąd. Zdaję sobie sprawę, że chodziło tu o pokazanie nieco niepokornych, nietypowych bohaterek, ale moim zdaniem wyszło to nie do końca przekonująco.
Już sama historia miłosna Marty Skowronek jest naiwna i odrobinę egzaltowana, tak jak ta bohaterka, na dodatek po prostu przewidywalna. Tytułowa zakochana służąca jest trochę po trzydziestce, a cały czas powtarza, jaką jest starą kobietą (jako równolatka tej postaci jestem oburzona ;)), zachowując się przy tym jak niedoświadczone dziewczę. Nie podobała mi się niekonsekwencja w budowaniu tej postaci, moim zdaniem znacznie lepiej została opisana jej pracodawczyni, księżna Sara Reszko, młoda kobieta po przejściach, która układa sobie życie na nowo, wymykając się normom społecznym. Nie była to też idealna postać, ale jakoś łatwiej było mi ją polubić i zrozumieć, zwłaszcza, że mimo trudności, potrafi ona współczuć i pomagać innym.
Autorka ciekawie pokazała za to oczekiwania społecznie wobec kobiet różnych stanów oraz próby wyzwolenia się z nich - te udane i te mniej, a także olbrzymią przepaść pomiędzy szlachetnie urodzonymi a ich służbą, która powoduje, że pracodawcy często nie są w stanie zrozumieć swoich pracowników, ba, nawet często nie potrafią być im wdzięczni za ciężką pracę. Z kolei tło historyczne było całkiem ciekawie zarysowane, choć mogłoby być nieco bardziej rozbudowane.
Nie wiem jak ocenić tę książkę. Z jednej strony zapewniła mi ona nieco rozrywki i przeniosła w dawne czasy, napisana została też całkiem ładnie, z drugiej jednak, nie przekonała mnie sama historia, którą opowiada - zwłaszcza wątki dotyczące głównej bohaterki. Dla mnie to taka średnia obyczajówka - ma trochę wad, ale nie jest też zupełnie bez zalet. Myślę jednak, że osoby, które na co dzień rzadziej sięgają po tego typu powieści, będą znacznie bardziej zadowolone z tej lektury, zapewni im ona więcej emocji i wzruszeń...
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem.
Pierwotnie pojawiła się na moim blogu.