Transsuma to książka autorstwa Romana Razorbaka. Sam tytuł na "pierwszy rzut oka" wydaje się nieco egzotyczny. Bo co oznacza owa "Transsuma"?. Tego czytelnik dowiaduje się zgłębiając się w jej treść. Moja pierwsza myśl, gdy sięgnęłam po tą pozycję brzmiała "Boże mój kochany, co ja najlepszego sobie zrobiłam?!". Czytając pierwsze kilka stron, stwierdziłam, że to nie jest książka dla mnie, odłożyłam ją na półkę, lecz ta piękna minimalistyczna okładka zdawała się wołać mnie krzycząc: Daj mi jeszcze jedną szansę, nie pożałujesz!". Dałam się więc przekonać i to co dostałam nie da się opisać słowami. Wybierając książkę "Transsuma" do recenzji spodziewałam się czegoś na kształt może "Imienia Róży" Umberto Eco no bo wiecie: klasztor, mnisi, cała ta boska powłoka. Tego co dostałam nie spodziewałam się nawet w najśmielszych snach.
Wyobraźnia autora przerosła moje najśmielsze oczekiwania. Włożył on "ogromny kij w klasztorne mrowisko".Za pomocą narratora przedstawił czytelnikowi tajemniczego młodego człowieka, którego nazywa "On". Bezimienny, tajemniczy, poszukujący, uciekający do klasztoru. Przed czym tak ucieka? Czego szuka wśród rozmodlonych mnichów?
Roman Rozrabak posługując się wykreowanymi bohaterami niczym "Piłat umywający ręce" ukazuje hipokryzję panującą w klasztornych murach. "Przerabia na własną modłę" 7 grzechów głównych: pychę, chciwość, nieczystość, łakomstwo, zazdrość, gniew i lenistwo. Robi to w tak bezpośredni, bezczelny wręcz sposób, że nawet ateiści byliby w stanie uwierzyć, że właśnie w taki sposób owe grzechy wyglądają.
Narrator w "Transsumie" daje "prztyczka w nos" także nam społeczeństwu żyjącemu w XXI wieku, dla których telewizja, internet, ziemskie uciechy są normalnością. Pozwólcie że przytoczę tutaj jeden z cytatów, bo i życiowymi cytatami ta książka stoi.
Kiedyś czytałem dużo gazet i często oglądałem telewizję. Dzisiaj te czynności wydają mi się obce i odległe zarazem, zupełnie nie odczuwam cierpienia z powodu braku radia ani nawet świeżej prasy, nie tęsknie za telewizją, do której mamy dostęp tylko w niedzielne wieczory z okazji trwającego całe pół godziny dziennika. Spodziewałem się tych zmian, byłem na nie gotowy. Z chwilą wstąpienia do klasztoru mój świat niespodziewanie skurczył się do rozmiarów rozpostartej dłoni. Stał się naprawdę maleńki, choć przecież wcale nie jest duszny.
Oddycham w taki sam sposób, w jaki oddychałem na zewnątrz murów. Tylko czasami, w nocy, zdarza się, że nagle budzę się, z przerażeniem myśląc, że brakuje mi tchu, jakby powietrze w celi wysysał księżyc pęczniejący na niebie.
Na koniec chciałabym poruszyć ostatni, chyba najważniejszy wątek dotyczący tej książki związany z samym tytułem. Wątek przemiany bohatera "On" w bohaterkę "Ona". Tak w tej książce mamy dylematy mnicha - transseksualisty, który odkrywa swoją cielesność, swoją seksualność w relacji z innym mnichem. Tutaj muszę napisać, że przez niektórych czytelników ta część książki może zostać odebrana jako szkodliwa. Sama miałam problem z przebrnięciem przez niektóre z nich.
Podsumowując: Jest to zdecydowanie książka niejednoznaczna, godna uwagi, z pewnością nie dla każdego. Jeśli macie otwarte umysły, chcecie poznawać nowe tytuły niekiedy wykraczające z Waszej "Czytelniczej Strefy Komfortu" to sięgajcie po "Transsumę".
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl