Cenię sobie dobre historie. Uwielbiam, kiedy pisarz serwuje mi ciekawą opowieść pobudzającą emocje. Powieści, których strony stają się wrotami do innych światów oceniam niezwykle pozytywnie. Uwielbiam ten stan, kiedy całkowicie zanurzam się w fabule, kiedy pisarz tak snuje swoją opowieść, że mimowolnie staję się jej uczestniczką – zapominam, że czytam. Nie widzę już liter, ale staję się częścią wydarzeń przedstawianych na kartach powieści. Moja wyobraźnia przenosi mnie do świata wykreowanego przez autora. Czytając „Wielkiego Mistrza”, finałowy tom Trylogii Czarnego Maga, czułam jakbym znalazła się w samym centrum wydarzeń rozgrywających się w świecie wykreowanym przez Trudi Canavan. Lektura okazała się nadspodziewanie satysfakcjonująca.
Po ostatni tom trylogii sięgnęłam wieczorem, chciałam przeczytać kilka stron przed snem. Nie planowałam spieszenia się z lekturą. Chciałam przedłużać przyjemność płynącą z jak najdłuższego obcowania z tekstem, ale gdzie tam! Akcja powieści wciągnęła mnie do tego stopnia, że wcale nie spałam. Lekturę „Wielkiego Mistrza” zakończyłam o wczesnych godzinach porannych, a po przewróceniu ostatniej strony byłam tak rozemocjonowana, że nie było mowy o śnie.
„Wielki Mistrz” nie jest idealną powieścią, zdaje sobie sprawę z jej wad – pewnej schematyczności; wprowadzenia nieco banalnego wątku miłosnego, który rozwija się dość nagle i jest odrobinę naiwny; obecności kilku zupełnie niepotrzebnych scen, które niczego nie wnoszą do fabuły, ale wiecie co? Mam to w nosie! Ta książka oddziaływała głównie na moje emocje i nawet jeśli autorka nie ustrzegła się przed kilkoma potknięciami, to nadal uważam ten tom ze rewelacyjny (choć obiektywnie muszę przyznać, że bardziej wymagający fani literatury fantastycznej mogą nie odebrać tej pozycji tak entuzjastycznie jak ja).
Fabuła powieści była wciągająca i ciekawa. Sporo było w niej dramatyzmu, a także subtelnego romantyzmu, którego obecność w szczególny sposób powinna spodobać się czytelniczkom. Największe emocje wywołało we mnie zakończenie. Było niesamowicie smutno i tragicznie. Finał pozostawił mnie z poczuciem pustki i żalu. Chciałabym, żeby Canavan nie kończyła wszystkiego w taki sposób, jednocześnie nie umiem wyobrazić sobie innego, równie zapadającego w pamięć finału.
Ostatni tom Trylogii Czarnego Maga wywołał u mnie szereg silnych emocji, z pewnością sięgnę po Trylogię Zdrajcy, dzięki której - choć na chwilę - będę mogła spotkać się z bohaterami, których bardzo polubiłam.
Czy polecam Trylogię Czarnego Maga? Chciałbym gorąco przytaknąć, ale nie do końca mogę. Mnie ta seria zauroczyła do tego stopnie, że całkowicie nie obchodziły mnie drobne mankamenty fabuły. O tym, że pokochałam utwory Trudi Canavan, zadecydowały emocje i nie jestem w stanie zagwarantować, że każdy czytelnik będzie czuł to samo, co ja. Myślę, że dla osób oczytanych w fantastyce, ten tytuł może okazać się utworem banalnym i schematycznym. O tym, czy zachcecie zawrzeć bliższą znajomość z powieściami Canavan, musicie zdecydować sami. Ja, najszerzej jak potrafiłam, opowiedziałam wam o emocjach, jakie wywarł na mnie ostatni tom serii.