Na detektywa Przypadka, który przypadkiem został detektywem, natknęłam się przypadkiem. Przypadki chodzą po ludziach.
Detektyw z przypadku – to ciekawy pomysł na bohatera. Jacek Przypadek wyróżnia się pozytywnie na tle innych polskich detektywów już tym, że nie jest zgorzkniałym alkoholikiem w średnim wieku, którego porzuciła zaniedbywana żona. Jak na bohatera komedii kryminalnej przystało jest rozbrajająco beztroskim bawidamkiem, bywalcem modnych lokali, który nie znalazł jeszcze swojego miejsca w życiu i nagle odkrywa, że może się spełnić w roli detektywa. I, o dziwo, spełnia się, ponieważ, co też nietypowe w polskich powieściach rozrywkowych, nie jest idiotą. To nie Pan Bóg pomaga mu w prowadzeniu śledztwa podpowiadając tropy, tylko on sam potrafi nieźle posługiwać się przydzielonymi przez rzeczonego Pana Boga w stosownym czasie szarymi komórkami.
Książka nieźle się zaczyna, autor dowcipnie operuje słowem, humor wznosi się na poziom abstrakcji wyższy, niż średnia dla tego gatunku, co akurat bardzo mi odpowiada. Podoba mi się na przykład taka definicja kandydatów na celebrytów: „ci, którzy może jeszcze nie są znani z tego, że są znani, ale mają dużą szansę być poznani od tej właśnie strony”. Już się cieszę na inteligentną rozrywkę, bo w pierwszym rozdziale mamy niezłe zmyły, pojawia się pierwszy zwrot akcji, a tu okazuje się, że to nie żaden zwrot akcji, tylko… zgrzyt. To co autor nazywa drugim rozdziałem, nie jest, de facto, kolejnym rozdziałem powieści, tylko nowym opowiadaniem. Osobiste perypetie bohatera wprawdzie mają swoją kontynuację, lecz w każdym „rozdziale” anegdota detektywistyczna jest zupełnie nowa i stanowi zamkniętą całość.
No niby to nic takiego, przecież co chwila wydaje się zbiory opowiadań, ale ponieważ nie znalazłam w opisie książki informacji, że taka jest forma tej książki, poczułam się trochę zawiedziona.
Rozczarowała mnie również intryga drugiego opowiadania. Zbyt wcześnie ujawnione zostały pewne fakty, więc każdy kto choć raz sprzedawał lub kupował nieruchomość i wie, na czym polega idea zadatku, domyśli się na czym polegał przekręt dużo wcześniej od detektywa.
Bardzo mnie natomiast rozbawiła trzecia (ostatnia) opowieść, ponieważ przypomniała mi prawdziwą anegdotę zasłyszaną przed wielu laty, która krążyła w pewnych kręgach jako tajemnica poliszynela: stary, uznany scenarzysta, próbował sprzedać scenariusz młodego, nieznanego scenarzysty jako swój własny. Tamta sprawa zakończyła się prozaicznie, Jackowi Getnerowi udało się znaleźć o wiele ciekawsze rozwiązanie.
Nie mogłam jednak spokojnie czytać tej błyskotliwej momentami książki, bo co chwila przychodziły mi do głowy dobre rady, których można by udzielić autorowi. Zanim jednak zabrałam się do ich spisywania odkryłam, że od czasów „Trzynastki” autor zdążył już wydać sześć książek z przygodami detektywa Przypadka. Może więc rozwinął się na tyle, że nie potrzebuje już żadnych rad? Z nadzieją, że zaoszczędzę trochę czasu i nie będę musiała wytykać błędów, bo autor sam już je dawno odkrył i poprawił, sięgnęłam po najnowszą książkę Jacka Getnera „Pan Przypadek i cykliści”.
O tym, jakie były efekty tej lektury dowiecie się w następnym odcinku.