Zawsze, kiedy w oko wpada mi zdanie „debiutancka powieść polskiego autora” od razu wiem, że muszę ją mieć. Szczególnie gdy jest to literatura z gatunku, który namiętnie czytuje. Ładna okładka, choć nieco przypominająca amatorską zabawę w Paincie, pod ambitnym tytułem „Na szczycie” kusi obietnicą powieści pełnej pasji, miłości oraz erotycznych uniesień. Dlaczego tak dobrze zapowiadająca się powieść nie spełniła moich oczekiwań?
Historia Rebeki Staton to typowa historia dziewczyny z małego miasta, która marzyła o życiu w wielkim świecie. Z powodu bardzo trudnej sytuacji materialnej zostaje zmuszona do porzucenia studiów oraz rozpoczęcia kariery striptizerki w nocnym klubie. Pomimo tego, że większość pieniędzy wysyła matce alkoholiczce i mieszka w paskudnej dzielnicy, dzieląc niewielką przestrzeń między siebie, a najlepszego przyjaciela Treyem, Rebeka nie zgadza się na żadne dodatkowe układy z klientami i „bonusowe” usługi.
Wszystko się zmienia, gdy próg klubu w którym tańczy przekracza mężczyzna jej snów. Decyduje się rzucić wszystko i ruszyć w trasę jako tancerka z rockowym zespołem o niepochlebnej reputacji. Życie Rebeki wraz z poznaniem Sedricka, menadżera zespołu, zmienia się nie do poznania. Pytanie tylko: w marzenie czy koszmar?
Sam opis powieści przypomina wiele książek powstałych na fali Grey’a: „Za sceną”, „Proś mnie o co chcesz”, „Dotyk Crossa” czy nawet „Fantazje w trójkącie”, nie wspominając już o dominującym wątku bogatego, apodyktycznego mężczyzny, który zakochuje się w prostej, niewinnej dziewczynie. Czy jednak Rebeka jest aż tak niewinna? Pierwsze słowo, które podsuwa mi się na myśl o niej to: irytująca. Sam Sed opisał ją jako „królową dramatu”. Reb ma okropny zwyczaj padania w histerie, wykłócenia się, nigdy nie daje dojść sobie do słowa i wyjaśnić sytuację. Lepiej jej wychodzi wyłączanie telefonu i ucieczka. A tak za każdym razem, a awantur jest naprawdę sporo. Właściwie na tym opiera się cała książka „Na szczycie”. Kłócą się, bluzgają, ona płacze i ucieka. I tak w kółko. Rebeka nie tylko jest straszną histeryczną i awanturniczką, ale również alkoholiczką (jej życie sprowadza się tylko do picia ogromnych ilości napojów wysokoprocentowych, kaca i imprez), jest również jedyną dziewicą pracującą jako striptizerka i najbardziej nieodpowiedzialną i lekkomyślną osobą, jaką miałam nieprzyjemność poznać. Reb najpierw robi, potem myśli, a zazwyczaj nawet nie robi tego drugiego. Zdecydowanie za dużo razy wspomina o okresie, podpaskach, krowotkach przy chłopakach i w kółko powtarza „Boże, czy ja naprawdę to powiedziałam”? Tak, powiedziałaś! Nie wiem kto jest bardziej tym zażenowany – ona czy ja?
Natomiast jeśli jednym słowem miałabym opisać „Na szczycie” – byłoby to „toksyczne”. Ta powieść jest po prostu nie zdrowa. Jeśli sięgnie po nią młoda, niedoświadczona dziewczyna, a nie daj Boże!, dziewica, pozostawi to u niej na trwały uraz psychiczny. Rebeka jest jedyną osobą, która może tracić dziewictwo na trzy podejścia z trzema różnymi osobami, a przy tym nabawić się krwotoku zewnętrznego i zemdleć, jak również wielokrotnie mdleć podczas seksu, zabezpieczać się metodą „seksu przerywanego” i uważać że jest skuteczna (!), jak również przyklejać plaster antykoncepcyjny w ostatni dzień po okresie (nie, dziewczyny, tak się nie robi). Autorka nie ma za grosz pojęcia o czym piszę.
Jednak nie tylko Rebece można wiele zarzucić. Sed jako starszy i bardziej doświadczony proponuje dziewczynie – świeżej nie-dziewicy, która uprawiała seks zaledwie kilkukrotnie i za każdym razem kończyło się bólem i płaczem, seks z innymi ludźmi, trójkąty, czworokąty i inne figury geometryczne oraz seks analany i oralny. Kiedy ona mówi „nie, proszę, nie jestem gotowa” on tak naciska i bajeruje, że ona godzi się na wszystko. A potem kończy się jak zwykle. Płacz, awantura, ucieczka. I tak zataczamy kręg – kilkanaście razy.
Podsumowując: Reb jest infantylną i lekkomyślną histeryczką, a Sed facetem, któremu tylko jedno w głowie, nie zważając na zdrowie psychiczne i potrzeby swojej kobiety. Standard. Ale co z fabułą? A tutaj wiele się dzieję! Właściwie wszystko: nachalna eks, kilka ciąż, poronienia, niemoralne propozycje, wypadki, rzekome zdrady, bójki, trójkąty miłosne, molestowanie seksualne czy zaniedbujący rodzice. Wątków jest tyle, że można się pogubić. Od koloru do wyboru, znajdzie się tutaj wszystko. Jednak najgorsze jest to, że to wszystko już było! Tej powieści po prostu brakuje oryginalności. Może autorka myślała, że jeśli zawali nas górą akcji to zapomnimy o tym, jakie te motywy są oklepane i znane. Niestety, nie przeszło.
Styl autorki jest porażający. Rebeka co rusz się powtarza, mówiąc w kółko jedno i to samo, zdania są niespójne i strasznie chaotyczne. Tak samo chaotyczne jak bohaterowie i fabuła. Wiele wątków zostało pominiętych i niewyjaśnionych, a zakończenie, na które czekałam z utęsknieniem, przesłodzone i mdłe.
Osobiście dla mnie „Na szczycie” było bliżej do „na dnie”. Może nie jest to po prostu powieść dla mnie? Męczyłam ją niemiłosiernie, wahając się bez przerwy czy czytać dalej, czy odpuścić. Bohaterowie byli niezwykle irytujący, bezmyślni, a sama Rebeka zachowuje się jak niedojrzała gimnazjalistka. Jedyną postacią, która przypadła mi do gustu był Eric, który w przeciwieństwie do Seda, nie uciekał od problemów tylko stawiał im czoło. Książka jest bardzo obszerna, tylko dlatego, że autorka wrzucała wszystko co jej przyszło do głowy. Wątków jest za dużo, a wszystko to kiedyś już było. Za grosz krzty oryginalności. Sceny erotyczne są do zniesienia, pomijając oczywiście notoryczne krzyki „oh, Sed!” i „o, Boże!” oraz Rebeke, którą nawet lekki powiew wiatru doprowadzi do orgazmu.
Nie wiem kto jest docelowym odbiorcą tej książki, ale moim zdaniem ona jest toksyczna dla naszego zdrowia psychicznego. W moim opinii jest to NAJGORSZA powieść, z jaką w tym roku miałam styczność. Więc dobrze radzę: przed przeczytaniem skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą! ~hybrisa