O czym może opowiadać poezja? O dniu codziennym, sprawach błahych i nader nieistotnych z globarnego punktu widzenia. Z drugiej strony są to sprawy nader istotne dla tych, którzy w nich uczestniczą. Uczestniczą i potrafią przekazać je innym. Hanna Kalińska potrafi.
Mam przyjemność opowiedzieć o jej tomiku wierszy pod tytułem „Plac zabaw”. Długo zastanawiałem się nad tym tytułem. Oczywiście, kojarzy się z dzieciństwem. Ale czy wiersze zawarte pod tym tytułem także afiliują pierwszy okres życia? Oceniam, że nie są to, broń , dziecinne wierszyki z pamiętnika nastoletniej dziewczynki. Są to wiersze dojrzałej kobiety, tylko mające nutkę obgłaskanego oseska. Który cieszy się ze wszystkiego.
Woreczek na muszelki, cień słoneczny, jęk wypluwanych meduz, wszystkie nasze zakochania – te wszystkie rzeczy, które mijamy beztrosko każdego dnia, a z których poeta potrafi wyczarować kolejny i kolejny wiersz. Zwykła rzecz, jak na przykład milczenie do siebie by nie dzieliło na dwoje. A z naszych snów zbudujemy pałace, pasjonują nas przyloty i odloty – rozkoszny figiel w naszym życiorysie. Hanna Kalińska w wierszach pokazuje nam odbicie swego świata, swego patrzenia na świat. I jak czytelnik pewno zauważył, rzeczywiście widać w nim dużo, wiele iskierek dziecinnego spojrzenia pod czujnym okiem dorosłej kobiety.
Może ktoś tego zachwytu nie zrozumie, wzruszy ramionami. Lecz właśnie na tym polega poezja. Na wychwytywaniu takich właśnie drobnostek, świetlików naszego życia. Bo nikt nam nie zabroni żeglować w stronę miłości, gdy wokół małe porywy i niecierpliwe dysonanse.
Bo tak Bogiem a prawdą co my – ludzie mamy z tego życia? Wybiegani, zmordowani, sfrustrowani. A tu przyjdzie taki pan poeta czy taka pani poetka i zdemoluje dotychczasowe myślenia. Każe cieszyć się z byle głupstw, z byle uśmiechu, z byle cienia słonecznego. Ale to tak już jest. Z poetami. Oni są z innego świata. Z tej połówki świata, mówiąc dokładnie, która jest jaśniejsza, bogatsza, cieplejsza. Widać to w każdym wierszu Hanny Kalińskiej.
Hanna Kalińska bawi się słowami, znaczeniami słów. W tym dobrym, pozytywnym sensie. Na okładce widzimy puzzle literowe. Można z nich ułożyć wspaniały świat. Jeden jedyny. Proszę sobie uzmysłowić że drugiego takiego tomiku pani Hanna już nie napisze. I to jest najpiękniejsze. Zostały na papierze zapisane kadry, takie stop klatki do których możemy przecież wracać ile nam się podoba. Sto, tysiąc razy. Na tym również polega poezja. Na ciągłym powtarzaniu tej samej przestrzeni. Po wielokroć. Jeszcze coś – w wierszach Kalińskiej można odkrywać różne warstwy emocji, za każdym razem inną rację bytu. Czułość jaką obdarza Czytelnika Autorka jest wszechogarniająca.
Przebywam z tomikiem Hanny Kalińskiej od ponad miesiąca. Nie potrafię się z nim rozstać. Czytam pojedyncze wiersze, czasami cztery, pięć. Nie uciekają na drugą stronę papieru, nie chcę by było mi ich brak. Nieraz milczymy, czasami jesteśmy rozgadani. Tak jak w życiu. Bo to są jednak wiersze płynące z życia, chociaż na pierwszy rzut oka, takie się nie wydają. Dlatego też polecam pobyć z nimi przez jakiś czas. Może miesiąc, może rok, jak to sobie między sobą ustalicie. Wiersze pani Hanny są jak druga osoba liczby pojedynczej. Przyjaciel. Ktoś kto przytuli, pogłaszcze. Powie coś ważnego, mądrego, miłego. Nie oceni, tylko pokaże. Cudowny świat słów.
Ocena 6/6