"Zakon Mimów" to jedna z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie premier w 2015 roku. "Czas Żniw" Samanthy Shannon totalnie mnie w sobie rozkochał, przez co wręcz odliczałam dni do upragnionej premiery kontynuacji. I będzie to miało miejsce już 22 kwietnia, więc całkiem niedługo. Tymczasem ja już mogę się podzielić z Wami swoimi wrażeniami. Przygotujcie się na prawdziwą jazdę bez trzymanki i na emocjonalny rollercoaster!
Dziewiętnastoletniej Paige Mahoney wraz z kilkoma innymi osobami udało się uciec z kolonii karnej Szeol I. To jednak nie koniec problemów wyjątkowej Bladej Śniącej, wręcz przeciwnie - one dopiero się zaczynają. Bohaterka wraz z innymi uciekinierami jest zmuszona do ukrywania się na ulicach Londynu i oglądania się za ramię, obserwując czyhające na nią zagrożenia. Paige pragnie za wszelką cenę ostrzec wszystkich odmieńców i poinformować ich o Refaitach i Emmitach, aby mogli oni podjąć walkę w zbliżającej się być może wojnie. Nikt jednak nie jest skłonny, aby jej w tym pomóc, a w szczególności jej mim-lord Jaxon. Nikt nie chce słuchać o wytworach wyobraźni młodej dziewczyny. Blada Śniąca jest jednak zdeterminowana, aby dopiąć swego. A za rogiem czyha na nią coraz większe niebezpieczeństwo...
Przypuszczałam, że po tak długiej przerwie ciężko będzie mi się znowu odnaleźć w mistycznie stworzonym przez Shannon świecie. Jej seria Czas Żniw choć diabelnie wciągająca i rozbudowana do granic możliwości, na początku może się jawić w niezbyt pozytywnych barwach. Ze mną tak było, gdy zaczęłam czytać prequel jej cyklu. Totalnie nie mogłam się "wbić" w przedstawioną przez nią historię, ale już gdy tylko to zrobiłam, gdy tylko przebrnęłam przez żmudny początek - dosłownie nie mogłam się oderwać od czytania i spijałam każde słowo z każdej kartki. To była niesamowita przygoda. Gdy zaczęłam czytać sequel "Zakon Mimów", historia się powtórzyła. Ponownie nie mogłam się odnaleźć w tej opowieści, jak się okazało - długa przerwa pomiędzy poszczególnymi częściami nie służy niczemu dobremu, szczególnie, że mamy tutaj do czynienia z fantastyką w swojej najczystszej postaci. Pozapominałam wiele szczegółów, wiele wydarzeń zatarło mi się w pamięci i w efekcie czułam się dosyć zmieszana. Moje obawy sięgały zenitu, ale - uff - na szczęście po około pięćdziesięciu stronach ponownie odnalazłam klimat niebezpiecznego Sajonu, poprzypominałam sobie większość akcji poprzedniego tomu i nie czułam się już tak zagubiona. Wręcz przeciwnie - atmosfera nieuniknionego zagrożenia na nowo mnie w sobie rozkochała.
Długo się zastanawiałam, czy "Zakon Mimów" jest lepszy od pierwszej części. I ostatecznie stwierdziłam, że niestety nie jest. Nie zrozumcie mnie źle - podobał mi się, jednak klimat kolonii karnej bardzo ciężko jest przebić, choć młoda pisarka niewątpliwie zadbała o to, aby nie było nudno. Dynamiczna akcja i wielowątkowość z powodzeniem sprawiły, że oderwanie się od lektury przychodziło mi z ogromną trudnością. Intryga sprytnie uknuta przez Samanthę Shannon okazała się bardzo absorbująca. Wraz z główną bohaterką, Paige, zastanawiałam się, jak dalej potoczy się ta historia. Czy Emmici w końcu zaatakują, czy, a raczej kiedy, żądna zemsty rodzina Sargas przystąpi do działania. Wszystko powoli zmierzało do nieuniknionego końca, przez co całą książkę czytałam z wypiekami na twarzy i sercem bijącym w przyśpieszonym tempie. A zakończenia i tak nijak nie mogłam przewidzieć... Jak ja wytrzymam do premiery 3 tomu, który przecież nawet jeszcze nie został opublikowany w Stanach Zjednoczonych?
Bohaterowie to jedna z wielu zalet tej serii. Są pełnokrwiści, prawie jakby wyrwani z rzeczywistości i umieszczeni na kartach powieści. Dawno już nie spotkałam się z tak porządną i szczegółową kreacją postaci. Przemiana Paige okazała się niewyobrażalnie duża, a młoda autorka nie zawiodła w jej ukazaniu. Czytelnik obserwuje, jakiej stopniowej ewolucji, której ulega Blada Śniąca. To już nie ta sama dziewczyna co na początku całej serii. Pobyt w kolonii, straty, których doświadczyła i rebelia, której dokonała wywarły na niej ogromne piętno. Naczelnik jest za to osobowością, której za nic w świecie nie potrafię rozszyfrować. Nie wiem jakie są jego intencje, zamiary. Jest on na tyle złożonym bohaterem, że w jego stosunku nie można być niczego pewnym. Bardzo urzekł mnie także wątek miłosny, który jest nienachalny, subtelny i wyważony. Przede wszystkim nie jest w centrum akcji, jest jedynie jej dodatkiem. Chemia pomiędzy Naczelnikiem i Paige została przedstawiona niesamowicie realnie, wręcz wyczuwałam panujące pomiędzy nimi napięcie.
"Zakon Mimów" pozostawił mnie zaskoczoną, ale w pozytywny sposób. Szokujące zakończenie sprawia, że czekanie na kolejny tom będzie istną torturą. Jeśli ktokolwiek jeszcze nie sięgnął po "Czas Żniw" radzę szybko to zmienić. Każdy fan fantastyki z dynamiczną akcją na pewno pokocha to dzieło. Emocje gwarantowane. Polecam!