Kelley Armstrong jest pisarką kanadyjską zaliczaną do grona najoryginalniejszych współczesnych twórców powieści z gatunku thrillera nadnaturalnego i kryminału. Zanim poświęciła się pisaniu, ukończyła studia psychologiczne i informatyczne. Jest autorką dwudziestu powieści (m.in. Ugryzionej, Stolen, Wezwania).
Kończąc pierwszą część tejże trylogii byłam naprawdę poirytowana faktem, że pozwoliłam tak dobrej książce przeleżeć w zapomnieniu kilka miesięcy na mojej półce. Niedługo po zakończeniu tej lektury sięgnęłam więc pełna nadziei i lekkich obaw po część drugą – „Przebudzenie”. Nauczona przykrymi doświadczeniami z przeszłości, starałam się nie stwarzać zbyt wygórowanych wymagań, by nie rozczarować się jak przy wielu innych seriach – ponieważ częstym zjawiskiem była tendencja spadkowa poziomu z każdym kolejnym tomem. Przez mniej więcej pierwsze trzydzieści stron miałam wrażenie, że będzie tak i tym razem. Wciąż miałam wrażenie, że jest nieco gorsza od „Wezwania”, jakoś nie mogłam się wciągnąć. A już na pierwszej stronie czaiło się powtórzenie, które zauważyłam od razu. I po owych trzydziestu stronach – w końcu wciągnęłam się bez reszty, zapominając o całym świecie i wszystkich obowiązkach, które miałam do wypełnienia.
Główni bohaterowie są wciąż ci sami, poza jedną postacią która występuje dopiero pod koniec – nie pojawia się nikt nowy. Chloe Saunders, piętnastoletnia nekromantka wciąż jest naszą narratorką. W tej części ucieka od więżącej ją Grupy Edisona, by wyruszyć razem z Derekiem, Simonem oraz Tori na poszukiwanie dawnego przyjaciela ich ojca, który nie tylko może im pomóc, ale również z pewnością posiada cenne informacje.
„Jesteśmy kompletnie ześwirowani i kompletnie nie cool. Twoja popularność leci na łeb na skutek samego przebywania z nami [...]”
Jeśli chodzi o bohaterów, przyznać trzeba, iż wykreowani są w bardzo ciekawy sposób. Wszyscy są złożeni, wielowymiarowi, posiadają własne indywidualne cechy. I przede wszystkim – nie są nudni. Moim osobistym faworytem praktycznie od początku był Derek, najbardziej tajemniczy i co za tym idzie, intrygujący z całej paranormalnej drużyny. Jeśli mam być szczera to z chęcią w kolejnej części widziałabym go u boku Chloe w roli jej chłopaka. Simon również jest chłopakiem dość sympatycznym, acz jeśli mam być szczera – jest on postacią najnudniejszą z kluczowej czwórki.
Odnośnie fabuły wystarczy chyba jeśli stwierdzę, że jest naprawdę ciekawa. Widać, że powieść ta została dobrze przemyślana przez autorkę. Akcja w dość szybkim tempie brnie tu do przodu. Pochwalić trzeba również to, że Kelley Armstrong naprawdę umie budować napięcie. Po wciągnięciu się w lekturę przeżywałam razem z bohaterami wszystkie ich rozterki, uczucia, emocje, ten stres podczas ucieczek i wszystko inne. A to właśnie budzenie uczuć jest w każdej powieści najważniejsze. Dodam więc tylko jedno – „Przebudzenie” zdało ten test z oceną bardzo dobrą. Styl autorki w porównaniu do części poprzedniej nie uległ zbyt wielkiej zmianie, jeśli nie zmienił się w ogóle. Wciąż jest równie ciekawy, barwny a przy tym prosty. Dialogi są ciekawe, niekiedy śmieszne i podczas ich czytania nie mamy wrażenia, że są bezsensowne – jak to nieraz bywa w co niektórych książkach. Jednym z elementów, które można też wyłapać podczas lektury jest dość częste występowanie młodzieżowego języka. Według mnie na szczęście nie została przekroczona ta cienka granica między autentycznym brzmieniem, a przesadą – choć to raczej należy zostawić do oceny innym czytelnikom. W końcu każdy ma do tego inny poziom tolerancji.
„Przypadkiem udało ci się unieszkodliwić tę kobietę i już jesteś Rambo?”
Okładka tak jak poprzednia jest naprawdę ładna, przyciąga wzrok i zachęca do czytania. Szata graficzna jest niewątpliwym plusem tej serii. Jeśli chodzi o błędy tudzież inne literówki – nie wyłapałam żadnego poza wspomnianym już wcześniej jednym powtórzeniem.
Reasumując – myślę, że „Przebudzenie” jest naprawdę dobrą kontynuacją swej poprzedniczki i z czystym sercem polecam ją fanom serii, niezdecydowanym oraz tym, którzy jeszcze nie czytali części pierwszej. Sama z wielką ochotą sięgnę po tom ostatni.